Reklamowanie wiary, religii i Pana Boga jest wymarzonym przedsięwzięciem dla agencji marketingowych. Tylko czy Bóg rzeczywiście potrzebuje reklamy?
Tymczasem specjaliści od reklamy patrzą na wiarę jako produkt do wypromowania, a Kościół postrzegają jako markę. Może to prowadzić do szokujących wniosków. W badaniu zrealizowanym w 2001 r. przez instytut SMG/KRC okazało się, że Kościół katolicki zajmuje… 21 miejsce, o zgrozo, między jogurtem i czekoladą.
– To badanie pokazuje, w jakiej kondycji marki są w danym momencie, jakim darzone są szacunkiem i jaka jest o nich wiedza – tłumaczy Paweł Niziński, dyrektor kreatywny agencji Upstairs Young & Rubicam. I zapewnia, że nie ma tak naprawdę wielkich różnic w tym rankingu między miejscem 1 a 21. – Marki – czy to Kościół katolicki, czy dolar amerykański, Danone, czy Polska – konkurują o pewne miejsce w naszej świadomości. Badanie pokazało, że w tej przestrzeni Kościół katolicki ma bardzo silną markę – dodaje Niziński.
Bez hamulcówi cenzury
Z tego powodu wielkie kampanie reklamowe wielokrotnie odwoływały się do symboliki wiary i instytucji Kościoła. Trzeba jednak pamiętać, że symbole religijne są dla twórców reklam tylko pozbawionymi kontekstu znakami, tyle że budzącymi pozytywne skojarzenia. Aureola z witaminy „C” nad głową – w porządku, mnich kuszący pleśniowym serem – czemu nie, czekolada „diabelsko słodka, anielsko pyszna” (czy odwrotnie) – palce lizać. Autorzy spotów reklamowych nie wahają się nawet wykorzystywać pierwszej Komunii (dla sprzedania pierwszej komórki). Czasem buduje się piętrowe prowokacje, bezpośrednio drwiąc z „dewocji” widza. Oto na ekranie mamy zbliżenie – ksiądz całuje młodą dziewczynę. Kamera odjeżdża... i okazuje się, że dziewczyna jest ofiarą wypadku, a ksiądz ratuje jej życie, robiąc sztuczne oddychanie.
Autorzy reklam nie mają hamulców, ale na szczęście muszą liczyć się z opinią konsumentów. Tak było na przykład z radiową kampanią internetowej gry „Netmania”. Spot, w którym aktor charakterystycznym śpiewem liturgicznym ostrzega wiernych, by nie ulegli pokusie udziału w zabawie z cennymi nagrodami, został odrzucony jednomyślnie przez wszystkie rozgłośnie. Organizator gry, zapewne przewidując taki rozwój wydarzeń, postanowił promocyjnie wykorzystać fakt „cenzury”. W specjalnym oświadczeniu poinformował, iż tylko Internet gwarantuje dziś w Polsce prawdziwą wolność, poddał więc spot opatrzony tytułem „Ksiądz” ocenie internautów. Akcja nie trwała długo, bowiem większość ocen zamieszczana na specjalnym forum była druzgocąca... dla autorów reklamy.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się