Na Atlantyku rozpoczyna się sezon huraganów. W tym roku ma być szczególnie intensywny. To zły znak nie tylko dla mieszkańców wybrzeży, ale także dla spółki BP, która cały czas zmaga się z wyciekiem ropy z uszkodzonej platformy.
Ropę opryskuje się chemikaliami, czasami wypala, ale przede wszystkim zbiera z powierzchni Zatoki Meksykańskiej. Specjalnymi pływającymi zaporami otacza się plamę, a następnie pompuje do zbiorników na pokładach statków ratowniczych. Gdy nad zatoką zaczną pojawiać się huragany, a powierzchnia wody przestanie być płaska jak stół, żaden z wyżej wymienionych sposobów na ograniczenie skutków wycieku nie będzie mógł być kontynuowany.
Zlekceważono ostrzeżenie
Tragedia zaczęła się pod koniec kwietnia, kiedy na brytyjskiej platformie wiertniczej Deepwater Horizon, położonej 80 km od wybrzeża Luizjany, doszło do eksplozji i pożaru. Zginęło 11 osób. Platforma zatonęła, a z uszkodzonego szybu, na głębokości 1,5 km pod powierzchnią wody, zaczęły wydobywać się duże ilości ropy. Nie zadziałał zawór, który w przypadku eksplozji powinien był zamknąć dopływ ropy do szybu. Dzisiaj wiadomo, że z zaworem były problemy. Jeden z pracowników platformy ostrzegał, że urządzenie szwankuje, ale nikt go nie słuchał. Uszkodzony zawór całkowicie odłączono. Mimo wielu starań, wycieku nie udało się wstrzymać. Pęknięta rura jest zbyt głęboko, by można zastosować metody, jakie w przypadku podobnych katastrof były skuteczne w przeszłości. Cierpi przyroda nie tylko zatoki, ale coraz częściej wybrzeży. Telewizje, szczególnie amerykańskie, codziennie pokazują oblepione gęstą mazią ptaki, śnięte ryby i uwijających się na plażach wolontariuszy. Turystyka i rybołówstwo (szczególnie poszkodowani są ci, którzy żyli z połowu krewetek), a wraz z nimi wiele innych gałęzi przemysłu, dających mieszkańcom Luizjany i sąsiednich stanów pracę, odczuwa poważne kłopoty. BP, firma, do której należała platforma, obiecuje wypłatę odszkodowań. Gdyby jednak miała pokryć wszystkie straty, niechybnie by zbankrutowała.
Katastrofa bez końca
Zresztą taki scenariusz wcale nie jest wykluczony. Od czasów katastrofy rynkowa wartość BP spadła o połowę. Dzisiaj akcjonariusze oceniają, że koncern jest wart mniej niż 100 mld dolarów. Tymczasem specjaliści twierdzą, że koszty usuwania wycieku i rekompensat mogą znacząco przekroczyć 100 mld dolarów. BP chce utworzyć specjalny fundusz, z którego mają pochodzić rekompensaty za zniszczone wyciekiem środowisko naturalne. Największe straty poniesie stan Luizjana. Już dzisiaj firma szuka 50 mld dolarów, by pokryć swoje najpilniejsze wydatki. Tnie koszty, wyprzedaje aktywa i cofa dywidendy swoim akcjonariuszom. Z uszkodzonej platformy do oceanu trafiło już 3,5 mln baryłek ropy. To kilkanaście razy więcej, niż wyciekło z tankowca Exxon Valdez, który w 1989 roku rozbił się u wybrzeży Alaski. Nie ma wątpliwości, że trwająca katastrofa jest największą katastrofą ekologiczną w historii. Nie tylko historii USA. I na razie nie widać jej końca. Za kilka tygodni ma być gotowy drugi odwiert, dzięki któremu ma spaść ciśnienie, jakie panuje w podziemnym złożu ropy. Inżynierowie BP twierdzą, że gdy do tego dojdzie, ropa przestanie wypływać z uszkodzonego rurociągu. Czy tak się rzeczywiście stanie – okaże się w sierpniu. Dotychczasowe zapewnienia przedstawicieli koncernu o bliskim sukcesie pozostawały bez pokrycia.
Odwiert ostatniej szansy
Wyciek rujnuje przyrodę i gospodarkę stanów leżących nad Zatoką Meksykańską. Zanim sprawa nie zostanie wyjaśniona, prezydent USA zakazał nowych wierceń w morskim dnie. W Zatoce Meksykańskiej wydobycie wstrzymano w ogóle. To tylko dobiło wiele firm z regionu, które zarabiały na współpracy z przemysłem naftowym. Pracę tracą setki ludzi. Wstrzymanie wydobycia spowoduje wzrost cen ropy. Z platform znajdujących się w Zatoce Meksykańskiej pochodzi 2 proc. światowego wydobycia ropy naftowej. Nafciarze twierdzą, że na taki scenariusz wypadków nie byli przygotowani. Nie mają pojęcia, jak zablokować wyciek. Wykonanie drugiego otworu wydaje się ostatnią próbą zatrzymania ropy pod ziemią. I lepiej, żeby zadziałało, bo rozpoczynający się sezon huraganów uniemożliwi zbieranie wyciekającej ropy z powierzchni wody.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek