Nowy numer 21/2023 Archiwum

Więzienie jak marzenie

Gdyby zwierzęta z „zoologów” mogły wybierać placówki, w których mają zamieszkać, z pewnością wybrałyby ogród zoologiczny w Łodzi.

Akwarium w zoo? A cóż to za sensacja? Wszędzie są takie. Niby tak, ale to w Łódzkim Ogrodzie Zoologicznym jest wyjątkowe. Tu w akwarium pływają… słonie. Nie morskie – prawdziwe słonie, indyjskie! Co prawda robią to tylko przez jakieś pół godziny dziennie, ale jednak. Precyzyjniej mówiąc, jest to ich codzienna kąpiel. Dwa olbrzymy – Alexander, największy słoń indyjski w Europie, oraz jego młodszy kolega Taru – wchodzą do basenu o godzinie 11. Dzięki panoramicznej szybie, umieszczonej częściowo poniżej poziomu wody, można obserwować, jak baraszkują, nurkując i rozpryskując wodę. Nic dziwnego, że w porze kąpieli to właśnie tu zbiera się największy tłum zwiedzających. W górę idą telefony, stojący przy samej szybie dorośli podnoszą dzieci, żeby mogły lepiej widzieć. Ci, którzy stoją z tyłu, też mogą zobaczyć słoniowe akwarium, bo miejsce jest tak przystosowane, żeby było je widać z wielu punktów.

Basen to część słoniarni – olbrzymiej jasnej hali, w której przebywają oba zwierzęta, ta zaś jest częścią otwartego niedawno Orientarium. – To największy kompleks w Europie prezentujący faunę i florę Azji Południowo-Wschodniej – wyjaśnia Paulina Klimas-Stasiak z biura prasowego ogrodu zoologicznego. – Ponad 1300 ryb w strefie oceanicznej, najdłuższy tunel podwodny, 35 gatunków zwierząt w samym budynku Orientarium – wylicza. Dodaje, że w całym zoo przebywa ponad 550 gatunków.

Rzeczywiście, w tym nowoczesnym obiekcie znajdują się wyjątkowe okazy, takie jak zagrożone wyginięciem orangutany sumatrzańskie czy krokodyle gawialowe. Wsród tych ostatnich duże wrażenie robi Kraken – ogromny pancerny potwór, który większość czasu spędza nieruchomo w wodzie. Można go wtedy obserwować zarówno od strony powierzchni wody, jak i z poziomu „zanurzenia”. Napis obok informuje: „najprawdopodobniej najdłuższy krokodyl gawialowy w ogrodach zoologicznych”.

W tutejszej placówce jest wiele zwierząt, których nie zobaczymy w żadnym innym zoo.

Szklany tunel

Łódzkie Orientarium jest największym tego typu obiektem w Polsce i jednym z największych i najnowocześniejszych w Europie. Zajmuje powierzchnię prawie dziesięciu pełnowymiarowych boisk piłkarskich. Cały kompleks został podzielony na cztery części. Pierwszy to wspomniane pomieszczenie ze słoniami. Nad głowami zwiedzających latają tu różne ptaki, na przykład czapelki złotawe, bo to tzw. strefa wolnych lotów. Idąc dalej, wchodzimy do drugiej strefy, zwanej Celebes. W jednym z dwóch obszernych wybiegów mieszkają tu m.in. wyderki orientalne i jeżozwierze palawańskie. Drugi zajmuje rodzina makaków.

Dalej wchodzimy do podwodnego tunelu ze szkła. Jego długość wynosi aż 26 metrów. Wokół nas, z lewej i prawej strony, a także nad głowami pływają ryby o rozmaitych kształtach i kolorach. W jednym z segmentów tego podwodnego tunelu widzimy rekiny. „Żarłacz brunatny, największy rekin w Orientarium. Dorosłe osobniki osiągają długość 2,5 m” – informuje napis na planszy. W tym samym akwarium uwagę zwracają też płaszczki z długimi cienkimi ogonami. Jak czytamy, taki ogon dochodzi do kilku metrów długości. Z naszej perspektywy stworzenia te wyglądają jak fruwające majestatycznie ptaki o dziwnym kształcie skrzydeł.

Z tunelu wchodzimy w ciemną przestrzeń, rozświetloną tylko przez niebieskie światło akwariów. Po otwarciu drzwi przechodzimy do czwartej strefy. Choć w całym obiekcie jest raczej wysoka temperatura, tu jest najcieplej. Wyspy Sundajskie witają nas gorącą i wilgotną atmosferą. Z głośników co jakiś czas dobiegają odgłosy burzy, słychać też szum deszczu. Cóż, jesteśmy w „lasach deszczowych”.

Oprócz krokodyli wielką atrakcją tego miejsca są orangutany sumatrzańskie. Podobno największe samotniki spośród małp człekokształtnych. Niedawno była pora karmienia. Teraz włochate stworzenia pracowicie wybierają rękami z podłoża pestki dyni i zajadają je, wkładając sobie do ust. To dziwne uczucie, kiedy widzi się zwierzę wykonujące tak „ludzkie” gesty.

Sporą atrakcją tej części Orientarium jest niedźwiedź malajski, najmniejszy i rzadko występujący gatunek niedźwiedzi. „Para Somnag i Batu to jedyni przedstawiciele tego gatunku w Polsce. Samiec został odebrany kłusownikom” – czytamy.

Sympatyczny misio to wciąż jednak drapieżnik i choć najmniejszy spośród swoich pobratymców, to i tak waży ok. 80 kilogramów. Jego zakrzywione pazury pozwalają mu swobodnie poruszać się w koronach drzew, a bardzo długi język pomaga wyjadać miód z gniazd dzikich pszczół. W zoo chyba nie jest mu to potrzebne, ale dla wprawy korzysta z różnych konstrukcji, dzięki którym może się powspinać.

Jak w filmie

Całe Orientarium zostało wyjątkowo atrakcyjnie „oprawione”. Poszczególne wybiegi są pomyślane tak, żeby zaspokajać potrzeby zwierząt, a jednocześnie stanowić przyjemny widok dla oka odwiedzających. Dlatego na przykład makaki grasują po gałęziach ustawionych specjalnie dla nich makiet przypominających drzewa i czepiają się sznurów rozwieszonych wśród fragmentów „pradawnych” rzeźb i budowli. Przywodzi to na myśl niektóre sceny z filmów z Indianą Jonesem. Podobnie zresztą wygląda aranżacja niektórych części wybiegów na zewnątrz kompleksu.

Orientarium i cały ogród zoologiczny zdobią murale przedstawiające zwierzęta Azji Południowo-Wschodniej. Stworzyło je dziewięciu artystów z Łodzi i Wrocławia. Ich celem było umożliwienie spacerującym po poszczególnych sektorach Orientarium dostrzeżenia różnorodnej estetyki i odmiennych sposobów ujęcia poszczególnych zwierząt.

Julian i koledzy

W końcu wychodzimy z Orientarium (a można by tam chodzić długo) i na zewnątrz tego kompleksu trafiamy na karmienie „króla Juliana” i jego kolegów z koleżankami, czyli lemurów. Zwierzaki o długich ogonach lubią dostawców pokarmu. Wchodzą opiekunom na ramiona albo ich obskakują. Jeden z pracowników zoo stawia na ziemi głośnik i robi pogadankę dla stojących za ogrodzeniem zwiedzających. Wyjaśnia tajniki hodowli tych zwierząt, sposoby ich zachowania, odpowiada na zadane pytania. To jeden z elementów edukacyjnych, jakich placówka oferuje wiele.

Zwiedzający oprócz typowo „zoologicznej” oferty mogą liczyć także na dodatkowe atrakcje, zarówno w Orientarium, jak i na terenie całego zoo. Interaktywne zabawy przyciągają dzieci, dla nich są też przygotowane minizoo czy place zabaw.

Na terenie obiektu można także skorzystać z bogatej oferty gastronomicznej. Jest tu m.in. naleśnikarnia, bubble tea czy pizzeria. Naszą uwagę zwróciła restauracja pod nazwą „Pora karmienia”.

Utrzymanie tak wielu egzotycznych zwierząt, wymagających równie egzotycznego i zróżnicowanego pokarmu, to nie lada wyzwanie. – Zakup specjalistycznej karmy, profesjonalna opieka weterynaryjna, urozmaicanie wybiegów – to tylko część długiej listy kosztów, które trzeba ponieść. Każdy z odwiedzających może dołożyć swoją cegiełkę i mieć wkład w ochronę przyrody – mówi Arkadiusz Jaksa, prezes ogrodu zoologicznego.

Otwarcie Orientarium znacznie podniosło już i tak wysoką atrakcyjność łódzkiego zoo, ale także, co oczywiste, wzrosły przez to koszty jego funkcjonowania. Wiąże się to ze zwyżką ceny biletów. Osoby posiadające aktywną Kartę Łodzianina zapłacą 40 złotych. Dla pozostałych zwykły bilet kosztuje 70 złotych. – Przeanalizowaliśmy ceny w innych obiektach w segmencie rozrywki województwa łódzkiego i zdecydowanie możemy powiedzieć, że zoo nie będzie najdroższą atrakcją w regionie – zapewnia prezes ogrodu zoologicznego.

Cały kompleks jest czynny codziennie od 9.00 do 18.00. Po prawdzie można tam wykorzystać cały ten czas i się nie znudzić. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Quantcast