Nowy numer 17/2024 Archiwum

Niezamknięta debata

Życie uparcie łączy to, co abstrakcyjna dialektyka tak łatwo dzieli.

Internet nie tylko potrafi uzależniać, ale w skrajnej formie może teleportować do rzeczywistości wirtualnej. Gdy sieciowe walki i debaty stają się tak pasjonujące, że ludzie zapominają o bibliotekach, rozmowach, myśleniu, pozostają tylko e-harce. Po publikacji „Traditionis custodes” zaskoczył mnie profesor Aleksander Bańka, dla którego jedynym kontrapunktem papieskiego motu proprio stały się internetowe komentarze jego krytyków. Właśnie tam znalazł argumenty, by zachowywanie i obronę rzymskiej liturgii tradycyjnej nazwać „nieeklezjalną i niebiblijną ideologią”. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie owa „niebiblijność”, bo to właśnie Pismo Święte przekazuje nam, że świątynię i liturgię narodowi wybranemu dał sam Bóg. W tej liturgii uczestniczył nasz Pan, gdy chodził po ziemi, a po Jego męce i wniebowstąpieniu z niej – i z Jego modlitwy – ukształtowała się pod wpływem Ducha Świętego liturgia chrześcijańska. Tak różna w swych najrozmaitszych tradycyjnych obrządkach – od Etiopii, przez Irlandię, po Indie – i tak zbieżna w swej nie tylko istocie, ale i strukturze. Biblijny charakter można, owszem, rozumieć dwojako: tak jak święty kardynał Newman, czytając Nowy Testament z Tradycją, posługując się pojęciami rozwoju i analogii, a nade wszystko wierząc w opiekę Ducha Świętego nad Kościołem, albo tak jak Marcin Luter, rewizjonistycznie, fundamentalistycznie, indywidualistycznie, sprowadzając wszystko do prywatnej lektury Pisma, w którym widzi się tylko to, co dostrzega gołe oko wiernego, a potwierdzają (im intensywniej, tym lepiej) jego uczucia. Intelektualiści jednak powinni podnosić poziom życia publicznego. Jeśli profesor Bańka chciał zająć się opiniami tych, których motu proprio zraniło i poruszyło – powinien był zacząć od kardynałów Müllera i Burke’a, którzy w Kurii Rzymskiej służyli Benedyktowi XVI i Franciszkowi.

Aleksander Bańka i Wojciech Teister stawiają retoryczne pytanie, czy takie samo poruszenie wywołałaby decyzja odwrotna: radykalne ograniczenie nowego rytu Mszy Świętej na rzecz tradycyjnego. To dobry przykład tego, jak abstrakcyjna dialektyka, łatwo dzieląc, ignoruje życie, które uparcie łączy. Bo przecież praktycznie wszyscy księża odprawiający parafialne Msze w rzymskim rycie tradycyjnym, odprawiają je równocześnie w rycie nowym. To najpewniejszy wyraz ich szacunku dla zwyczajnej liturgii Kościoła. A że mają swoje poglądy liturgiczne? Że są wśród nich tacy, którzy są przekonani o tradycyjnym charakterze Mszału świętych Piusa V i Jana XXIII? Cóż w tym dziwnego, przecież debata na ten temat w Kościele ciągnie się już przeszło pół wieku!

Na początku pontyfikatu św. Jana Pawła II jego najbliższy współpracownik, późniejszy papież Benedykt XVI, mówił: „Sprzeciw wobec pewnych konkretnych zmian liturgicznych i wobec stanowiska pewnych liturgistów jest szerszy i nie ma wyłącznie charakteru integryzmu antysoborowego. (…) Dyskusja o liturgii nie jest marginesowa: Sobór przypomniał, że chodzi tutaj o serce wiary chrześcijańskiej, (…) należy sprawdzić, do jakiego stopnia poszczególne etapy reformy liturgicznej, wprowadzanej po Soborze Watykańskim II, stały się prawdziwymi ulepszeniami, a kiedy tylko fałszywymi uproszczeniami. (…) Nawet wprowadzone już reformy powinny być zrewidowane z tego punktu widzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o rytuał”. To był początek jego idei „reformy reformy” i wzajemnego oddziaływania dwóch form rytu rzymskiego. A przecież rzecz nie kończy się na „Raporcie o stanie wiary”, raczej od niego zaczyna. O wadze zachowania tradycyjnej liturgii dla Kościoła pisali u nas (m.in.) ks. Grzegorz Klaja, ks. Dawid Pietras, Paweł Milcarek. Z autorów zachodnich (m.in.) ks. Klaus Gamber (szczególnie promowany przez Benedykta XVI), Aidan Nichols OP, Peter Kwasniewski. No i nie sposób uczestniczyć w tej debacie, nie wracając do „Ducha liturgii” Josepha Ratzingera.

Mądrzy ludzie mówią, że każdy z poglądów jest w stanie skompromitować trzeci garnitur ich wyznawców. Ale przecież należy chyba czytać książki najlepsze, nie najgorsze. I to nie tylko ze względu na prezentowane w nich idee czy racje, ale na szacunek dla ludzi, którzy idee te wyznają. Tego chyba wymaga „wiara zdolna do osobowej więzi”, tak ważna dla profesora Bańki.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy