O tym, jak dzieciom przekazywać wiedzę, nie gasząc ich naturalnej ciekawości, mówi dr hab. Tomasz Sulej, profesor Instytutu Paleobiologii PAN, autor książki dla dzieci „Gdy na Ziemi żyły dinozaury”.
Anna Leszczyńska-Rożek: Czy na terenie Polski żyły kiedyś dinozaury?
Tomasz Sulej: Tak, mamy na to mocne dowody. W Górach Świętokrzyskich zostawiły po sobie dużo tropów na przykład z wczesnej jury, czyli mniej więcej sprzed 190 mln lat. Znaleziono tam między innymi dobrze zachowane trójpalczaste tropy bardzo dużych drapieżnych dinozaurów. Mają one ok. 60 cm długości. Poza tym są też inne tropy zachowane na Roztoczu, a szczątki kostne dinozaurów znajdujemy przede wszystkim na Śląsku.
A co ze smokiem wawelskim? Czy też był dinozaurem?
Jesteśmy przekonani, że był, i przygotowujemy publikację naukową na ten temat, choć trzeba przyznać, że był dinozaurem bardzo dziwacznym. Do tego stopnia nietypowym, że nasi zagraniczni koledzy naukowcy, oglądając materiały, głowią się i zastanawiają, co to za niestandardowa bestia. Jego szczątki zostały odnalezione w wyrobisku cegielni koło Lublińca we wsi Lisowice. Na podstawie znalezionych tam kości (m.in. udowej, miednicy, kręgów, sporej części czaszki, żuchwy) mogliśmy określić, jak wyglądał i kiedy żył. A był rzeczywiście spory, bo mógł mieć 6 m długości. Za tym, że smok wawelski był dinozaurem, przemawiają przede wszystkim struktura znalezionych kości i zachowane odciski, których w tamtych okolicach jest sporo.
Zapytałam o dinozaury, bo świat, w jakim żyły, i to, jak wyglądały, bardzo działa na wyobraźnię dzieci. Dlaczego wśród kilkulatków jest tak wielkie zainteresowanie akurat tymi stworzeniami?
To rzeczywiście ciekawe, dlaczego nie interesują ich np. trylobity czy amonity, tylko akurat dinozaury. Myślę, że ma na to wpływ ich wielkość i różnorodność. Z jednej strony są podobne trochę do zwierząt, które dziś można zobaczyć w zoo, a z drugiej strony to olbrzymy zupełnie niepodobne do jakiegokolwiek żyjącego obecnie na Ziemi zwierzęcia. Dodatkowo dzieci w pewnym wieku marzą o tym, aby znaleźć jakiś skarb. Myślę, że do ich wyobraźni przemawia możliwość odnalezienia szczątków i śladów dinozaurów mimo milionów lat, jakie nas dzielą od czasów, w których żyły.
Jak w dzieciach nie zgasić tych fascynacji, co robić, aby mogły dalej je rozwijać?
Można te zainteresowania poszerzać w różnego rodzaju klubach, kółkach zainteresowań czy na warsztatach. Można pokazywać wartościowe materiały filmowe albo czytać z dziećmi książki, ale wydaje mi się, że najważniejsze jest pozwolenie dzieciom na swobodne eksplorowanie otaczającego je świata. Nie tego wirtualnego, ale rzeczywistego. Kontakt z naturą, nawet tą w najbliższym otoczeniu, potrafi wyzwolić w dziecku ogromny potencjał poznawczy. Uczy odpowiedzialności, ostrożności, szukania swojej własnej drogi.
Internet nie jest w stanie tego zastąpić?
Absolutnie nie. Przebywanie w naturze pozwala na przeżywanie prawdziwych emocji wywołanych prawdziwymi zdarzeniami. Ktoś się poślizgnie, poparzy pokrzywą, znajdzie jadalne owoce – to wszystko pozwala zbierać prawdziwe doświadczenia i wiedzę, której nie zdobywa się w żaden inny sposób. Czasami się dziwię, że niektórzy moi studenci pierwszy raz mają okazję nocować w lesie dopiero podczas praktyk terenowych. I jest to dla nich niejednokrotnie dość trudne doświadczenie, którego wcześniej nie mieli okazji przeżyć, a przecież chcą być w przyszłości paleontologami, pracować w terenie.
No tak, ale utrata z oczu kilku-, a nawet kilkunastolatków podczas wakacyjnej wyprawy wymaga odwagi nie tylko od dzieci, ale i od rodziców.
Tak, oczywiście, może głównie od nich. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby nie obserwować, co robią dzieci, ale dać im szansę doświadczania, poznawania, dokonywania własnych wyborów i rozwijania swoich zainteresowań. Z dużym naciskiem na „swoich”. W Klubie Małego Paleontologa, który prowadzę, zawsze zależało mi na tym, aby dzieci jak najwięcej czasu spędzały w terenie. Zachęcam je do uważnego obserwowania dzikiej przyrody. Uważam, że taka umiejętność jest niezwykle ważna nie tylko w zawodzie paleontologa, ale też w wielu innych dziedzinach życia. Mój tata miał powiedzonko, które bardzo lubię i powtarzam moim dzieciom: „Wszystko można, nawet można, co nie można, byle z wolna i z ostrożna”. W nim zawarte jest to, o czym rozmawiamy. Dziś widzę, jak przydatne mi są doświadczenia i umiejętności z dzieciństwa zdobywane podczas zabaw na powietrzu, wędrówek po górach czy nad rzeką.
Rodzic powinien być w takich sytuacjach osobą towarzyszącą, a nie narzucającą, co i kiedy robić?
Tak, zdecydowanie możemy dzieciom pokazywać świat, ale przy tym pozwalać im na samodzielne poznawanie go. Zresztą my też mamy zadanie. Jest nim odkrywanie zainteresowań naszych dzieci. Wbrew pozorom to nie jest wcale takie proste. Natomiast narzucanie zainteresowań jest dla dziecka niejednokrotnie trudne do zniesienia. Jeśli tylko wykonują polecenia czy spełniają oczekiwania dorosłych, dzieciom brakuje potem czasu i siły na to, co naprawdę lubią. Do tego wszystkiego ważne jest pozwalanie dzieciom na przeżywanie porażek. Każdemu, niezależnie od wieku, zdarza się przecież coś zepsuć, czegoś nie zrobić czy nie sprostać jakiemuś wyzwaniu. To bardzo ważne, aby umieć sobie z tym poradzić, nie poddawać się i próbować dalej.
W swojej niedawno wydanej książce dla dzieci pt. „Gdy na Ziemi żyły dinozaury” często wspominasz o rzeczach, które Ci się nie udały.
Dzieci powinny wiedzieć, że dorośli też popełniają błędy, doświadczają porażek, czasem nie są w stanie czemuś podołać. Muszą się nauczyć, że bez tego etapu niemożliwe jest dokonywanie wielkich odkryć, tworzenie niezwykłych rzeczy czy dochodzenie do celu. Nie mogą być zawsze najlepsze we wszystkim, bo to niemożliwe. Mają prawo nie wiedzieć, pytać, szukać odpowiedzi i rozwiązań. Czasami wymaga to sporo cierpliwości i wysiłku, nie jest to droga na skróty.
We wspomnianej książce – ze świetnymi ilustracjami Małgorzaty Czai – nie unikasz trudnych pojęć czy nazw, są one wplecione w Twoją opowieść. To dobry sposób na przybliżanie dzieciom trudnych tematów?
Myślę, że tak. Dzieci lubią zgłębiać temat i uczyć się nawet tych trudniejszych rzeczy. Często pozwala to im pokonywać jakieś przeszkody (np. w wymowie czy pisowni), a czasem mają satysfakcję z opowiadania ze szczegółami o rzeczach, które je interesują. To robi wrażenie nawet na dorosłych. W rozdziale o warsztacie paleontologa piszę wprost, że ten zawód wymaga odwagi. Bo przecież ten, kto nie potrafi przezwyciężyć swoich obaw, strachu, nie nadaje się na poszukiwacza skarbów. Piszę więc o rzeczach fascynujących językiem zrozumiałym dla dzieci, nie pomijając trudnych aspektów tego zawodu, faktów i pojęć.
Czy zawód paleontologa, który wykonujesz, jest konsekwencją Twoich dziecięcych zainteresowań, przygód, poszukiwań czy może przeczytanych książek?
Muszę przyznać, że od dziecka pasjonowały mnie dinozaury, ale wśród moich rówieśników mało kto podzielał takie zainteresowania. Trzeba dodać, że były to czasy sprzed filmu „Jurassic Park”. Wtedy nawet kolekcjonowanie figurek było utrudnione, a dostęp do informacji też nie był łatwy. Pamiętam, jak z kolegą marzyliśmy o wyjeździe ciężarówkami na pustynię Gobi i powrocie ze skrzyniami pełnymi kości dinozaurów. W późniejszych latach miałem mnóstwo innych pasji i aktywności. Teraz widzę w tych wszystkich działaniach rękę Bożą. Dzięki temu, że jako chłopak bardzo lubiłem sklejać modele z papieru, będąc paleontologiem, nie mam problemu z wszelkimi wyzwaniami wymagającymi precyzji manualnej czy wyobraźni przestrzennej. Przełomem był dla mnie moment, w którym poznałem na IV roku studiów niezwykłego człowieka i naukowca – prof. Jerzego Dzika. Ten jeden z najlepszych w tej chwili paleontologów w Polsce zaimponował mi nie tylko wiedzą, ale też swoją osobowością. Współpracujemy do dziś od momentu pisania u niego pracy magisterskiej. Bardzo dużo się od niego nauczyłem. Mój przypadek pokazuje, jak ważne jest w dorosłym życiu spotkanie osób – mentorów, dzięki którym możemy pasję przekuwać w zawód. •
Redaktorka działu „4 strony kobiety"
Absolwentka muzykologii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Współzałożycielka Stowarzyszenia Śląska Kawiarnia Naukowa, w którym koordynowała projekty „Cztery żywioły" (cykl zajęć dla dzieci w gorszej sytuacji materialno-rodzinnej), wystawę fotografii naukowej „Mikro-Makro. Skale wszechświata" i cykliczne spotkania Śląskiej Kawiarni Naukowej w Katowicach. Autorka tekstów w miesięczniku „Mały Gość Niedzielny". Od 2018 r. w „Gościu Niedzielnym" prowadzi dział Cztery Strony Kobiety. Mama bliźniąt i żona Tomasza. Gra na skrzypcach w zespole Dobre Ludzie. Żegluje, eksperymentuje w kuchni, a od czasu do czasu wyrusza do dalekich krajów (m.in. Uganda, Islandia i Indie), by poznawać nowych ludzi, smaki, zapachy i miejsca.