Nowy numer 11/2024 Archiwum

Niebo się cieszy, piekło zawyło

Polski Trybunał Konstytucyjny stanął w obronie życia najsłabszych: chorych i niepełnosprawnych dzieci nienarodzonych. Co dalej?

To wydarzenie odbije się echem daleko poza Polską. Jest to jedno z niewielu ustrojowych zwycięstw życia nad cywilizacją śmierci we współczesnym świecie. To znak nadziei dla obrońców życia, którym w wielu krajach opadły już ręce i skrzydła. To świadectwo, że warto przekonywać i edukować, pracować i modlić się.

Ale – uwaga! Dobre prawo to nie cel, ale narzędzie. Mamy je? Bogu dzięki! Ale zróbmy z niego dobry użytek. My: Rzeczpospolita i jej instytucje, ale przede wszystkim my: obywatele, ojcowie i matki, parafianie, członkowie wspólnot kościelnych. Czy to tak trudno znaleźć w internecie numery kont organizacji wspierających tych, których polskie prawo nie pozwala odtąd zabijać, a także kobiety, które znalazły się w kryzysowej sytuacji? Popatrzcie na to, co robi ks. Tomasz Kancelarczyk z Bractwa Małych Stópek czy s. Anna Bałchan z Stowarzyszenia Po MOC, dominikanki z Domu Chłopaków w Broniszewicach czy zmartwychwstanki z Domu Mocarzy. Popatrzcie na mnóstwo świeckich inicjatyw na rzecz niepełnosprawnych. Niech poparcie dla wyroku Trybunału Konstytucyjnego wyrazi się w konkretnym przelewie.

Powiedzmy jednak wprost: tu nie chodzi o pieniądze. Nie w pierwszym rzędzie. Na Islandii nie rodzą się już dzieci z zespołem Downa. Dlaczego? Bo są zabijane. Nie z braku pieniędzy czy wsparcia. Skandynawskie państwa opiekuńcze potrafią hojnie zadbać o rodziny, w których są dzieci niepełnosprawne. To nie pieniędzy brakuje, ale miejsca w sercu. Zróbmy je, a wtedy znajdą się i pieniądze.

A co z dziećmi, które umrą tuż po porodzie? Co z ich rodzicami? Co z ich dramatem? Na tym świecie cierpienia nie da się uniknąć, ale można je przeżyć prawdziwie po ludzku. Oddam tu głos rodzicom, zwłaszcza matkome, które przeszły to ciężkie doświadczenie:

Sceptycy będą mówić: "zobaczycie, PiS prędzej czy później upadnie, przyjdą lewicowcy i wywrócą do góry nogami prawo aborcyjne i Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej razem z jego wyrokami". Tak, nic nie jest dane raz na zawsze. Ale czy to powód, żeby nie ciągnąć w dobrą stronę? Poza tym, jeśli do władzy przyjdą ci, którzy skandowali: "KON-STY-TU-CJA!", powinni pamiętać, że fundamentem przychylnej życiu linii orzeczniczej TK jest wyrok z 1997 r. Jego głównym autorem był Andrzej Zoll, którego chyba nie posądzacie o sympatię do PiS?  (Profesorze, raz jeszcze dziękuję Panu za to, co Pan zrobił. To wielka rzecz.) Tamto orzeczenie wywodziło zakaz aborcji na życzenie nie tylko z konstytucyjnego prawa do życia, ale już z samej zasady demokratycznego państwa prawa – tej samej, na która tak często powołuje się dzisiejsza opozycja. Podkreślam: jeśli jest jakiś punkt styczny linii orzeczniczych Trybunału Konstytucyjnego do 2015 r. i po tej dacie, to jest nią sprawa ochrony życia nienarodzonych.

Jest jednak inna, ważniejsza kwestia: czy większość społeczeństwa popiera tę na nowo zakreśloną ochronę życia dzieci nienarodzonych? Nie mam w ręku twardych danych, ale obawiam się, że nie. Podobnie jednak było w 1997 r., gdy TK rozstrzygnął na korzyść życia spór o aborcję na życzenie. Wystarczyło zaledwie kilka lat, a aborcja na życzenie stała się postulatem już tylko małych, skrajnych grupek. Dlaczego? Każdy prawnik uczy się tego na początku swej kariery, na wstępie do prawoznawstwa albo studiując część ogólną kodeksu karnego. Chodzi o to, że prawo ma funkcję wychowawczą. To, co legalne, zaczyna być coraz częściej uważane za normalne, słuszne, moralne, a przynajmniej akceptowalne.

Mówię to z pozycji prawnika i obywatela, nie katolika. Kościołowi nie może wystarczać samo obowiązywanie słusznego prawa. Wierzącym w Chrystusa, duchownym i świeckim, nie może wystarczać to, że ich bliźni przestrzegają dobrego prawa ze strachu przed karą. Jeśli jakiś ksiądz, siostra zakonna albo świecki siadzie teraz na kanapie i uzna, że już po sprawie, to zgrzeszy i to ciężko. Teraz – może nawet bardziej niż dotąd – potrzeba chrześcijańskiego świadectwa troski o życie. Bardziej przykładem niż słowem.

Nawiasem mówiąc, zwolennicy aborcji na życzenie nie przejmują się poglądami większości społeczeństwa. Robią swoje. Przepychają kolanem. Np. obywatele USA woleliby prawo dość mocno chroniące życie nienarodzonych – tak wskazują badania opinii publicznej – a mimo to obowiązuje tam zasada aborcji na życzenie.

Ale problem z pewnością istnieje. Prawo ze swoją funkcją wychowawczą ma swoją dynamikę, ale ona sama nie wystarczy. Pisałem wyżej o zadaniach dla ludzi Kościoła, ale promocja życia to także zadanie dla ludzi kultury, bo to, co piękne, powinno pociągać do tego, co dobre. To zresztą wdzięczny temat: pokazać piękno ludzkiego życia, choćby niepełnosprawnego. Myślę, że taki np. program "Down the Road" (w polskiej wersji: "Zespół w trasie") albo film "Nieplanowane" (ma być pokazany 24 października o godz. 21.35 w TVP1) mogą zdziałać więcej niż najlepsze kazanie.

Dzisiejszy wyrok jest niespodziewany w tym sensie, że kwestia stwierdzenia niekonstytucyjności aborcji eugenicznej długo przeleżała się w trybunalskiej zamrażarce. (Pierwszy wniosek stracił ważność wraz z końcem kadencji Sejmu. W nowej kadencji zgłoszono go ponownie.) Dlatego najpierw zdziwiłem się, że data rozprawy została wreszcie wyznaczona. Potem obawiałem się, że z powodu wirusa czy czegokolwiek innego sprawa zostanie odroczona, odwleczona, czyli... utopiona. A przecież wiewiórki szeptały, że gotowe orzeczenie leży w szufladzie już od paru lat...

Dziwi, że z możliwości udziału w sprawie nie skorzystał Rzecznik Praw Obywatelskich. Czyżby nie miał stanowiska w tak gorącej sprawie, dotyczącej prawa do życia i demokratycznego państwa prawa? Bo nie jest tak, że Adam Bodnar ignoruje "pisowski" TK. Niedawno zaskarżył do niego niektóre elementy "tarczy antykryzysowej".

Gratuluję i dziękuję obrońcom życia, którzy nie pozwolili, by sprawa zabijania nienarodzonych dzieci chorych i niepełnosprawnych po prostu przyschła. To prawda, że w tym środowisku nie obyło się w ostatnich latach bez wewnętrznych sporów. Dziś weźmy je w nawias.

Dziękuję sędziemu sprawozdawcy Justynowi Piskorskiemu i sędziom, którzy głosowali za orzeczeniem. Gratuluję Wam, bo podjęliście decyzję zgodną z konstytucją i stanęliście w obronie tych najmniejszych.

Gratuluję posłom z różnych ugrupowań politycznych (trzech klubów parlamentarnych: PiS, PSL-Kukiz'15 oraz Konfederacji, czyli w sumie ośmiu partii i posłów niezależnych), którzy podpisali się pod wnioskami do Trybunału w tej i poprzedniej kadencji Sejmu. Szczególne wyrazy wdzięczności należą się posłom Bartłomiejowi Wróblewskiemu i Piotrem Uścińskiemu, którzy firmowali go swoimi nazwiskami.

W końcu nie sposób nie zauważyć, że orzeczenie zostało wydane w dniu liturgicznego wspomnienia św. Jana Pawła II. Ojcze święty, dziękujemy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały