Nowy numer 17/2024 Archiwum

Między Shrekiem a Hamletem

O miłości, nocnych lokalach i zabawie w pogrzeb z Jerzym Stuhrem rozmawia Barbara Gruszka-Zych.

Czego Pana nauczył?
– Odpowiedniego stosunku do życia. Kiedy miałem 7 lat, często bawiliśmy się w jego pogrzeb. Kładł się do łóżka i mówił: „Jurunia, w nogach już umarłem”. Dotykałem jego nóg i faktycznie były zimne. A potem komenderował: „Robimy pogrzeb!”. Ja byłem ministrantem i śpiewałem: „O dulcis, o pia, virgo Maria”, a on wygłaszał mowę nad swoim grobem: „Módlmy się za duszę doktora Oskara…”. A trzeba zaznaczyć, że był bardzo dobrym mówcą i miał praktykę w wygłaszaniu mów nad grobami kolegów. Babcia się denerwowała, a my odprawialiśmy pogrzeb. Te nasze zabawy były utrzymane właśnie w stylu humoru „środkowej Europy”. Nauczyły mnie, że w każdej chwili trzeba być przygotowanym na śmierć, bo ona jest elementem życia.

Jest Pan człowiekiem wierzącym.
– Wiara jest mi niezbędna do umiejscowienia siebie w tym świecie. To taka moja oś wewnętrzna. Choć po ostatniej roli rzecznika prasowego papieża w filmie „Habemus papam”, gdzie na planie przez 4 miesiące grałem z 300 kardynałami – aktorami, mam dość teatru w kościele. Wolę ascezę środków, prowadzącą do skupienia na sobie samym, ale i na Bogu. W filmie włoskiego reżysera Nanni Morettiego, który pewnie pokażą w Cannes, nieokreślonego z imienia papieża gra Michel Piccoli. Wybierają go, a on nie jest w stanie podejść do balkonu, bo przeżywa kryzys psychiczny. I co się wtedy dzieje?

Leczą go?
– Tak, ale nie powiem już nic więcej. To wspaniały film o tym, że papież też jest człowiekiem.

Wracając do ascezy środków w liturgii – pamiętam swojego duszpasterza akademickiego ks. Oskara Thomasa. Nie robił nic, tylko podchodził do ołtarza, a już zaczynało się misterium.
– Też znałem takich księży. W Bielsku-Białej byłem ministrantem u księdza szlachcica – Gozdawy-Giżyckiego i u ks. Bryły – dziś emerytowanego duszpasterza środowisk artystycznych, którego po latach przyjmowałem jako rektor PWST. Oni mnie wychowywali, uczyli, że trzeba być pokornym, spolegliwym, odpuszczającym. Te cechy do dzisiaj kultywuję.

A czego nauczył Pana ojciec?
– Ojciec był prokuratorem – surowym, małomównym. Nigdy nie był na mojej sztuce, bo by go denerwowało, że syn mu się wygłupia.

I nie ma mu Pan tego za złe?
– Skąd! Jeden lubi teatr, drugi nie.

A ma Pan coś komuś za złe?
– Nie, ale za byłym premierem Włoch Giulio Andreottim powtarzam: „Nie jestem typem mściwym, ale mam pamięć z żelaza”. A jeśli mam do kogoś taką pamięć – odchodzę.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Barbara Gruszka-Zych

od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”, „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem.

Kontakt:
barbara.gruszka@gosc.pl
Więcej artykułów Barbary Gruszki-Zych