Jak sobie radzić ze strachem spowodowanym zagrożeniem koronawirusem radzi ks. Wojciech Szychowski.
Agata Puścikowska: Czas jest ekstremalnie trudny, wywołuje w wielu ludziach paniczny lęk.
Ks. Wojciech Szychowski: To prawda. Aby sobie z tym radzić, najpierw trzeba uporządkować pojęcia i zastanowić się, jakie emocje i stany naprawdę odczuwamy. Trzeba odróżnić lęk od strachu.
Czym jest lęk?
Lęk – najkrócej rzecz ujmując – to stan ciągły, poczucie, które tkwi w nas i które odczuwamy jako dyskomfort i niepokój. Nie do końca zdajemy sobie sprawę z jego źródła – mamy tylko pewne poczucie zagrożenia. Zwykle lęk jest wywołany przez wiele czynników, jest wypadkową wielu dziejących się spraw. Obecnie dużo osób lęka się niewiadomego. Nie do końca sobie uświadamiają, dlaczego się boją i czego. To może powodować wiele problemów emocjonalnych, panikę, również zbiorową. Dlatego warto, by jak najszybciej powstała antylękowa kampania społeczna, by docierać z narzędziami do lękających się. A tych przecież jest bardzo wielu. Pozostawienie tych ludzi samym sobie może mieć w przyszłości poważne, negatywne konsekwencje.
A czym jest strach?
Można zidentyfikować jego źródło. Człowiek odczuwający strach, gdy zastanowi się głębiej, będzie wiedział, czego dokładnie się boi. Może się bać w obecnej sytuacji na przykład choroby własnej albo też choroby bliskich, tego, że kogoś zarazi. Może się bać śmierci, może obawiać się o to, czy w razie potrzeby będzie dla niego miejsce w szpitalu, etc. Dlatego, jeśli czujemy strach, trzeba dobrze zanalizować jego przyczynę. Zapytać siebie i pomyśleć, czego dokładnie boję się w tej sytuacji. Gdy już wiem, że np. boję się zakażenia koronawirusem, należy zastanowić się, czy są obiektywne przesłanki ku temu. Czy są obiektywne racje, że mógłbym kogoś zarazić. Czy byłem w miejscach, w których mógłbym się zarazić. Jeżeli się okaże, że potencjalnie mógłbym – robię wszystko, by nie dopuścić do ewentualnego zakażenia innych: jestem w kwarantannie, nie kontaktuję się z innymi osobami. Robię wszystko, co w mojej mocy, by wyeliminować ryzyko. To oczywiście przykład. Włączenie rozumu, racjonalizacja zachowań, spokojne działania, koncentrowanie się na logicznych zachowaniach, zadaniach możliwych do realizacji – to jedyny mądry sposób, by strach nie przejął nad nami władzy.
A co robić, jeśli jednak władzę przejmuje strach?
Wtedy sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo lęk związany jest z układem nerwowym, z naszą biologią. I trochę pojawia się „poza nami”. Sposobem na ukojenie lęku, a tak naprawdę na uspokojenie naszego systemu nerwowego jest jego wyciszenie. Na jednych działają techniki relaksacyjne, innym pomagają muzyka, modlitwa, spacer (byle daleko od innych ludzi!). Ważne jest też, by wyciszyć nasz układ nerwowy przez zablokowanie szumu informacyjnego związanego z pandemią. Ilość informacji jest zawrotna i nawet zupełnie zdrowego człowieka może powalić psychicznie. Osoby delikatniejsze, wrażliwsze muszą na przeróżne wiadomości wyczulić się szczególnie: blokujemy spamowe, niesprawdzone informacje, nie czytamy zbyt wiele, skupiamy się na informacjach z pewnych źródeł, ucinamy rozmowy, które wywołują w nas lęk.
Ale ludzie chcą wiedzieć jak najwięcej…
Wiedzieć jednak nie znaczy stać się „wirusologiem amatorem”. Bo to przecież nonsens. Jeśli ktoś siedzi w internecie i non stop czyta sprzeczne informacje, szuka skutecznych sposobów na walkę z wirusem, przekazuje dalej „tajne wiadomości” od ciotki Klotki, która dowiedziała się od syna szwagra swojego zięcia, że coś tam się wydarzy, trzeba się zastanowić, dlaczego tak robi? Dlaczego siedzisz i czytasz… głupoty?
Więc dlaczego?
Najczęściej taka potrzeba jest związana z potrzebą kontroli, zbytniej kontroli. Kontrola natomiast związana jest z lękiem. Ludzie czytają i próbują w ten sposób skontrolować siebie, sąsiada, ministra zdrowia i nawet koronawirusa, by wyeliminować lęk, pokonać go. Nie trzeba dodawać, że to jednak trochę naiwne działanie. Chwilowe wrażenie, że kontrolujesz sytuację, nie spowoduje, że lepiej się poczujesz na dłużej. Raczej spowoduje, że będziesz potrzebować coraz więcej bodźców, by na chwilę (!) poczuć komfort.
Wielu osobom pomaga modlitwa.
Wierzący ludzie uciekają się do modlitwy, do rozmowy z Bogiem. Jemu powierzają swoje życie. W tym również strach, który przecież w sytuacji zagrożenia jest nieunikniony. Dlatego uważam, że zamykanie kościołów nie byłoby dobrym posunięciem. To jakby zamykać szpitale w obawie przed… chorymi. Kościoły muszą pozostać otwarte, bo w nich jest Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie. Jednocześnie ważne jest, aby osoby, które zdecydują się przyjść do kościoła (bo przecież nie wszyscy nagle ruszą tłumnie do świątyń, to będzie raczej mniejszość), robiły to z zachowaniem wszystkich zasad ostrożności. W mojej parafii wpuszczamy do kościoła po maksymalnie 50 osób, zgodnie z zaleceniami. Ludzie siedzą w dużych odległościach od siebie. Komunia św. jest podawana wyłącznie na rękę, a przed rozdawaniem kapłan swoje dłonie dezynfekuje. Część wiernych może też przychodzić poza Mszami św. – po prostu na modlitwę, a uczestniczyć w Eucharystii za pośrednictwem internetu czy telewizji. Ale nie wolno im blokować dostępu do kościoła, zarówno ze względów duchowych, jak i emocjonalnych. Warto, by w kościołach był wystawiany Najświętszy Sakrament – żeby ludzie chociaż na chwilę mogli przebywać z Panem Jezusem.
W sieci pełno tekstów typu: „Jeśli się boisz – znaczy, że nie wierzysz”. Jak traktować takie manifesty?
To nieprawdziwy religijny szantaż. Mamy prawo odczuwać strach, bo to naturalne w sytuacji zagrożenia. Mamy prawo zadawać sobie też pytania najważniejsze: „Gdzie w tym wszystkim jest Pan Bóg? Dlaczego dzieją się tak trudne rzeczy? Po co to wszystko?”. Niektóre z nich pozostaną bez odpowiedzi. Inne będą nas wewnętrznie zmieniać. Nie możemy jedynie popadać w rozpacz i zwątpienie. Bóg jest nad tym wszystkim! I ważne, by kapłani o tym przypominali. Nie wolno nam utracić ducha.
Czy można powiedzieć, że lęk to również walka duchowa?
Niewątpliwie tak – dla człowieka wierzącego. Mamy dwa wyjścia: możemy iść za lękiem i nakręcać się, żyć w strachu, napięciu, w trudnych emocjach. To droga donikąd. Możemy też sobie odpuścić kontrolę. Może zaufajmy Bogu i ludziom, którzy w tym momencie są za nas odpowiedzialni, bo przecież łaska stanu nie dotyczy wyłącznie papieża czy księdza. Wierzę głęboko, że Pan Bóg stawia na naszej drodze, w odpowiednim czasie i miejscu, odpowiednich ludzi. Jeśli dany człowiek w danym momencie pełni konkretne funkcje, trzeba ufać, że podoła zadaniu. Jednocześnie módlmy się za rządzących, lekarzy, personel medyczny, naukowców. Ważne też, by i sobie nie odpuszczać. Jesteśmy również odpowiedzialni za to, co się dzieje wokół nas. Ufajmy, módlmy się, przy jednoczesnym, żelaznym i konsekwentnym wypełnianiu odgórnych zaleceń. Jeśli mamy pozostawać w domu, to zostańmy w domu, a nie idźmy na imieniny babci. Róbmy to, na co mamy realny wpływ, a nie nakręcajmy się sytuacjami i bodźcami, które wyprowadzają z duchowej i psychicznej równowagi. Potrzeba nam sił duchowych, emocjonalnych i fizycznych. Dbajmy więc o siebie i innych mądrze.•