Nowy numer 11/2024 Archiwum

Czy Szymon Hołownia ma szansę?

W internecie krąży taki żart: „Dlaczego lewicowcy nie zagłosują na Szymona Hołownię? Bo jest katolikiem z TVN. A dlaczego prawicowcy na niego nie zagłosują? Bo jest katolikiem z TVN.”

Szymon Hołownia ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. O tej kandydaturze mówiło się od kilku tygodni. Dziennikarz jest na razie pierwszym tak dobrze rozpoznawalnym niepartyjnym kandydatem w wyborach prezydenckich. Czy ma szansę? W zeszłym roku prezydentem Ukrainy został aktor i komik Wołodymyr Zełeński. Czy historia znad Dniepru może powtórzyć się nad Wisłą?

Choć w wypadku Szymona Hołowni pojawiają się porównania z Wołodymyrem Zełeńskim, to jednak Polska nie jest Ukrainą. Nasz kraj nie znajduje się w stanie kryzysu i przedłużającej się wojny. Mało jest prawdopodobne, aby Polacy oddali prezydenturę w ręce osoby, która pochodzi całkowicie spoza świata polityki. Polscy wyborcy pragną raczej politycznej stabilizacji niż rewolucji politycznej, co pokazały wybory parlamentarne. W kandydowaniu Szymona Hołowni chodzi raczej o powtórzenie sukcesu Pawła Kukiza sprzed 5 lat, czyli zdobycia tylu głosów, żeby jego poparcie mogło wpłynąć na wyniki drugiej tury.

Szymon Hołownia jest jednak w dużo gorszej sytuacji niż Paweł Kukiz 5 lat temu. Kukiz zaczął działalność społeczno-polityczną kilka lat przed wyborami. Już w 2013 r. muzyk zaangażował się w ruch „Oburzonych”. Sprzeciwiał się on systemowi III RP, domagając się jego demokratyzacji, m.in. poprzez wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Kiedy Kukiz startował w 2015 r. na prezydenta, ludzie wiedzieli, o co mu chodzi. Trudno powiedzieć to o Szymonie Hołowni, gdyż o jego ambicjach politycznych dowiedzieliśmy się niedawno. Nie mieliśmy za dużo czasu, aby poznać polityczne cele byłego prezentera TVN.

Ale Szymon Hołownia ma jeszcze jeden problem. Na jego polityczny projekt może po prostu nie być miejsca na polskiej scenie politycznej. W ostatnich wyborach parlamentarnych pięć największych partii zdobyło razem prawie 99 proc. głosów. Hołownia, aby zdobyć więcej niż 1 proc. poparcia, musiałby odebrać wyborców którejś z nich. Wydaje się to dzisiaj mało prawdopodobne. Każda z parlamentarnych sił ma doświadczenie z kilku kampanii wyborczych i dysponuje olbrzymim zapleczem lokalnych działaczy, a także dużymi środkami pieniężnymi z subwencji budżetowej. Żadnego z tych atutów nie ma Szymon Hołownia.

Trudno powiedzieć, kto miałby zagłosować na Szymona Hołownię. Dla wyborców PiS, PSL i Konfederacji wydaje się on kandydatem zbyt liberalnym. Dla wyborców PO i Lewicy wydaje się on kandydatem zbyt konserwatywnym. Polacy niezbyt lubią polityków przekraczających utarte podziały. Przykładem jest Robert Biedroń, który miał zabierać wyborców socjalnych PiS i wyborców liberalnych obyczajowo PO. Ostatecznie nic z tego nie wyszło i Wiosna Biedronia ledwo przekroczyła próg wyborczy w wyborach europejskich. Los Szymona Hołowni, który też miałby podbierać wyborców dwóm największym siłom politycznym w Polsce, może być podobny.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka