Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Kto będzie prezydentem?

Przed nami ostatni akcent czwórboju wyborczego. Wybory prezydenckie wzbudzają najwięcej emocji, angażując największą liczbę osób.

Prezydent w Polsce nie ma dużej władzy. Jego rola sprowadza się do funkcji reprezentacyjnych i w pewnym stopniu do korygowania polityki rządu poprzez możliwość wetowania ustaw. Prawdziwa władza znajduje się w rękach rządu, wybranego przez Sejm. Jednak to wybory prezydenckie przyciągają zainteresowanie dużo większej liczby osób niż wybory parlamentarne. To w wyborach prezydenckich notowaliśmy rekordy frekwencyjne.

Zaangażowaniu Polaków w wybory prezydenckie sprzyja personalny ich charakter. Najwyższą frekwencję (blisko 70 proc.) zanotowano w 1995 r., gdzie naprzeciwko legendy Solidarności, Lecha Wałęsy, stanął młody, popularny lider postkomunistów, Aleksander Kwaśniewski. Na temperaturę tych wyborów wpływały kwestie podziałów historycznych. Teraz Polacy znowu wydają się mocno podzieleni. Frekwencja w wyborach parlamentarnych była rekordowa. Czy w wyborach wiosennych pobijemy rekord III RP? I co to oznacza dla poszczególnych kandydatów?

Andrzej Duda

Teoretycznie, wybory prezydenckie to najłatwiejsza część wyborczego maratonu dla PiS. Kandydaci tej partii uzyskiwali zazwyczaj o kilka procent lepsze wyniki w wyborach prezydenckich niż sama partia w pozostałych wyborach. Jeśli ta prawidłowość potwierdziłaby się w roku 2020, to Andrzej Duda mógłby wygrać nawet w pierwszej turze. Biorąc pod uwagę wynik wyborów parlamentarnych, obozowi rządowemu brakuje około 7 procent głów do przekroczenia progu 50 proc. Andrzej Duda może próbować pozyskać głosy oddane na Konfederację i PSL.
Jeśli jednak dojdzie do drugiej tury, sytuacja może być nieprzewidywalna. Nie wiadomo, z kim spotkać się może Andrzej Duda w dogrywce (bo raczej jest mało prawdopodobne, aby jego tam zabrakło). W historii III RP jeszcze żaden urzędujący prezydent nie obronił stanowiska w drugiej turze wyborów. Swoją drugą kadencję Aleksander Kwaśniewski wygrał już w pierwszym głosowaniu. W drugim głosowaniu przegrał nawet popularny Bronisław Komorowski.
Trudno powiedzieć, jak wpłynie na wynik Andrzeja Dudy frekwencja. Ale to właśnie obóz rządowy wydaje się mieć większe rezerwy do mobilizacji głosów. W wielu okręgach, w których mocny jest PiS, frekwencja w wyborach parlamentarnych była nieco niższa niż średnia krajowa. Za to frekwencja w dużych miastach, bastionach opozycji, jest już tak wysoka, że wydaje się dochodzić do ściany. Może to działać na korzyść obecnego prezydenta.

Małgorzata Trzaskowski-Tusk

Nie wiadomo na razie, kogo w wyborach prezydenckich wystawi PO. A to kandydat tej partii ma największe szanse na wejście do drugiej tury z Andrzejem Dudą. Wielu wyborców Platformy chciałaby pewnie startu Donalda Tuska. Choć były premier pewnie zmobilizowałby sporą grupę wyborców, to trzeba pamiętać, że ma on też duży elektorat negatywny. Trudno sobie np. wyobrazić, aby na kojarzonego z brukselskimi elitami Tuska zagłosował elektorat Konfederacji. A bez niego może być trudno o wygraną w drugiej turze. Podobny problem dotyczy kojarzonego z kartą LGBT+ w Warszawie Rafała Trzaskowskiego. Lepszym wyborem dla PO może się okazać mniej kontrowersyjna Małgorzata Kidawa-Błońska. A być może PO zdecyduje się na wystawienie kandydata spoza szeregów partyjnych. Problem z taką kandydaturą byłby jednak taki, że pozostałoby mało czasu na promocję takiej osoby.
Jaką szansę miałby kandydat PO w drugiej turze z Andrzejem Dudą? Wiele zależy od osoby kandydata. Polaryzacja polityczna, która jest oczywista przy drugiej turze wyborów prezydenckich, nie działa korzystnie dla kandydata Platformy. Będzie on musiał np. ustawić się w kwestii LGBT. Jeśli kluczyłby w tej sprawie, duża cześć elektoratu lewicy pewnie pozostanie w domu. Jeśli opowie się on/ona otwarcie za postulatami tej grupy, może on/ona stracić poparcie wyborców PSL i Konfederacji.

Adrian Biedroń

Nie znamy jeszcze kandydata Lewicy na prezydenta. Najczęściej wymienia się tu osobę Roberta Biedronia. Choć na giełdzie nazwisk pojawia się jeszcze Adrian Zandberg, to chyba jednak były prezydent Słupska okaże się kandydatem lewicy do boju z Andrzejem Dudą. Jeszcze rok, półtora roku temu wydawało się, że Robert Biedroń może rzucić wyzwanie kandydatowi PO i zmierzyć się z urzędującym prezydentem w drugiej turze. Jednak po słabym wyniku Wiosny w wyborach europejskim i wyraźnie mniejszym poparciu dla SLD, w porównaniu z poparciem dla KO, w wyborach parlamentarnych, lewicy pozostaje walka o trzecie miejsce. Robert Biedroń nie ma gwarancji miejsca na podium, gdyż za jego plecami czai już się …

Władysław Kosiniak-Kamysz

Kandydaci PSL uzyskiwali zazwyczaj mniejsze poparcie w wyborach prezydenckich niż sama partia w innych wyborach. Czy ten trend się powtórzy w przyszłym roku? W wyborach parlamentarnych obecnemu liderowi ludowców udała się jednak sztuka, która nie udawała się jego poprzednikom. PSL pod wodzą Kosiniaka-Kamysza weszła do miast. Jeśli w wyborach prezydenckich uda się powtórzyć tą sztukę, to kandydat ludowców może być czarnym koniem. A wiele wskazuje na to, że takim kandydatem Władysław Kosiniak-Kamysz.
W przypadku lidera PSL istnieje jeszcze jedna opcja. Mianowicie, może on być kandydatem całej opozycji. Albo przynajmniej jej centrowej części. Gdyby Władysław Kosiniak-Kamysz był wspólnym kandydatem PO i PSL na prezydenta, to nie tylko miałby on obecność w drugiej turze w kieszeni, ale i mógłby wygrać z Andrzejem Dudą. Lider PSL może przyciągać wyborców zarówno lewicy, jak i Konfederacji. Mało jest jednak prawdopodobne, aby PO zgodziłaby się na rezygnację z wystawienia własnego kandydata. Zbyt wielu jej polityków pamięta, jak dla Unii Wolności skończyła się rezygnacja z wystawienia kandydata w wyborach z 2000 r.

Grzegorz Korwin-Bosak

Kandydata na prezydenta nie ma jeszcze Konfederacja. Mają go wyłonić dopiero prawybory. Jej dwaj wyraziści liderzy, Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun, już startowali w wyborach prezydenckich. Ten pierwszy czynił to nawet 5 razy. Jednak żaden z tych wyników nie był zadowalający. Dlatego głośno mówi się o Krzysztofie Bosaku. Ten młody reprezentant Ruchu Narodowego, dobrze wypada w mediach, ma spore doświadczenie polityczne (był posłem w latach 2005-2007) i nie wzbudza takich kontrowersji jak dwaj wyżej wymienieni. Jeśli osiągnąłby on w 2020 r. wynik porównywalny do wyniku Konfederacji z października 2019 r, (lub lepszy), na pewno zaczęłyby się do niego pielgrzymki polityków PiS z prośbami o poparcie Andrzeja Dudy. Konfederacja mogłaby wtedy zażądać realizacji swoich niektórych postulatów, co jeszcze umocniłoby dla niej poparcie.

Ktoś spoza politycznego maintreamu

Wybory prezydenckie są doskonałą okazją do promocji kandydata niezależnego. Przekonali się o tym Stan Tymiński, Andrzej Olechowski i Paweł Kukiz. Czy i w 2020 będziemy mieli do czynienia z czarnym koniem, którego jeszcze nie znamy? Jeśli taki kandydat miałby się pojawić, musiałby się niedługo ujawnić. Na razie, nie ma nawet pogłosek o jakimś kandydacie niezależnym. Nie wydaje się też, aby było miejsce na scenie politycznej dla jeszcze jednego podmiotu. Dotychczasowe próby rozmontowania systemu partyjnego podejmowane przez Bezpartyjnych Samorządowców lub Roberta Gwiazdowskiego, nie powiodły się. Może więc w 2020 r. nie będzie zbyt wielu niespodzianek.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka