Zginęły przysypane gruzami kościoła. Wcześniej świadomie ofiarowały swoje życie za ojczyznę.
Rynek Nowego Miasta w Warszawie. Tu nie ma tłumów turystów, wielkomiejskiego gwaru. Letnie słońce w sam raz na odpoczynek na starej ławeczce, lodziarnia kusi dziesiątkami smaków. W głębi barokowy kościół św. Kazimierza i jasny kompleks klasztorny. Jego historia mocno i dramatycznie splata się z historią naszego narodu.
Adorowanie i wypiekanie
Mniszki benedyktynki od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu modlą się tu i pracują od końca XVII w. Sprowadziła je do Warszawy Maria Kazimiera – mniszki miały wypraszać łaski całemu „domowi królewskiemu” przez nieustającą adorację Najświętszego Sakramentu i modlitwę wynagradzającą. Klasztor rozkwitał – mniszki przyjmowały wiele nowicjuszek, otworzyły pensję dla panien. I dopiero zabory okazały się dla benedyktynek sakramentek czasem wielkiej próby. W 1865 r. car nakazał zamknąć pensjonat, posagi zakonnic zostały skonfiskowane, a mniszki nie mogły już przyjmować kandydatek do nowicjatu. Brak funduszy na utrzymanie klasztoru spowodował jego upadek. Dopiero odzyskanie przez Polskę niepodległości umożliwiło odrodzenie klasztoru. Do żyjących jeszcze mniszek starowinek dołączały młode kobiety. Musiały się z czegoś utrzymywać. – Wpadły na pomysł, by otworzyć opłatkarnię – miejsce, gdzie za murami klasztoru będą wypiekać opłatki wigilijne i komunikanty – opowiada matka Blandyna, przeorysza klasztoru. Siedząc za grubymi murami klauzury, operuje smartfonem. A o historii i współczesności zgromadzenia po prostu... tweetuje. – Kardynał Kakowski, żeby nam pomóc, zalecił księżom, by się w komunikanty zaopatrywali w klasztorze. Siostry pracowały w opłatkarni, sprzedawały komunikanty, co przynosiło zyski – można było gruntownie odnowić zrujnowane mienie.
Mniszki najpierw pracowały za pomocą maszyn wyglądających jak wielkie szczypce. Ciasto z wody i mąki wlewały do form i piekły w kominku węglowym. Następnie, dzięki palnikom gazowym, unowocześniły proces, by w końcu – już podczas okupacji – piec w maszynach na prąd. I w niemal niezmienionej formie proces ten przebiega do dziś. Chociaż pracę siostrzanych rąk w XXI w. wspomaga specjalna maszyna.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się