Nowy numer 38/2023 Archiwum

Unia zamyka się na Bałkany

W Unii Europejskiej, wbrew stanowisku Polski i państw Europy Środkowo-Wschodniej, zwycięża stronnictwo przeciwników integracji krajów bałkańskich.

Na początku lipca w Poznaniu odbył się szczyt UE–Bałkany Zachodnie. Lecz już przed rozpoczęciem spotkania wiadomo było, że rozegra się ono w minorowych nastrojach, ponieważ Unia nie ma Bałkanom nic konkretnego do zaoferowania. We Wspólnocie wzięła górę dowodzona przez Francję frakcja przeciwników rozszerzenia. W czerwcu na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej zdecydowano o odłożeniu do jesieni rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną. W martwym punkcie utknęły też rozmowy z Serbią oraz Czarnogórą. To zła wiadomość dla Polski, która z innymi krajami regionu optuje za rozszerzeniem i przed czerwcowym posiedzeniem RUE wystosowała apel o niezamykanie drzwi przed kandydatami z Bałkanów. Najbardziej ucierpi jednak reputacja samej Unii, która wysyła sprzeczne sygnały, na przemian zapraszając bałkańskie kraje i odmawiając im prawa do integracji. Władze tych państw tracą cierpliwość do Brukseli, coraz przychylniej patrząc na zabiegające o ich względy Rosję, Chiny i Turcję.

Hamulcowy Macron

Poznański szczyt odbył się w ramach tzw. Procesu Berlińskiego, inicjatywy rozszerzenia UE na Bałkany. Dotyczy ona sześciu krajów: Serbii, Czarnogóry, Bośni i Hercegowiny, Albanii, Macedonii Północnej oraz Kosowa. Pierwszy szczyt w tej sprawie odbył się w 2014 r. w Berlinie, skąd wzięła się nazwa. W Poznaniu padło znowu wiele obietnic. Komisarz UE ds. Europejskiej Polityki Sąsiedztwa i negocjacji akcesyjnych Johannes Hahn stwierdził: „Jesteśmy sobie nawzajem przeznaczeni, nie powinno być żadnych wątpliwości, że miejsce Bałkanów Zachodnich jest w Unii Europejskiej”. Ale w rzeczywistości Proces Berliński znalazł się na rozdrożu z powodu sprzeciwu grupy państw. Na ich czele stoi Francja, wspierana przez Holandię, Danię i Hiszpanię. Determinacji w forsowaniu rozszerzenia brakuje też obecnie Niemcom, jeszcze 5 lat temu głównemu promotorowi dalszej integracji.

Argumenty przeciwników wejścia krajów bałkańskich do Unii od lat pozostają takie same: wciąż zbyt wysoki jak na europejskie standardy poziom korupcji i przestępczości zorganizowanej, brak poszanowania dla reguł demokracji, niskie standardy ochrony praw człowieka. Nadal budzi lęk wojenna przeszłość Bałkanów i do dziś nierozwiązane konflikty. W tym roku znowu wzrosła temperatura sporu na linii Serbia–Kosowo, zdestabilizowała się sytuacja w Albanii, wybuchły gwałtowne demonstracje przeciw prezydentowi Serbii. Wszystkie te wydarzenia, przez media nazwane „bałkańską wiosną”, stanowiły wodę na młyn dla oponentów rozszerzenia UE.

Największym z nich jest Emmanuel Macron, który uważa, że w pierwszej kolejności Unia powinna podjąć wewnętrzne reformy i pogłębić swoją integrację, a dopiero potem myśleć o powiększeniu grona członków. Francuski prezydent stwierdził: „Jestem sceptycznie nastawiony do tych, którzy mówią, iż przyszłość Europy leży w dalszym rozszerzaniu, podczas gdy na razie nie możemy się porozumieć w gronie 28 państw”. Jego sprzeciw podtrzymywał premier Édouard Philippe podczas szczytu w Poznaniu. Trudno będzie przełamać opór Paryża – w zgodnej opinii ekspertów nowe rozdanie stanowisk w UE istotnie wzmocniło Francję. Przeforsowanie Christine Lagarde na szefową Europejskiego Banku Centralnego zwiększa prawdopodobieństwo „Europy dwóch prędkości”, czyli głębszej integracji krajów należących do strefy euro.

Zapał Macrona do współpracy z Bałkanami dodatkowo zmalał wiosną tego roku. Na przełomie kwietnia i maja w Berlinie wespół z Angelą Merkel prezydent Francji zorganizował szczyt krajów bałkańskich. Omijając unijne instytucje, liczył na osobisty sukces z doprowadzenia do historycznego porozumienia między Serbią a Kosowem. Wobec niemożności dogadania się delegacji z tych dwóch państw szczyt w stolicy Niemiec zakończył się kompletnym fiaskiem, a jak donosił magazyn „Politico”, sfrustrowany Macron miał na koniec skrzyczeć nieskłonną do ustępstw delegację Kosowa.

Sprzeczne sygnały

Opór grupy państw, z Francją na czele, stawia w bardzo niezręcznej sytuacji unijnych urzędników. Komisja Europejska już w zeszłym roku zarekomendowała otwarcie negocjacji akcesyjnych z Macedonią i Albanią. Lecz miesiąc później, w czerwcu 2018 r., na szczycie Rady Unii Europejskiej kraje Wspólnoty zdecydowały o odłożeniu tego o rok. W lipcu 2018 r. komisarz Johannes Hahn deklarował: „Jestem pewny, iż za rok zaczną się negocjacje”.

W 2019 r. sytuacja się powtarza. 29 maja Federica Mogherini ogłosiła: „Albania i Macedonia Północna wykazały determinację na ścieżce prowadzącej do UE i osiągnęły konkretne rezultaty. Rekomendujemy Radzie UE otwarcie negocjacji”. Potwierdzał to Jean-Claude Juncker, mówiąc, iż „nie mamy prawa powiedzieć »nie« europejskim aspiracjom” Albanii i Macedonii Północnej. Stanowisko unijnych władz poparli w liście otwartym ministrowie trzynastu krajów UE, w tym Polski. Jednak 18 czerwca Rada UE kolejny raz odesłała z kwitkiem oba bałkańskie państwa. Ponownie kluczowy był sprzeciw Francji, ale poparły ją także Niemcy, argumentując, że przed wakacyjną przerwą nie zdąży przedyskutować tej kwestii Bundestag.

Na razie stanęło na ponownym rozpatrzeniu sprawy jesienią tego roku. Ale szanse Albanii na otwarcie negocjacji są oceniane bardzo nisko, szczególnie w sytuacji głębokiego kryzysu politycznego (od początku roku trwają tam gwałtowne antyrządowe protesty, opozycja zbojkotowała lipcowe wybory samorządowe i nie uczestniczy w obradach parlamentu). Wyżej są oceniane szanse Macedonii Północnej (rozdzielenie tempa integracji Albanii i Macedonii postuluje Holandia), ale znowu decydujące okaże się stanowisko Paryża.

Atrakcyjniejsi konkurenci

Macedoński minister spraw zagranicznych Nikola Dimitrov w odpowiedzi na kolejne opóźnienie w negocjacjach mówił: „Na szali leży wiarygodność UE”. Trudno nie przyznać mu racji, przywódcy bałkańskich państw tracą cierpliwość. Oczekują podawania realistycznych terminów negocjacji akcesyjnych, zamiast deklaracji Angeli Merkel o „patrzeniu z nadzieją na jesień”. Chcą dotrzymywania obietnic składanych przez Komisję Europejską, a także konkretnych projektów pomocowych. Na razie nie doczekali się żadnej z tych trzech rzeczy, więc coraz przychylniej patrzą na zabiegi Rosji, Turcji i Chin. Moskwa tradycyjnie utrzymuje silne wpływy polityczne w Serbii, z którą w ostatnich latach podpisała szereg dużych kontraktów zbrojeniowych, ku zaniepokojeniu UE. Rosną też jej wpływy w Republice Serbskiej – części składowej Bośni i Hercegowiny. Natomiast Turcja i Chiny zyskują sympatię na Bałkanach dużymi inwestycjami. Ich oferty, w przeciwieństwie do unijnych, nie są obwarowane kłopotliwymi pytaniami o kondycję demokracji i rządów prawa.

Wartość wymiany handlowej między Turcją a krajami Bałkanów Zachodnich wzrosła od początku wieku ponad 6-krotnie (z 430 mln w 2002 r. do 3 mld dolarów w 2016 r.). Serbski prezydent Aleksandar Vučić nazwał Turcję „najważniejszym graczem na Bałkanach”. Przedsiębiorcy znad Bosforu budują m.in. lotniska i elektrownie, zaś Erdoğan dba o soft power, zakładając sieć uczelni i centrów kulturalnych. Na 10. rocznicę proklamacji niepodległości Kosowa zapowiedział ufundowanie „prezentu” – wielkiego meczetu w stołecznej Prisztinie. Krytycy nazywają działania Erdoğana na Bałkanach „polityką neo-otomańską”.

Najbardziej pragmatyczne podejście do spraw bałkańskich prezentują Chiny, z powodzeniem podbijając tamtejsze rynki. W 2008 r. przejęli w długoterminową dzierżawę grecki port w Pireusie, znacznie go rozbudowali, a teraz chcą połączyć go z centrum Europy, stąd szereg inwestycji infrastrukturalnych na Bałkanach i hojnie udzielane preferencyjne kredyty. Chińskie firmy budują m.in. autostradę z Baru (największy port Czarnogóry) do Belgradu oraz modernizują linię kolejową Belgrad–Budapeszt (czas podróży ma się skrócić z 8 do 3 godzin). Chińczycy wykupili też jedyną serbską hutę stali.

Unijni urzędnicy dostrzegają te niepokojące trendy, komisarz Johannes Hahn nazywa Chiny „koniem trojańskim na Bałkanach”, a ich rosnące wpływy określa jako „jedno z największych wyzwań dla Europy”. Jednak nie są oni w stanie przezwyciężyć nieufności grupy krajów Wspólnoty. Prowadzi to do powstania błędnego koła obietnic z Brukseli dla bałkańskich krajów i aktów weta ze strony Paryża. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast