Nowy numer 13/2024 Archiwum

Zużycie reakcji

Czy w XXI-wiecznej polityce mamy powtórkę z wieku XIX?

Partia Marine Le Pen właśnie wyprzedziła w sondażach partię Emmanuela Macrona. Wywołało to szok u niektórych komentatorów. Ale ten fakt nie może być szokujący, jeśli spojrzy się na prezydenturę Macrona. Bezrobocie wciąż jest wysokie, wzrost gospodarczy niewielki, dług publiczny to wciąż blisko 100 proc. PKB. Nierozwiązana pozostaje kwestia rosnącej przestępczości, zwłaszcza na imigranckich przedmieściach. Plan Macrona na przyśpieszenie integracji europejskiej wydaje się pogrzebany. Nic więc dziwnego, że popularność francuskiego prezydenta leci na łeb, na szyję.

Sytuacja Macrona kontrastuje z sytuacją polityków, dla których Francuz miał być alternatywą. Popularność takich „populistycznych” polityków jak Trump, Orban czy Salvini stale rośnie. I nie ma się czemu dziwić. „Populistyczne” rządy w USA, na Węgrzech czy w Polsce mogą pochwalić się świetnymi wynikami gospodarczymi. Takimi wynikami, o których prezydent Francji mógłby tylko śnić.

Problemy Emmanuela Macrona w tej sytuacji są zrozumiałe. Jego pomysły na zmiany nie były w istocie żadnymi zmianami. Były propozycją „więcej tego samego”, tylko w innym opakowaniu. Więcej technokracji, więcej europejskiej integracji, więcej neoliberalnej polityki gospodarczej. Macron osiągnął jednak sukces, gdyż był niejako anty-Le Pen. To strach przed Frontem Narodowym, ładnie przedstawiony jako inna, lepsza antyestablishmentowość, wygrał we Francji. Ale chyba już przestał tam działać.

Jednak kolejne ruchy „anty” są budowane w różnych krajach. Różnego rodzaju anty-PiSy czy anty-Trumpy. Jednak ruchy te mają wbudowane te same problemy, jakie wbudowane miał Macron. Są to ruchy tak naprawdę reakcjonistyczne. W tym sensie, że przypominają zwolenników feudalnej monarchii stojących w obliczu rewolucyjnych przemian XIX wieku. I nawet osiągając chwilowe sukcesy, nie są w stanie obronić swoich rozwiązań politycznych. Bo rozwiązania te po prostu przestały być skuteczne.

Orban czy Trump nie są wypadkami przy pracy, są efektami pewnego procesu historycznego. Żadna koncepcja polityczna nigdy nie jest wieczna. I obecnie dominująca koncepcja neoliberalna również zaczyna ulegać wyczerpaniu. To, co niektórzy określają mianem populizmu, chyba zaczyna być właśnie nowo dominującą koncepcją. Zapewne otrzyma ona wkrótce lepiej brzmiącą nazwę.

Wygląda na to, że obecne zmiany wynikają z przemian technologicznych (np. rozwoju Internetu). Podobnie było w XIX w. z ówczesnymi przemianami technologicznymi. Dlatego strategia nastawiona na bycie „anty” może nie zdać się na długo. Przeciwnicy Trumpa czy PiS powinni raczej przyjrzeć się strategii XIX-wiecznych konserwatystów. Czyli walce o zachowanie przynajmniej części swoich wartości w zupełnie nowej hierarchii wartości.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka