Obraz Denisa Delicia ożywiają sceny podniebnych pojedynków. Są bardziej emocjonujące i realistyczne niż w filmie „303. Bitwa o Anglię”.
Dwa tygodnie po premierze angielskiego filmu o Dywizjonie 303 do kin weszła polska produkcja o pilotach tej słynnej formacji. To rzadka sytuacja w historii kina, kiedy filmy opowiadające o tych samych wydarzeniach realizowano i wprowadzano na ekrany prawie równolegle. Od nadmiaru głowa jednak nie boli i oba filmy warto obejrzeć, chociażby ze względu na temat. Jednak nie są to wielkie widowiska filmowe w rodzaju „Bitwy o Anglię” Guya Hamiltona z 1969 roku czy „Dunkierki” Christophera Nolana. Na realizację podobnych superprodukcji nie pozwalał ograniczony budżet. To raczej dramaty wojenne z dodatkiem scen batalistycznych.
Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Dziennikarz działu „Kultura”
W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.
Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza