Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Wiadomo, sobór temu winny

Okazuje się, że za homoseksualne i pedofilskie wyczyny niektórych duchownych odpowiedzialny jest znowu – a jakże – Sobór Watykański II. Dokładnie tak samo, jak za grzechy Koryntian odpowiada Sobór Jerozolimski z I wieku. A za miłosne podboje amerykańskich prezydentów – wojna secesyjna.

Jak ja to lubię – cokolwiek złego dzieje się w Kościele, część użytkowników Internetu oraz komentatorów, w tym, niestety, również poważne nazwiska, jak mantrę powtarzają: to kolejny zatruty owoc ostatniego soboru.

Spada liczba powołań? „Sobór Watykański II się kłania”. Kościoły na Zachodzie opustoszały? „Sobór Watykański II”. Z kapłaństwa po soborze odeszło 40 tys. księży? „No, sami widzicie, Vaticanum II”. Najwyżsi hierarchowie dopuścili się czynów wołających o pomstę do nieba? „Na cóż potrzeba nam jeszcze dowodów – przed Soborem Watykańskim II byłoby to niemożliwe, bo formacja inna, ortodoksyjna, nie zatruta modernistycznymi nowinkami”.

Po moim ostatnim komentarzu o przygnębiającym liście abp. Vigano ktoś nawet napisał, że „w końcu przyznałem to, o czym od dawna mówią tradycjonaliści”. Bo wymieniłem m.in. Pawła VI, do którego pontyfikatu należałoby sięgać, żeby odpowiedzieć na pytania o wiedzę poprzednich papieży na temat skandali, które miały miejsce w ciągu ostatnich dekad, a nie tylko za pontyfikatu Franciszka. A skoro „zatrzymałem” się na Pawle VI, to tym samym „przyznałem” rację krytykom soboru, którzy od tego papieża datują początek kryzysu.

No więc moje „zatrzymanie się” na wielkim papieżu przełomu nie było żadną deklaracją, a wyłącznie arbitralnym i technicznym zabiegiem skracającym tekst. Spokojnie (o ile zręcznie jest mówić o spokoju w tym temacie) możemy bowiem sięgnąć i do wcześniejszych papieży. Nie po to przecież, by zrzucać na nich odpowiedzialność, tylko po to, by pokazać, że problem jest o wiele głębszy i sięgający o wiele dalej wstecz niż czas ostatniego soboru.

Jeśli bowiem dla kogoś argumentem przeciw Vaticanum II jest upadek formacji seminaryjnej po soborze, to niech uczciwie odpowie na proste pytanie: w jakim okresie przechodzili formację i kiedy przyjęli święcenia kapłańskie główni podejrzani i oskarżeni w ostatnich latach o molestowanie duchowni? Kard. McCarrick przyjął święcenia w 1958 roku, więc formację seminaryjną rozpoczął na długo przed soborem (obrady rozpoczęły się w 1962, zakończyły w 1965 roku, a jego postanowienia były wdrażane w ciągu kolejnych lat, a właściwie dekad, jest to zresztą proces trwający do dziś).

Raport, jaki opublikowali niedawno biskupi w USA obejmuje zaś przypadki nadużyć i przestępstw, jakie miały miejsce ciągu ostatnich 70 lat, czyli sięgające czasów, gdy nikt nawet nie podejrzewał, że sobór będzie zwołany. Czy w takim razie odpowiedzialnością należy obarczyć przedsoborową formację seminaryjną? Gdyby trzymać się liczb i wieku większości sprawców, to należałoby tak właśnie ustawić sprawę. Byłoby to przynajmniej bardziej uzasadnione historycznie. W Irlandii na przykład przed soborem nawet 60 proc. uczniów z jednej klasy wstępowało do seminarium! Bo taki był klimat – przyjmowano niemal wszystkich, bez żadnego odsiewu, biorącego pod uwagę na przykład skłonności homoseksualne kandydata. To sobór jest winny temu, że w takiej masówce znaleźli się również ci, którzy powinni pomyśleć o innym zajęciu?

Ale i odpowiedź odwrotna – że winna jest formacja przedsoborowa – byłaby nieuprawnionym uproszczeniem. Bo problem jest o wiele głębszy. Tak samo, jak nieuprawnione jest obarczanie soboru o wspomniane odejście z kapłaństwa ponad 40 tys. księży, co miało być rzekomo ich protestem wobec „posoborowego zepsucia” w Kościele. Przecież większość z nich to byli właśnie ci, którzy spodziewali się, że Kościół pójdzie o wiele dalej i na przykład zniesie celibat, a tym samym… usankcjonuje niejako ich sytuację (już widzę oburzenie: jak to, to przed soborem łamano celibat? No, właśnie…).

Oskarżanie soboru o niszczenie Kościoła to deklaracja braku wiary w asystencję Ducha Świętego. Nie mówimy o błędnych, nieuprawnionych interpretacjach soboru, jakie faktycznie miały miejsce, tylko o tym, co Duch rzeczywiście powiedział Kościołowi przez wydarzenie Vaticanum II w konkretnych dokumentach. Strach pomyśleć, w jakim miejscu byłby dzisiaj Kościół, gdyby nie sobór. I może czas pomyśleć o kolejnym, by przezwyciężyć dzisiejszy kryzys. Przekonywał mnie do tego dzisiaj w rozmowie znany historyk Kościoła (więcej za tydzień w GN) – jego zdaniem tylko sobór, mający przecież gwarancję asystencji Ducha Świętego, jest w stanie poradzić sobie z niewątpliwym kryzysem, jakiego doświadczamy w Kościele dzisiaj – nie pierwszym i pewnie nie ostatnim w jego dziejach.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny