Nowy numer 11/2024 Archiwum

"Janusze" liberalizmu

Polscy „liberałowie” noszą skarpetki do sandałów.

Bezrobocie w Polsce osiąga historyczne rekordy niskiego poziomu. Wywołuje to nieoczekiwany efekt. Wiele osób, mieniących się liberałami, narzeka na „roszczeniową młodzież”. Roszczeniowość młodych ludzi wchodzących na rynek pracy ma polegać na tym, że pytają rekruterów o zarobki. Albo nie chcą pracować za 1500 zł na rękę, np. na kasie w sklepie. Albo nie chcą robić praktyki zawodowej tylko za wpis do CV. Roszczeniowość młodych ludzi ma, oczywiście, wzmacniać „socjal”, taki jak 500+.

Postawa krytykująca „roszczeniowość” młodzieży nie ma, oczywiście, nic wspólnego z liberalizmem. Raczej z wypaczonym sensem liberalizmu, jaki był Polakom przedstawiany w okresie transformacji gospodarczej. Zamykanie wielu wielkich zakładów pracy było tłumaczone potrzebą dostosowania się do liberalnej gospodarki. Wiążące się z tymi działaniami olbrzymie bezrobocie, a co za tym idzie, niska pozycja pracowników, drżących o swoje miejsca pracy, również było tłumaczone potrzebą dostosowania się do liberalnej rzeczywistości.

Dla wielu osób niska pozycja przetargowa pracowników czy ludzi poszukujących pracy zlała się po prostu z liberalizmem. I kiedy zmalało bezrobocie, i to pracownicy mogli zacząć przebierać w ofertach pracodawców, wielu „liberałów” odczuło dyskomfort. Bo jakże to tak, żeby pracownik mógł dyktować warunki zatrudnienia? Przecież to socjalizm! Ale taka postawa, bardziej niż liberalizmowi, bliższa jest postawie internetowemu archetypowi „cwanego Janusza”, co to nosi skarpetki do sandałów i pije „kranówkę”, żeby nie płacić 2 zł za wodę mineralną.

„Janusze liberalizmu” pojawiają się nie tylko w temacie „roszczeniowej młodzieży”. Liberalizmem wiele osób tłumaczy swoje podejście do podatków. „Janusz liberalizmu” najchętniej żadnych podatków by nie płacił. Wyszukuje więc on wszystkie możliwe sposoby, aby odpisać sobie to lub owo od podatku. Nawet jeśli taki odpis niewiele ma  wspólnego z jego działalnością zarobkową. „Janusz liberalizmu” tłumaczy sobie, oczywiście, takie działanie tym, że „państwo go okrada”. Nie będzie więc on dawał na to państwu sposobności.

„Janusze liberalizmu” zatrzymali się na lekturze liberalnych klasyków w miejscu, w którym mowa o tym, że wolny rynek daje wyjątkowym jednostkom szanse osiągnięcia sukcesu. I „Janusze liberalizmu” za takie „wyjątkowe jednostki” uważają siebie. Wszystko więc wokół ma służyć ich sukcesowi. Młody człowiek ma pracować w ich firmach nawet za darmo. Podatków też nie powinien mieć „Janusz liberalizmu” obowiązku płacić żadnych. Albo przynajmniej powinien mieć prawo odpisania sobie od podatku wczasów za granicą, bo przecież służą one regeneracji.

„Janusz liberalizmu” nie doczytał jednak, że wolny rynek służy każdemu. Raz trafia się na żyłę złota, raz bankrutuje. Raz pracodawca dyktuje warunki, raz pracownik. Raz po zapłaceniu podatków zostaje jeszcze na wycieczkę na Karaiby, raz aby je opłacić, trzeba zrezygnować z wakacji. Wolny rynek dlatego jest dobry, że nie daje nic na zawsze, bogactwa czy biedy. Daje tylko wolność działania. Ale daje ją każdemu. A nie tylko „Januszowi liberalizmu”, dla którego wolność polega na tym, że on robi to, co chce, a inni robią to, co on chce.

Kontynuacja tematu tutaj.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka