Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Niemcy wiedzą, kim są

Nie wmawiajmy Niemcom, że udają dorsza, gdy mowa o nazistach i II wojnie światowej. Nie udają. Wiedzą, kto rozpętał tę zawieruchę.

Jest taka moda w szeroko rozumianych prawicowych internetach na czepianie się wymyślonego przez siebie problemu i powtarzanie na okrągło pewnych „oczywistych prawd” dotyczących Niemców. Jedną z nich jest nieustanne wypominanie rzekomego unikania przez nich odpowiedzialności za II wojnę światową i zrzucania winy na „pochodzących z kosmosu” beznarodowych nazistów, tudzież hitlerowców. I tak się już przyjęło, że prawicowy lud jest święcie przekonany, że Niemcy robią wszystko, by relatywizować swoją odpowiedzialność. „Dzisiaj kolejna rocznica agresji z kosmosu na Polskę. Bo niby skąd byli naziści, skoro nie byli Niemcami?” – brzmią ironiczne komentarze krążące po różnych portalach społecznościowych. I dyskusja w najlepsze, oczywiście grzejąca atmosferę.

Warto wylać sobie na głowę kubeł zimnej wody przed wciągnięciem się w podobne „debaty”. Nie dlatego, że nie ma problemów z niemiecką polityką historyczną (niesławny serial „Nasze matki, nasi ojcowie” jest tylko jednym z najbardziej znanych przykładów), gdzie co jakiś czas pojawiają się różne Eriki Steinbach i jej bardziej lub mniej dyskretni fani. Są problemy i z niemieckim rewizjonizmem, i z próbą relatywizowania historii. Nie dlatego też warto dać sobie na wstrzymanie, że nie ma żadnych problemów współczesnych w relacjach dwustronnych – są i należy rozwiązywać je adekwatnie do sytuacji i możliwości.

Jednak akurat w przypadku oficjalnych wypowiedzi najważniejszych polityków niemieckich na temat odpowiedzialności za II wojnę światową, nie można zarzucić im próby zrzucania winy na „kosmitów nazistów”. Ot, przykład z dzisiaj, z 1 września. Ambasador Niemiec w Polsce, Rolf Nikel, napisał na Twitterze: „Obchodzimy dziś rocznicę zbrodniczej napaści na Polskę – dokonanej z premedytacją z rąk Niemców i w imieniu Niemiec”.

Mało? To idźmy wyżej. Kanclerz Angela Merkel w cotygodniowym posłaniu do obywateli (nagranie zamieszczone na oficjalnej stronie Urzędu Kanclerskiego) sprzed 2 lat: "W czasach nazizmu Niemcy siali strach i grozę na świecie; zginęły miliony ludzi, przede wszystkim w obozach koncentracyjnych; doszło do zagłady Żydów. Merkel dodała też, że z tego faktu wynika "nieustająca odpowiedzialność ponoszona przez Niemców za historię".  

Z innych barw politycznych – dawny lider niemieckich Zielonych i były szef niemieckiej dyplomacji, Joschka Fischer, w swoich pamiętnikach, wydanych i rozchodzących się jak ciepłe bułeczki, napisał: „Niemcy ponoszą nadal historyczną i moralną odpowiedzialność za zbrodnie popełnione w czasie wojny. Polska strasznie wycierpiała na skutek niemieckiej okupacji w II wojnie światowej, a narodowo-socjalistyczne Niemcy chciały pozbawić ten europejski naród o długich tradycjach elit, mordując je, oraz zdegradować go do roli narodu niewolników dla Wielkoniemieckiej Rzeszy".

Dokładamy coś na deser? Joachim Gauck, jeszcze jako prezydent Niemiec, na łamach dziennika "Sueddeutsche Zeitung" przyznał, że „Niemcy muszą być świadomi, że są potomkami tych, którzy w czasie II wojny światowej pozostawili w wielu krajach ślady spustoszenia (…) Znający swoją historię kraj powinien wysondować, jakie możliwości zadośćuczynienia istnieją” – przekonywał, co zostało nawet uznane za potencjalną zgodę na wypłatę odszkodowań za zniszczenia wojenne (mówił to w kontekście Grecji, która o takie wystąpiła, Polska wówczas nie wychodziła z tym tematem).

Jeszcze parę cytatów by się znalazło. Ale poprzestańmy na tym. Jeszcze raz podkreślę, że powyższe słowa nie zmieniają faktu, że są problemy współczesne i historyczne we wzajemnych relacjach. Ale nie ma sensu potęgować tych problemów wmawianiem Niemcom rzeczy, które są nieprawdziwe. To antyniemieckie wzmożenie jest wyczuwalne nawet w tak absurdalnych formach, jak w dyskusji nad znakomitym zresztą filmem „Dunkierka”. Ileż się naczytałem i nasłuchałem recenzji, w których lamentowano, że ani razu nie pada słowo „Niemcy”, że nie wiadomo, kto jest agresorem. Pomijam fakt, że to film dużo większy niż kronika wydarzeń od A do Z (polecam, znakomity obraz). Ale już dla świętego spokoju przez cały film czekałem na potwierdzenie lub zaprzeczenie pogłosek o „kosmicznym” wrogu bez narodowości. Rozczaruję przekonanych: naliczyłem „Niemców” co najmniej dwa razy, bardzo wyraźnie, bez cienia wątpliwości, przed kim bronią się alianci…

Pamiętajmy i domagajmy się pamięci. Ale gdy Niemcy sami od siebie mówią o Niemcach, którzy odpowiadają za zbrodnie, nie zatykajmy uszu i nie krzyczmy, że ktoś tu mówi o dorszach.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny