Ostatni dinozaur?

W co gra były szef FBI? Problem w tym, że prawdopodobnie w nic nie gra, tylko jest sobą. Dlaczego to problem? Bo odwykliśmy od urzędników, którzy nie trzymają niczyjej strony. Trwające przesłuchanie Jamesa Comeya tylko to potwierdziło.

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina

|

08.06.2017 19:02 GOSC.PL

dodane 08.06.2017 19:02
4

James Comey nie należy do ulubieńców polskiej publiczności. Głównie ze względu na niesławną wypowiedź o nazistach, którzy mieli „wspólników z Niemiec, Polski i Węgier”. Mimo powszechnego oburzenia w naszej części Europy, Comey nie przeprosił za to, tłumacząc, że wcale nie chciał obarczyć min. Polaków za współudział w Holokauście. Pomijając jednak średnie zorientowanie Comeya w historii (w czym nie odbiega specjalnie od zachodniej przeciętnej), w tym upartym bronieniu tego, co powiedział, ujawniła się nie pierwszy raz jego dominująca cecha: nieoglądanie się na opinie jakiejkolwiek strony jakiegokolwiek sporu. To dość rzadka dziś cecha u polityków i urzędników, przynajmniej w naszej części świata, a w Polsce chyba w szczególności. Cecha, która w równym stopniu budzi irytację (każdej strony, której racji akurat urzędnik nie wspiera), co szacunek. Bo to nie jest proste, by w świecie czarno-białych racji i wojny w życiu publicznym niemal na śmierć i życie, zachowywać się jak całkowicie obiektywny arbiter i uczestnik zarazem.

A tak właśnie działa James Comey. Od lat zadeklarowany republikanin, który jednocześnie doprowadził do wściekłości republikański establishment, gdy w 2004 roku, jako zastępca prokuratora generalnego, postawił się republikańskiemu prezydentowi Geore’owi W. Bushowi i nie uległ naciskom Białego Domu, by przedłużyć (w czasie choroby swojego szefa) pozwolenie na nieograniczoną inwigilację osób podejrzanych o terroryzm. Stał się wtedy ulubieńcem demokratów. Ci jednak chyba nie rozumieli jeszcze, że Comey nie stał się nagle demokratą. Choć w 2013 roku to Barack Obama postawił go na czele FBI, w czasie niedawnej kampanii wyborczej demokraci przeżywali na zmianę radość i rozgoryczenie, gdy – odpowiednio – Comey zakończył śledztwo ws. e-maili Hilary Clinton, a następnie, na osttaniej prostej kampanii, wznowił je, prowokując krytykę ze strony samego Obamy. W ten sam sposób naraził się nowemu prezydentowi, Donaldowi Trumpowi – nie zamykając od razu śledztwa ws. zatajonych przez gen. Flynna kontaktów z Rosjanami, choć sugerował mu to sam prezydent. I kiedy teraz Comey mówi, że potraktował to jako nacisk i że z tego powodu został zwolniony przez Trumpa, to mimo wszystko wierzę byłemu szefowi FBI. Trwające w amerykańskim Senacie przesłuchanie Comeya pokazało kolejny raz urzędnika, który nie ma względu na aktualny układ sił politycznych. Wydawać by się mogło, że ten gatunek urzędników i polityków już dawno wymarł. Możliwe, że Comey to jeden z niewielu zachowanych jeszcze „egzemplarzy”.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.

Zapisane na później

Pobieranie listy