Czy wolno przypomnieć, że dzisiejsi „uchodźcy” przybyli nie na nasze zaproszenie, ale pani kanclerz Merkel, i nie pragną osiedlać się w Polsce, tylko chcą do największego bogactwa?
Znika przestrzeń publiczna, w której byłaby możliwa rozmowa. Stajemy wobec wyboru: wziąć udział we wzajemnym przekrzykiwaniu się albo milczeć, zrezygnować z daremnego trudu wymiany argumentów. Argumenty nie są już potrzebne, wystarczą emocje.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.