Nowy numer 38/2023 Archiwum

Od dekadenta do oblata

Jeden z największych pisarzy francuskich, Joris-Karl Huysmans, przeszedł długą drogę od buntu i negacji Boga do porzucenia dawnego życia i ponownego odkrycia katolicyzmu.

Jego dekadenckie i obrazoburcze powieści robiły furorę i były dyskutowane w środowiskach bohemy. Był jednym z nich, ale wybrał drogę na wspak, dokładnie jak bohater jego książki. To było jedno z najbardziej spektakularnych nawróceń w paryskim świecie artystycznym na przełomie XIX i XX wieku.

Między śmiercią a życiem

Huysmans pochodził z rodziny o korzeniach artystycznych. Jego ojciec był Holendrem, protestantem, w rodzinie było wielu malarzy. Stąd zapewne barwne opisy architektury i sztuki przypominające pociągnięcia pędzlem. Huysmans był znany współczesnym sobie przede wszystkim jako wybitny krytyk sztuki i pisarz naturalista (ogromny wpływ miał na niego Emil Zola).

Urodził się w Paryżu w 1848 roku. Podobnie jak Franz Kafka był urzędnikiem. Przez 32 lata pracował w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Posadę traktował zapewne jako ciepłe zaplecze do pisania kolejnych książek. Od urzędniczego biurka uwolnił się dopiero, gdy opublikowano jego najpiękniejszą powieść – „Katedrę”. Wybitne studium symboliki wiary, które przyniosło mu komercyjny sukces i międzynarodową sławę (arcydzieło dopiero teraz, po 119 latach od światowej premiery, jest dostępne na polskim rynku).

Wcześniej jednak nic tego nie zapowiadało. W młodości pisarz bardzo oddalił się od chrześcijaństwa. Obracał się wówczas w paryskim światku literackim. Jego dwie najważniejsze powieści tamtego okresu: „Na wspak” i „Tam”, przysporzyły mu tyle samo zainteresowania co kłopotów. Zyskał wtedy opinię dekadenta. Tadeusz Boy-Żeleński nazwał go nawet później „dekadentem en essance”, z krwi i kości. „Nawróci się albo popełni samobójstwo” – miał powiedzieć o nim Oskar Wilde.

W „Na wspak” Huysmans opisuje życie artystycznego półświatka ówczesnego Paryża. Nie stroni od wątków homoseksualnych, co było w tamtych czasach niemałym szokiem i skandalem obyczajowym. W „Tam” przekracza kolejną granicę. Opisuje zjawisko satanizmu. Dotyka dna. Także w życiu osobistym. Mówi się nawet, że był uczestnikiem „czarnej mszy”. Czuje się degeneratem moralnym. Jest częstym gościem paryskich burdeli. Grzechy nieczystości prześladują go jak koszmar, od którego nie można się uwolnić. Wszystko opisuje ze starannością w swoich powieściach.

Doświadczenie wiary

Rozczarowanie dotyka go także w życiu osobistym. Kłopoty ze zdrowiem, wojna francusko-pruska, a przede wszystkim śmierć przyjaciółki oraz kolejnych osób z jego najbliższego otoczenia sprawiły, że pisarz stanął oko w oko z problemami o charakterze eschatologicznym. Bliskość zła i cierpienia, rozczarowanie światem artystycznym, a przede wszystkim doświadczenia egzystencjalne spowodowały, że jego książkowy bohater – Durtal, z którym utożsamiano samego autora – dokonał niesłychanej wolty. Durtal-Huysmans przechodzi duchową przemianę, porzuca życie lekkoducha chłonącego jak gąbka patologie ówczesnego świata.

Mimo że w literaturoznawstwie odkrycie na nowo bogactwa chrześcijaństwa przez Huysmansa jest przedstawiane jako nawrócenie przez sztukę, nie do końca jest to wytłumaczalne w ten sposób. To prawda, że autor „Katedry” był estetą, zafascynowanym detalami, doszukującym się teologicznego sensu nie tylko w szczegółach architektonicznych, witrażach, ale także w materiałach używanych jako budulec, składnikach kadzidła czy nawet w szczypcach do jego umieszczania w kadzielnicy. W biografii artysty najbardziej uderzający jest jednak fakt osobistego spotkania z Bogiem, walki duchowej i doświadczenia wiary. Huysmans nie nawróciłby się, gdyby nie jego indywidualny upadek. Dotknął dna, aby dzięki łasce odbić się i wystrzelić w górę, jak wieże jego ukochanej katedry w Chartres. „Opuszczałem tylko z wolna moją skorupę nieczystości; zaczynałem nabierać dyzgustu do siebie, jeżyłem się jednak na artykuły wiary. Obiekcje, jakie stawiałem sam sobie, wydawały mi się nieodparte; i pewnego pięknego poranka, kiedy się zbudziłem, rozwiały się – ale jak, tego nie dowiedziałem się nigdy. Pomodliłem się po raz pierwszy i nastąpiła eksplozja” – wspominał po latach.

Przez kolejne tomy toczy duchową walkę, jak bohater jego katolickiej trylogii: „W drodze”, „Katedra”, „Oblat” – Durtal, który musi podjąć decyzję, by porzucić swoje dotychczasowe życie, dawnych przyjaciół i Paryż. Już w „Katedrze” bardzo surowo ocenia swoje dotychczasowe „ja”: „Zostać przy tych stróżach literackości – to jest niemożliwe. Przeklinać albo milczeć. (…) Naśladując farmakopeę homeopatyczną, która posługuje się podłymi substancjami – sokiem ze stonogi, jadem węża, sokiem z żuka, wydzielinami tchórza i ropą z wrzodów ospy, a to wszystko w cukrze mlecznym, żeby nikt nie poznał aromatu i wyglądu – świat literacki najobrzydliwsze materie też uciera tak, żeby je spożyto bez wymiotów. To jest nieustająca manipulacja sąsiedzką zawiścią i teatralną plotką, a to wszystko zaskorupione w tabletce dobrego tonu, żeby zamaskować smród i ohydny smak” – wyznaje.

Potęga katolicyzmu

Ten wybitny literat, późniejszy założyciel prestiżowej Akademii Goncourtów, zdaje się klękać przed chrześcijaństwem jako fundamentem cywilizacji Zachodu. Początkowo do kościołów zachodził tylko po to, aby nacieszyć się słuchaniem chorału gregoriańskiego czy szukać inspiracji do studiowania mistyków. Potem coraz mocniej zaczął go uwierać grzech. Gdy zaczął spowiadać się regularnie, otworzyły się dla niego zupełnie nowe perspektywy. Tę eksplozję widać w jego twórczości.

Podczas gdy w powieści „W drodze” nawiedzają go jeszcze obrazy lubieżności, potęgowane dawnym trybem życia, „Katedra” jest już dojrzałym traktatem teologicznym, zawierającym w sobie kompletne bogactwo życia chrześcijańskiego. Huysmans-Durtal rozwodzi się nad teologią pielgrzymek, przechodząc do starcia sztuki romańskiej i gotyckiej. Z pasją opisuje detale witraży i rzeźb z katedry w Chartres, analizując symbolikę kolorów i kamieni szlachetnych, a także snuje teologiczne rozważania na temat religijnego tańca.

Jest zafascynowany liturgiką, muzyką, zapachami, atmosferą klasztorów i sanktuariów. Cytuje Marię z Agredy i Katarzynę Emmerich, świętego Melitona z Sardes i świętą Matyldę, Alberta Wielkiego i Piotra z Kapui. „Następnie w absydzie wyobrażającej szczyt krzyża światło zewsząd sączyło się strumykami jako symbol światła, które przychodzi na świat z wierzchołka drzewa niczym fala. Obrazy te pozostawały podówczas przezroczyste, akurat pokryte zwinnymi zabarwieniami, ulotnymi niuansami, zwykłym snopem iskier obramowując wizerunek Madonny mniej hieratycznej, mniej barbarzyńskiej, oraz białego Dziecięcia, które błogosławi ziemię rozprostowanymi palcami” – pisał o swej ukochanej katedrze w Chartres.

I tak literatura przeniknęła życie. Jezuita z tej powieści – ojciec Gévresin, kierownik duchowy i spowiednik, to w rzeczywistości o. Artur Mugnier. W powieści Durtal odbywa tygodniowe rekolekcje u trapistów w Notre-Dame de l’Artre, w rzeczywistości Huysmans przeżywa je w klasztorze Notre-Dame d’Igny.

Ostatnia droga

„Zapisywał mi leki żelaziste, kazał przystępować do komunii, gdy widział, że słabnę. Dzisiaj, jeśli się nie mylę, zmienia taktykę. Porzuca nieskuteczną albo ją udoskonala, gdy wbrew moim mniemaniom terapia przyniosła oczekiwane skutki. Tak czy owak postanowił mnie wysłać do klasztoru, aby wdrożyć kurację albo ją ukończyć. Ten system zresztą wydaje się częścią jego leczenia, bo od tego właśnie zaczynał, pomagając mi w nawróceniu. Popędził mnie do kurortu dusz, do wód energii, straszliwych wód. Teraz nie uważa już za konieczne poddawać mnie podobnemu leczeniu i wysyła mnie w spokojniejsze miejsce, w mniej ostry klimat, czyż nie?” – pisze.

Pobyt w klasztorze, kontakt z surową regułą życia zakonnego jest dla pisarza ostatecznym polem potyczki walki duchowej, która toczy się w jego sercu. Odbywa spowiedź generalną, styka się z praktykami długotrwałej modlitwy i postu. Właśnie tam czuje wyjątkową bliskość Boga, w samotności i cierpieniu. Zastanawia się nad wstąpieniem do zakonu. Ostatecznie zostaje benedyktyńskim oblatem opactwa św. Marcina w Ligugé, gdzie zamieszkuje przez pewien czas. Jego ostatnie dzieła to biografie świętych, np. mistyczki św. Ludwiny z Schiedam.

Umierał na nowotwór, ale przyjmował swoje bóle ze spokojem. Uważał, że są one pewną formą przebłagania za grzeszne życie, które prowadził. Do ostatnich chwil pociechę przynoszą mu oglądane krucyfiksy i jednoczenie się z cierpieniami świętych. Umiera szczęśliwy w Panu w 1907 r.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast