Nowy numer 13/2024 Archiwum

Aborcja przerwana długopisem

Chwaląc prezydenta USA za jeden podpis, istotnie ograniczający przerywanie ciąży, zapominamy, że w Polsce blisko pół miliona osób złożyło swój autograf pod inicjatywą, która szła znacznie dalej.

Jak donosiły na początku tego tygodnia media: „Prezydent Donald Trump już w pierwszych dniach swojego urzędowania poczynił kroki mające na celu ograniczenie promocji aborcji. W poniedziałek podpisał dekret blokujący zagraniczną pomoc lub finansowanie z budżetu federalnego międzynarodowych organizacji pozarządowych, które mają na celu promocję aborcji. Dodawano również, że „zgodnie z nowym dekretem prezydenta Donalda Trumpa organizacje pozarządowe, które w ramach swojej działalności oferują lub promują aborcję, będą pozbawione jakiegokolwiek finansowania ze strony Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego”. Nie trzeba być wielkim amerykanistą, by dostrzec niezwykłą symbolikę oraz wagę podobnej decyzji. Prezydent USA już w kilka dni od chwili objęcia swojego urzędu podejmuje inicjatywę, która wprost odnosi się do realnych działań związanych z ochroną ludzkiego życia. Co istotne, Trump nie zastanawiał się nad różnymi scenariuszami bardziej lub mniej realnych inicjatyw pro life. Korzystając ze swoich uprawnień, w sposób istotny ograniczył finansowanie organizacji wspierających tzw. prawa reprodukcyjne, a więc coś, co podobno istnieje, ale czego żadna Konwencja w życiu nie widziała.

Trudno nie odnieść się w tej sytuacji do krajowej rzeczywistości. W Polsce obserwujemy ciekawą sytuację. Aktualnie wydaje się, iż słowo "aborcja" zjednoczyło bardzo wiele osób. Przeważająca większość przedstawicieli polityki, a także część środowisk dotąd walczących z przerywaniem ciąży nie życzą sobie nie tyle jej stosowania, ile przede wszystkim używania pojęcia „aborcja”. Wpierw zainicjowana także przez część ruchów pro life krytyka projektu inicjatywy ustawodawczej "Stop Aborcji”, a następnie odrzucenie go w Sejmie przez większość parlamentarną doprowadziły do niespotykanej dotąd sytuacji, w której obserwujemy „ciszę na morzu”. Paradoksalnie część środowisk konserwatywnych, a nawet kościelnych, niejako nie wraca do tego tematu, ciesząc się ustawą oraz programem „Za życiem”. Oczywiste jest, iż wspomniane dokumenty, promowane w ostatnim czasie przez rząd, odnoszą się do fundamentalnych kwestii związanych z ochroną ludzkiego życia: wsparcie dla rodzin osób niepełnosprawnych, pomoc kobietom, które w podobnej sytuacji chciałyby powrócić do zawodu, konstruowanie systemu zintegrowanego wsparcia dla rodzin doświadczających strat prokreacyjnych. To ważne zagadnienia. Co ciekawe jednak, działania te jako pierwsze wypłynęły w projektach tzw. pakietu pomocowego, który promował Komitet „Stop Aborcji”. Więcej, coraz częściej wskazywane obecnie w mediach hospicja perinatalne w dyskusji dotyczącej aborcji promowane były właśnie przez organizacje, które zebrały prawie pół miliona podpisów przeciwko aborcji. Tym samym działano wówczas dwutorowo: zmiana prawa oraz konkretne wsparcie.

Jak wspomniałem, obecnie próbuje się zastąpić słowo „aborcja” pojęciem „za życiem”. Teoretycznie jest to mechanizm właściwy. Pokazuje on zjawiska pozytywne, odsuwa od słuchacza negatywne skojarzenia, pozostawiając miłe ślady pamięciowe. Jest to jednak działanie niespójne. Po pierwsze polskie prawo dotyczące ochrony życia człowieka w fazie prenatalnej jest obecnie wręcz paradoksalne. Z jednej strony wskazuje jego wartość, a z drugiej w momencie stwierdzenia niepełnosprawności małego dziecka pozwala na zakończenie jego życia, czego dokonać ma lekarz, który jeszcze chwilę wcześniej mocno o nie walczył. Po drugie prawo posiada wartość wychowawczą. Rządowy pakiet „Za życiem” oczywiście może prowadzić do pojawienia się w społeczeństwie pozytywnych zmian. Działanie to jest jednak, jak wspomniano, niepełne oraz jednobiegunowe. Wskazuje się bowiem na wartość ludzkiej godności w kontekście zaczynającego się życia, jednocześnie całkowicie pomijając mocne przepisy, które będą je chronić. Wprowadzenie bowiem ostatnich rządowych propozycji to proces, który dopiero z czasem będzie można zaobserwować z perspektywy jego skutków. Innymi słowy, obecnie obserwujemy w naszym kraju sytuację, w której ktoś stawia solidne ściany, zakończone pięknym dachem, zapominając o włożeniu odpowiedniej liści pracy w stworzenie porządnych fundamentów.

W dyskusji dotyczącej ludzkiego życia nie da się odejść od problemu aborcji. W ostatnich tygodniach można dostrzec nie tylko smog w miastach, ale również lęk w dyskusjach pro life. Czasem można mieć wręcz wrażenie, że ów lęk jest niejako legislacyjnym motorem, nakazującym, by robić wiele dla życia, jednocześnie pamiętając, aby słowo "aborcja" się nie pojawiało. Zapewne wielu oczyma wyobraźni przypomina sobie tzw. czarny poniedziałek, w którym kilkadziesiąt tysięcy osób krytykowało propozycje antyaborcyjne. Czy prezydent Donald Trump nie obawia się takich działań? Przecież w USA aborcja naprawdę określana jest mianem prawa człowieka, jest symbolem prawa do prywatności, które wiele lat temu amerykański Sąd Najwyższy wyłuskał z Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Zapewne za oceanem wiele osób założy czarne bluzki, żądając pełnego finansowania prawa do „zarządzania własną macicą”. Okres, w którym w Polsce przeszły tzw. czarne marsze, nie jest jednak negatywny. Wręcz przeciwnie. To właśnie we wspomnianym czasie można było wręcz namacalnie ujrzeć, jak część mediów manipuluje opinią publiczną. Zapewne w Stanach zjawiska te będą jeszcze silniejsze, a jednak nowy prezydent USA na początku swej kadencji podjął omawiane działania, doskonale wiedząc, że wielu będzie chciało go mocno politycznie (i nie tylko) poturbować. W naszym kraju natomiast weszliśmy w okres unikania konfliktu. Prawdą jest, że to zgoda tworzy prawo. Tworzy je jednak również odwaga, która w kwestii ochrony ludzkiego życia albo jest w działaniach, albo jej nie ma. Czarne marsze, które - jak mawia część mediów - „przetoczyły się przez polskie miasta”, bardzo wyraźnie pokazały, kto odważny jest, a kto nie. By stwierdzić to, warto zerknąć na pewien film, który zarejestrował na początku października 2016 r. właśnie jeden z czarnych protestów, jaki miał miejsce na placu Zamkowym w Warszawie. Dookoła na placu stal tłum ubrany w ciemne barwy. Osoby te krzyczały, podskakiwały, część pokazywała palcami niekulturalne gesty. Skierowane były one w stronę garstki działaczy Fundacji Pro, którzy stojąc przy kolumnie Zygmunta, chronieni przez policję, mówili wprost, że aborcja jeszcze nikomu na zdrowie nie wyszła.

..

Autor jest doktorem socjologii i bioetykiem, koordynuje prace Centrum Bioetyki Instytutu Ordo Iuris, prowadzi również blog na stronie gosc.pl.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama