Nowy numer 17/2024 Archiwum

Wybory w USA: 11/9 jak 9/11

Tragedia, katastrofa… Po zwycięstwie Donalda Trumpa lewicowy establishment, nie tylko amerykański, histeryzuje, bo politycznie czuje się jak po 11 września 2001 r.

Czy zwycięstwo Trumpa to niespodzianka? Nie. Przede wszystkim dlatego, że świat się zmienia. Porządek liberalny, który jeszcze ćwierć wieku temu zdawał się bezdyskusyjnie dominować (Francis Fukuyama pisał nawet o „końcu historii”), dziś jest kontestowany i to przez masy wyborców w Europie i w Ameryce. Świadczy o tym wzrost poparcia dla ruchów  politycznych, które nie odgrywały wcześniej większej roli w Wielkiej Brytanii (UKIP), Francji (Front Narodowy) czy Niemczech (Alternatywa dla Niemiec).

Skąd ten zwrot?

Trafnie ujął to jeden z komentatorów, który stwierdził, że liberalizm w ostatnich latach okazał się kapitalizmem dla biednych i socjalizmem dla bogatych. Inaczej mówiąc: wolność jest wspaniała, ale nie może być zasadą dominująca w społeczności, w której są i owce, i lwy. Musi być uzupełniona o inne zasady, takie jak prawda czy solidarność.

Wyborcy mają dość systemu.

Popatrzmy: świat Zachodu dotykały kolejne kryzysy: gospodarczy, migracyjny. Tymczasem, czy rządziła lewica (socjaliści, socjaldemokraci) czy prawica (chadecy, konserwatyści), sprawy wydawały się iść podobnym torem. To dlatego, że liderzy polityczni dawno zauważyli, że jeśli chcą wygrywać wybory, to muszą zagospodarować polityczne centrum, przejmując część haseł swych przeciwników politycznych. I tak lewica stawała się mniej socjalna, bardziej dopieszczająca bogatych, a tacy np. brytyjscy konserwatyści doprowadzili do prawnego uznania "małżeństw" homoseksualnych. Ta - mówiąc uczenie: konwergencja - powodowała, że kolejne wybory nie przynosiły głębokich zmian. Wciąż rządziło jakieś (przesuwające się w lewo) centrum, wspierane przez urzędniczy i gospodarczy establishment oraz magnatów z Hollywood.

Jeszcze wyraźniejsze było to w Parlamencie Europejskim, gdzie chadecy i socjaliści dogadywali się tak, by pół kadencji przewodniczącym PE był socjalista, a drugie pół – chadek. Do tego dochodził bezwład brukselskiej machiny urzędniczej.

Krótko mówiąc, dotychczasowe systemy partyjne nie były w stanie wygenerować zmiany, której żądanie wzbierało w społecznych dołach.

Czy prezydentura Donalda Trumpa zmieni świat? Czy zmieni go na lepsze? Jest taka możliwość (słowo „nadzieja” w odniesieniu do Trumpa jakoś nie chce mi przejść przez gardło), jeśli rację ma jeden z ekspertów, który prorokował, że będzie to prezydentura charyzmatyczna, reaganowska.

Pamiętajmy przy tym, że ewentualne zwycięstwo Hillary Clinton z pewnością zmieniłoby USA i świat, ale nie na lepsze. Zwrócę tu uwagę na istotny szczegół. Po śmierci Antonina Scalii amerykański Sąd Najwyższy tworzy czworo liberałów, trzech konserwatystów i jeden sędzia „obrotowy”. Gdyby wygrała Clinton, już na początku jej kadencji liberałowie w SN zyskaliby piątą szablę i stanowiliby bezwzględną większość. Większość, która po 12 latach nieprzerwanych rządów demokratycznych prezydentów pewnie jeszcze by urosła i byłaby prawną tarczą lewicy i ostrym mieczem skierowanym w prawicę. Wybór Trumpa daje szanse na przywrócenie równowagi w SN USA, a może i przesunięcie, dające nadzieję na podważenie sławetnego orzeczenie z 1973 r., które zalegalizowało aborcję na życzenie i kosztowało życie już chyba ponad 50 mln Amerykanów.

Osobiście nie mam sympatii ani do Trumpa, ani do Clinton. Pewnie dlatego, że żadne z nich nie jest wzorem cnót. Chcę jednak pamiętać, że w Starym Testamencie Jahwe spełnił swe plany przez Nabuchodonozora, władcę nierządnego Babilonu.

Zastanawiam się, co wybór miliardera oznacza dla Polski. Jedni specjaliści widzą tu zagrożenie, akcentując nieprzewidywalność Trumpa i jego niepokojące wypowiedzi na temat NATO i Rosji. Inni wskazują, że kandydat może mówić, co chce, ale to, co zrobi jako prezydent USA, to już zupełnie inna bajka. Zresztą - jak zauważają niektórzy - Trump głośno mówi o Rosji i NATO to, co myślą demokraci, ale nie wypada im tego powiedzieć publicznie. Jak będzie? Zobaczymy. Dziś ograniczę się tylko do oczywistego stwierdzenia, że Amerykanie wybrali prezydenta, który ma dbać o dobro ich własnego kraju, a nie o dobro Polski. O to ostatnie musimy zadbać sami. Bo inni chętniej pomagają tym, którzy pomagają samym sobie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały