Zapisane na później

Pobieranie listy

Zależny od nędzników

Dlaczego Bóg uzależnia często czyjeś uzdrowienie od naszej modlitwy? Mógłby przecież pstryknąć palcami i uzdrowić tę osobę bez naszego udziału.

Marcin Jakimowicz

dodane 23.01.2014 17:00
0

Wielokrotnie zadawałem sobie to pytanie. Widząc modlitwy wstawiennicze, słysząc szturmujący niebo tłum błagający Boga o uzdrowienie. Po co Mu ta modlitwa? Dlaczego upomina się o nią? Nie zwiększa się przez to Jego wszechmoc. Zna nasze prośby, zanim je wypowiemy. Nie jest pogrążonym w letargu lekarzem, który pod wpływem pobożnych westchnień tłumu łaskawie skieruje wzrok na pacjenta. Więc po co? Dlatego maszeruje po falach wzburzonego jeziora, a widząc umierających ze strachu uczniów, zmagających się z przeciwnym wiatrem, „chce ich minąć”?
Bóg w kajdankach
– Dlaczego Jezus tak często uzależnia uwolnienie, uzdrowienie jakiejś osoby od naszej modlitwy? Czemu nie robi tego sam, za naszymi plecami? – spytałem ks. Michała Olszewskiego. – Bo niezwykle szanuje naszą wolność, wolną wolę – odpowiedział sercanin. – Jezus czeka na jakikolwiek gest ze strony człowieka. Nie narzuca się. Bardzo za nami tęskni, ale szanuje naszą wolną wolę. Nie wchodzi z butami. Stoi z boku, przygląda się temu, jak grzęźniemy w grzechu, ale nie reaguje, bo sam założył sobie kajdanki – naszą wolną wolę. Nie zrobi nic, co naruszyłoby naszą prywatność, intymność. Ale gdy tylko zobaczy drobny gest z naszej strony, biegnie do nas jak szalony!
19 października 2013 roku. Tyski Wieczór Uwielbienia. Kościół pęka w szwach. Prowadzący modlitwę proszą za małą Martynkę. Ma raka mózgu. Guz rozrasta się z dnia na dzień (od czasu modlitwy przyrost zatrzymał się, choć onkolodzy twierdzą, że powinien przebiegać w zastraszającym tempie, rozszerzając się w tym czasie… 70-krotnie). Z głośników płynie zachęta: „Jezus prosi, by za Martynkę modliła się cała wspólnota”.
Dlaczego? – pytam animującego ten szturm do nieba Aleksandra Bańkę.

– Po co Bogu ta modlitwa? – Mam poczucie tego, że Bóg chce, byśmy Go prosili nie dlatego, że potrzebuje naszych próśb, ale dlatego, że my ich potrzebujemy. Jeśli proszę Pana Boga, to nie po to, aby Go o czymś poinformować (wie o wszystkim, zanim otworzę usta), ale po to, by dać Mu prawo dostępu do konkretnego obszaru mojego życia. Bóg jest niezwykle dyskretny, nienarzucający się. Szanuje naszą wolność. Prosząc o uzdrowienie, dajemy Mu prawo do naszego wnętrza. Gdy wraz z nami modlą się inni, bierzemy ich na świadków tego, że nasza deklaracja otwarcia na Boga jest czysta. My w tym momencie nie upraszamy u Boga konkretnej łaski, ale zapraszamy Go z nią do naszego życia. Nie upraszamy, ale zapraszamy. To szalenie istotne. Ludzie mówią: „Będę się modlił, aby uprosić”. Nie! Czy Pan Bóg jest bankomatem? Będę się modlił, aby Bóg mnie otworzył na swą łaskę. Kiedy to „działa?”. Wtedy, gdy po stronie zapraszających Boga jest wiara. Bóg – powie ktoś – mógłby się obyć bez tej naszej wiary. Jasne. Tylko pytanie, czy sprawiłby w nas te same owoce? Faryzeusze też doświadczali cudów Jezusa, widzieli setki znaków, jedli prawdopodobnie rozmnożony przez Niego chleb. Ale czy to ich przemieniało? Jaka była ich reakcja na wskrzeszenie Łazarza? Postanowili zabić i Jezusa, i Łazarza. Dlaczego tak się działo? Bo byli pasywni, doświadczali cudów Jezusa, ale nie prosili Go o nic. Nie dawali Mu prawa dostępu do swego życia. Nie wierzyli Jezusowi, swej wiary nie wyrażali w ufnej prośbie. Gdy człowiek prosi Boga, uznaje tym samym swą delikatną, kruchą zależność od Niego. Kiedy prosi za wstawiennictwem innych, ta zależność zostaje jeszcze wyraźniej podkreślona, spotęgowana. Wydarzenie wiary przyjmuje wówczas wymiar wspólnotowy: powstaje wielka wspólnota nędzników absolutnie zależnych od Boga. Mam poczucie, że to ogromnie wzrusza Jego serce. Bóg wkracza w to wydarzenie wiary tak silnie, że tym nędzarzom pozwala sobą dysponować. Oddaje się w nasze ręce. Widzi, że ci proszący ludzie nie pozostawili sobie niczego, a więc są w stanie przyjąć wszystko: Jego samego. Mama, która prosiła o uzdrowienie Martynki, oddała tę sprawę w ręce wspólnoty nędzników równie kruchych jak ona. Ogołociła się, a tym samym otwarła na działanie Boga. Nie ma obiektywnych przeszkód, by Bóg sprawił sam z siebie cud. Ale wówczas nasze życie byłoby zdeterminowane, musiałby nas stłamsić, zniewolić. Wejść na siłę, działać wbrew nam. Gdy stajemy przed Nim z ufną prośbą, Bóg pozwala sobą dysponować. Jezus mówił często: „Twoja wiara cię uzdrowiła”. Czy wiara ma zatem magiczną moc? Nie! Jezus chciał przez to powiedzieć coś takiego: „Takie radykalne zawierzenie Mojej bliskości dało Mi prawo do twojego życia. Mogę wreszcie działać bez przeszkód”.
 

1 / 2
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz

Dziennikarz działu „Kościół”

Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.

Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza


Autopromocja