Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Obowiązkowy obowiązek dziecka


Praca mądrze dozowana, dostosowana do wieku dziecka, pozwala wszechstronnie mu się rozwinąć.

Powyższy tytuł to masło maślane najbardziej maślane, jakie zapewne czytałeś w życiu, szanowny Czytelniku. Zanim skrzywisz się z niesmakiem od tego tłustego druku, tłumaczę, o co chodzi. O dawanie dzieciom, właściwie od wczesnego dzieciństwa, konkretnych, jasnych, regularnych obowiązków. Obowiązków, które – jak sama nazwa wskazuje – nie są wyłącznie przyjemnościami. A takie mamy tendencje obecnie. Nie mam pojęcia, skąd się to w nas, rodzicach, bierze. Bo chociaż sami wychowywani zostaliśmy w poczuciu obowiązku i chociaż jesteśmy za to obecnie wdzięczni naszym rodzicom, nie rozdzielamy koniecznych prac domowych między nasze dzieci. Nawet kotka dziecko pięcioletnie nie może nakarmić. Bo może kotek podrapie. Albo dziecko się spoci. Już nie mówiąc o dziesięciolatku, który nie sprzątnie kociej kuwety, bo nie do takich widoków i zapachów dziecko stworzone…. Więc niby wiemy, że obowiązki kształtują nasze dzieci. Kształtują nie tylko ich charaktery – mówiąc wprost, robią z dzieci mądrych, życiowych twardzieli. I niby wiemy, że praca mądrze dozowana, dostosowana do wieku dziecka, pozwala wszechstronnie mu się rozwinąć. A mimo to, gdy rozpoczynamy sprzątanie mieszkania, to jakoś wolimy, żeby dziecko „nie przeszkadzało”. I siedziało sobie „spokojnie” w pokoju przy ambitnych grach komputerowych. A gdy trzeba zakupy drobne przynieść, które trwają całe pół godziny? No przecież nasza piętnastolatka uczyć się powinna! Jak nie będzie uczyć się przez akurat tych 30 minut, to pewnie jej przyszłość – matura i studia – będą zagrożone. Oczywiście przesadzam. Celowo przejaskrawiam, żeby ukazać, również sobie, absurd nowoczesnego rodzicielskiego podejścia, które pozwala na dziecięce nicnierobienie w imię dobra i postępu wszelkiego. Z doświadczenia wiem, że z obowiązkami dziecięcymi jest czasem dość brutalnie. Bo dzieciom to się nawet chce. 
Tylko rodzicom się nie chce! Najpierw wydać polecenie, potem wysłuchać jęku, potem przypilnować. A czasem godzinami dyskutować nad sensem takiego obowiązkowego „znęcania” się nad potomkiem. Wydaje nam się, że prościej i szybciej samemu ten dywan odkurzyć. Pewnie będzie szybciej. A jeszcze szybciej dzieciak dorośnie. I ciekawe, czy i jak nieobowiązkowym rodzicom podziękuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej