Nowy numer 18/2024 Archiwum

Dzielenie ludzi

Jeśli ktoś szkodzi ludziom z problemami homoseksualnymi, to ci, którzy rzekomo „walczą o ich prawa”.

„Największe polskie badania ludzi homo- i biseksualnych” – donosi na pierwszej stronie „Gazeta Wyborcza”. I już w tym pierwszym zdaniu zgodzić się można tylko ze słowem „ludzi”. Bo wątpliwe jest już samo dumne określenie „badania” w odniesieniu do internetowej ankiety. W dodatku ankiety zrobionej przez Kampanię przeciw Homofobii i stowarzyszenie Lambda, czyli instytucji, które żyją z rozdymania do horrendalnych rozmiarów zarówno zjawiska homoseksualizmu (Robert Biedroń twierdził już przed dwoma laty że w Polsce żyje 2 miliony homoseksualistów) i z wmawiania narodowi „homofobii”. Nic dziwnego, że w dalszej części tekstu nawet socjolog prof. Ireneusz Krzemiński, skądinąd bardzo przychylny homośrodowisku, pisze o uczestnikach ankiety: „przestrzegałbym przed uznaniem ich odpowiedzi za reprezentatywne dla całego środowiska, bo jest tu duża nadreprezentacja ludzi młodych. Dlatego porównania z »Diagnozą społeczną 2011« nie są w pełni wiarygodne: tam próba jest wiekowo bardziej zrównoważona”.

Manipulacją jest również dzielenie ludzi na heteroseksualnych i „nieheteroseksualnych” (jak czytamy w dalszej części tekstu), a wśród tych ostatnich wyróżnianie ludzi „homo- i biseksualnych”. Jeśli ktoś przyczynia się do wprowadzania podziałów między ludźmi, to właśnie ci, którzy lansują takie sformułowania. Jeszcze dwadzieścia lat temu prawie nikt w Polsce nie słyszał słowa heteroseksualizm. I słusznie, bo wszyscy ludzie są heteroseksualni, nie ma więc powodu tego stwierdzać osobnym słowem, chyba że w porównaniu do, na przykład, ślimaków, które są obojnakami. Ludzie dzielą się według płci (którą wyznacza biologia), a nie według skłonności seksualnych. W innym wypadku musielibyśmy wprowadzać podział, przykładowo, na ludzi zdrowych, na hemofilików i na cukrzyków. Wszyscy jesteśmy ludźmi: mężczyznami i kobietami, których trapią rozmaite problemy. Jedni mają raka, inni żółtaczkę, jedni się jąkają, innym brak kończyny. I tak dalej. Nie mówimy, że ich przypadłości to inny rodzaj zdrowia. Z tego samego powodu nie należy tak mówić o problemach homoseksualnych. Trzeba ludzi szanować niezależnie od ich ułomności, ale właśnie szacunek domaga się prawdy. Prawdą jest zaś to, że homoseksualizm nie jest normą i innym objawem zdrowia. Od czasu, gdy w encyklopediach określano tę skłonność jako chorobę, nauka nie dodała nic nowego na temat jej przyczyn. Ponieważ jednak do głosu doszło niezwykle krzykliwe i wpływowe lobby homoseksualne, WHO wykreśliła homoseksualizm z listy chorób. Stało się to jednak nie wskutek nowej wiedzy, lecz nacisków politycznych (szczegóły TUTAJ).

W efekcie nachalnej i nasilającej się propagandy homoseksualnej, społeczeństwa różnych krajów są urabiane według zamówienia homolobby, które stopniowo przekonuje ludzi do najbardziej szalonych i zgubnych pomysłów. I tak od związków partnerskich przechodzi się do jednopłciowych „małżeństw”, od nich zaś do adopcji dzieci. A później, być może, do realizacji kolejnych pomysłów, które dziś są już rozważane teoretycznie, na przykład „małżeństwa” składające się z większej liczby partnerów.

Również w Polsce zaledwie osiem lat temu homoaktywiści zarzekali się, że nie chodzi im absolutnie o „małżeństwo”. Oni chcą tylko prawa do odwiedzin partnera w szpitalu… i tak dalej. O adopcji nawet mowy nie ma. Dziś jest – i jest to formułowane wprost w tekście na pierwszej stronie najbardziej wpływowego dziennika. I robi się to sprawdzoną metodą: pokazywania rzekomo wielkiej potrzeby, wielkiej skali zjawiska i wielkiej krzywdy. Homoseksualistom jest źle i jest to wina społeczeństwa. Są gnębieni, ale nie wiemy o tym, bo nie zgłaszają pobić na policji – bo tam też się z nich śmieją. Księża natomiast wyklinają ich. Gazeta, powołując się na „badania”, przytacza przykłady „nietolerancji” ze strony duchownych: „Przy załatwianiu formalności pogrzebowych mojego partnera ksiądz powiedział, że jego wypadek to kara za grzech sodomii” – czytamy. I dalej: „Kiedy się spowiadałam, ksiądz wyzwał mnie od chorych psychicznie, obrzydliwych, brudnych ludzi niemających po co żyć”.

Dwa przykłady z anonimowych źródeł, nie do sprawdzenia (zwłaszcza ten drugi, bo z konfesjonału), a oba wysoce wątpliwe (zwłaszcza ten pierwszy – skoro zmarły miał do końca oficjalnego „partnera” to z jakiej racji miałby mieć katolicki pogrzeb?). Ale jakie to ma znaczenie? Tu chodzi o sprawę. O ideę, która ma zwyciężyć, aby powstał nowy, wspaniały świat. W tym celu trzeba działać ostro i stanowczo. Kierunek wyznaczyli 25 lat temu dwaj panowie z Ameryki (szczegóły TUTAJ).

Między innymi trzeba „zadbać o negatywny wizerunek waszych prześladowców”. Wszystkie punkty tego programu są dziś realizowane z żelazną konsekwencją. Dziś, na przykład, na pierwszej stronie najbardziej opiniotwórczego dziennika.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka