Nowy numer 17/2024 Archiwum

To sobie pogadalim

„I są wciąż pytania, i są wciąż rozmowy…” – tym razem z Marią Peszek. Kiedy „Tygodnik Powszechny” zaprezentuje odpowiedzi?

Najnowszy numer „Tygodnika Powszechnego” to kwintesencja jego „otwartości”. Zaczyna się od komentarza rocznicy męczeństwa, tzn. wydania zakazu wypowiadania się w mediach, jaki na ks. Adama Bonieckiego nałożył prowincjał Zakonu Marianów. To wydarzenie urasta do rangi najważniejszego w życiu Kościoła A.D. 2011. Co gorsza, jak pisze Marek Zając miało ono otworzyć „fatalny dla Kościoła rok”.

O. Paweł Naumowicz, który założył byłemu naczelnemu „TP” knebel (zresztą nie najmocniejszy, bo ks. Boniecki może spotykać się z czytelnikami i pisać dla „Tygodnika”) jest więc winien: wojnie miedzy antyklerykałami a Kościołem, nagonce mediów na Kościół i zrobieniu z o. Rydzyka twarzy polskiego katolicyzmu. W celu podparcia swoich tez napisał nawet pastisz „Listów starego diabła do młodego” C. S. Lewisa – tym razem Krętacz radzi Piołunowi, by „sprowadzić wszystko do dwóch kolorów, czerni i bieli. Niech ludzie odrzucą niuanse, zagłuszą głos własnego sumienia i rozsądku. Niech ślepo zaciągają się pod jeden albo drugi sztandar i idą na wojnę”, gdyż dzięki temu „pojawi się w murze owczarni pęknięcie, przez które szybko musisz przecisnąć się do środka”.

Nie ulega wątpliwości, że były naczelny „Tygodnika” cieszy się dużym autorytetem „poza kościelnymi opłotkami”. Szkoda tylko, że M. Zając nie zauważa, że media Kościołowi nieprzychylne nie rozmawiały z ks. Bonieckim po to, żeby bronił swojej wspólnoty, ale po to, żeby pokazać „inną twarz katolicyzmu”. Trzeba być ślepym, by nie widzieć, jak często w okołoreligijnych komentarzach publicystów np. „Gazety Wyborczej” pojawiają się próby dzielenia katolików na tych lepszych – niewielkiej opozycji z kręgu „TP”, „Znaku” czy „Więzi” i talibów, którzy „patrzą PiSem”. Wierzę, że nieświadomie, jednak ks. Boniecki dawał się w tej wojence wykorzystywać.

Jednak to nie sędziwy duchowny patrzy na nas z okładki „Tygodnika”. Maria Peszek nie ma czasu na seks, ale na rozmowę, i to z księdzem katolickim – owszem. Ta wymiana zdań „prowokuje, zachwyca i zmusza do myślenia” – twierdzi ks. Boniecki we wstępniaku do tego numeru. I tak kapłan oraz artystka rozmawiają sobie o Bogu, wierze i Kościele. Peszek opowiada o swoich tragicznych przeżyciach, podsumowując: „I wtedy pomyślałam: Bóg tak naprawdę przeszkadza mi w pogodzeniu z samą sobą, we wzięciu za siebie odpowiedzialności. Muszę Go odstawić na bok, sama sobie poradzić. Sama jestem odpowiedzialna za wszystko”. – Ja się absolutnie z Tobą zgadzam, ponieważ Bóg nie jest po to. Bóg nie jest po to, żeby przestało Cię boleć. To nie jest tabletka przeciw bólowi fizycznemu czy egzystencjalnemu – odpowiada jej ks. Draguła. – Nigdy tak nie myślałam. Uważam, że Bóg jest po to, by zdjąć z człowieka odpowiedzialność za własne życie – ripostuje Peszek. – Na pewno nie ten Bóg, w którego ja wierzę – odpowiada duchowny. I już czytelnik oczekuje, że wreszcie, na trzeciej stronie wywiadu, dojdzie do owocnej polemiki, gdy piosenkarka stwierdza: „Bardzo prawdopodobne, że to jest moja idea Boga, z którą się pożegnałam. Ale jest mi z tym dobrze”. – Może więc zrobiłaś słusznie, żegnając się z tą ideą Boga – stwierdza ksiądz. – Myślę, że tak – konkluduje Peszek.

I tak rozmawiają sobie duchowny z ateistką i ateistka z duchownym przez bite trzy kolumny. Jakie to wspaniałe, że potrafią tak pięknie się różnić. Tylko co z tego wynika? Niewiele. W tej rozmowie brakuje wyrazistej odpowiedzi ks. Draguły na wątpliwości (a raczej ich brak) Peszek, prezentacji własnego stanowiska. Choć rozmowa ta dotyczy kwestii bardzo osobistych, przydałoby się także dociśnięcie współrozmówcy, który swoje poglądy prezentuje z dużą pewnością siebie i nie owijając w bawełnę.

Czy zatem ta rozmowa służy czemuś więcej, niż tylko porozmawianiu sobie? Nieco światła w sprawę wnosi „Glosa do rozmowy z Marią Peszek”, opublikowana przez ks. Dragułę na stronie Laboratorium WIĘZI. Kapłan przedstawia swoje wnioski z rozmowy, stwierdza m.in., że „to co wyśpiewuje Peszek, jest wyzwaniem, nad którym księdzu trudno przejść obojętnie. Jest zanegowaniem jakże popularnego w naszych kazaniach przekonania, że Bóg przychodzi przez cierpienie”. To zaskakujące, że ksiądz, który co rusz podkreśla potrzebę i chęć rozmowy z ateistami, do tej pory nie zauważył, że cierpienie nie każdego nawraca, a zdarza się, że i „odwraca”, bo ja, były pracownik, jakby to określiła „GW” „ultrakatolickiego, skrajnie prawicowego” portalu Fronda.pl, wiem to od dawna – wystarczy mieć otwarte oczy i uszy i rozmawiać z ludźmi. „Śmiem twierdzić, że Bóg, którego porzuciła artystka, niewiele miał wspólnego z Bogiem chrześcijaństwa” – niestety, ale to, że wielu zagorzałych ateistów odwraca się od Boga nawet nie spróbowawszy go poszukać, to także jest truizm.

Nie zamierzam oceniać niewiary Marii Peszek – dziwi mnie jednak, że w kwestii diagnozy przyczyn ateizacji ks. Draguła wyważa otwarte drzwi. Mimo to dobrze, że swoje stanowisko doprecyzował: szkoda, że nie na łamach „TP”, najlepiej w rozmowie, którą komentuje. „W konsekwencji taka rozmowa jak nasza jest (jedynie) uprzątnięciem przedpola. Pozwala na zweryfikowanie błędnych wizji Boga, które wyrastają z osobistego doświadczenia, a które należy odrzucić” – pisze dalej ks. Draguła. Ale przecież przedpole jest już dawno uprzątnięte. Dobrze by było, żeby „Tygodnik Powszechny” zajął się formułowaniem odpowiedzi na te problemy. Tego mi brakuje. Najmądrzejsze pytania z pewnością sprawiają wrażenie intelektualnej głębi, ale nie mają żadnej wartości, jeśli są celem samym w sobie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy