Nowy Numer 16/2024 Archiwum

E-niańka z profesorską gębą

Nie przykładajmy do komputerowych zabaw zbytniej wagi, dorabiając e-niańce, jaką jest komputer, gębę mądrego profesora.

Taką ostatnio rozmowę odbyłam z moją 4-latką. – Mamo, czy dzisiaj mogę pograć na komputerze? – Nie, dzisiaj nie. Wczoraj grałaś. – Ale ja chcę! – Przykro mi. – Mamo! Zgódź się. Ja chcę pograć! – Nie. Znasz zasady… 4-latka z postępującą wścieklizną w oczach: – Mamo! Nie możesz mi rozkazywać, bo ty tu nie rządzisz! – A kto rządzi? – spytałam, próbując nie parsknąć śmiechem. – Pan Bóg! Pan Bóg faktycznie rządzi, choć akurat w kwestii gier komputerowych nie zajął stanowiska. Przynajmniej oficjalnego. Mam jednak poczucie, że niejako wyposażył mnie, matkę, w odpowiednie prerogatywy, by dzieciom media, w tym przypadku komputer, odpowiednio dozować. Co prawda dzieci mają zdanie odmienne, ale pajdokracja jeszcze nie obowiązuje. Gry komputerowe dla dziecka? Tak. Ale mocno reglamentowane. Bez agresji i krótko: najlepiej w weekend, w sobotę, po dwadzieścia minut na łebka. Starsze dzieciaki, jeśli przez tydzień nie nabroją i przykładnie uczyć się będą, mogą pograć dłużej. Aż pół godziny. Zamordyzm? Trudno. Lepszy taki zamordyzm niż przeniesiony z komputera do realu. Gdy zbytnia ilość gier najpierw zaburzy w kilkulatku naturalną wrażliwość, potem zatłucze wyobraźnię setkami bezmyślnych kliknięć, a następnie zdelejtuje umiejętność prawdziwej zabawy z rówieśnikami. Game over! I jakoś nie przekonują mnie argumenty komputeroentuzjastów, że szklany ekran i klikanie przyśpiesza rozwój intelektualny dziecka. Co z tego? Taki przyspieszony rozwój intelektualny, gdy nie idzie w parze z rozwojem emocjonalnym, może być dla dziecka wręcz niebezpieczny. Bo częstym problemem współczesnych dzieci jest dysharmonia między coraz wyższym intelektem a niestabilnymi emocjami. Czyli Jasio pięknie potrafi zagrać w skomplikowaną grę strategiczną, stworzyć dwa alternatywne światy, a nawet czterech superbohaterów. Tyle że ten sam Jaś na podwórku, w zwykłym świecie, nie potrafi pobawić się w patykową wojnę z kolegami… I sprawa kolejna: małpich umiejętności, czyli klikania w odpowiednim rytmie, nauczyć się może każdy. O dziwo, nawet ja, słynąca z technicznego beztalencia. Z palącej potrzeby, zwanej poleceniem służbowym, przebrnęłam niedawno przez zawiłości komputerowe, o których nie przypuszczałam, że istnieją. Techniczne umiejętności w miarę posiadłam, mądrości przez to raczej nie przybyło. Może szkoda… Realia w realu są niezmiennie takie, że nie gigabajtami mądrość się mierzy. Więc nie przykładajmy do komputerowych zabaw zbytniej wagi, dorabiając e-niańce, jaką jest komputer, gębę mądrego profesora…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej