Nowy numer 18/2024 Archiwum

Definicja katolika

Jakiś czas temu zrobiło się gorąco. I nie chodzi wcale o falę letnich upałów, bo te już kilka dni temu opuściły Polskę. Gorąco zrobiło się wokół tego, jaką postawę może (lub powinien) przyjąć katolik w obecnej wojnie światów. Wojnie świata liberalnego z konserwatywnym. Na pierwszy rzut oka odpowiedź wydaje się oczywista. Katolik liberałem być nie może. Ale kiedy wgryziemy się w temat sprawa się nieco komplikuje.

Ma też prawo i obowiązek rozeznać co jest dobre, a co złe. Rozeznać, nieraz korzystając z pomocy świeckich specjalistów, tak jak choćby w sprawie in vitro. Bo to, że embriony to ludzie nie jest przecież wymysłem jakiegoś biskupa, tylko prawdą wyraźnie potwierdzoną przez naukowców. I wtedy katolik nie ma już miejsca na dyskusje z postępowym światem.

Jasne, że trwanie w permanentnym konflikcie z całym otoczeniem nie ma żadnego sensu. Możemy mieć zróżnicowane poglądy na gospodarkę, sport, ekonomię i wiele innych spraw. Ale są przecież granice nieprzekraczalne. I o utrzymanie tych granic TRZEBA WALCZYĆ. Czego przykład Hołownia wielokrotnie dawał. Troszeczkę w tekście o. Zięby mi tego zabrakło. Bo jeśli ktoś walczy do upadłego o polityczne pomniki traktując je jako depozyt wiary to pewnie przesadza. Ale kiedy mówimy  o sprawach życia lub związkach partnerskich, wtedy nie ma miejsca na dyskusję. Tymczasem wiele środowisk próbuje wrzucić oba tematy do jednego worka z etykietką „kościelne”. O polityce możemy rozmawiać. Ale nie ma i nie będzie zgody na aborcję, eutanazję, in vitro. Tak samo jak nie ma zgody na jakiekolwiek inne formy morderstwa. Nawet jeśli dokonuje się go w świetle prawa. Nawet jeśli jest się katolikiem liberalnym.

Jestem głęboko przekonany, że o. Zięba doskonale o tym wie i się z tym wszystkim zgadza. Dlaczego więc o tym piszę? Bo mam nieodparte wrażenie, do szpiku kości i w każdym calu swojego bytu jestem przekonany, że kiedy poruszamy temat  otwartego i postępowego katolicyzmu to na wstępie musimy go zdefiniować. Bo katolicyzm otwarty łatwo można wykorzystać. Użyć go w celu przepychania czegoś, co w gruncie rzeczy katolicyzmem nie jest. Tak jak zrobił to ostatnio Jarosław Wałęsa, kiedy w wywiadzie dla „Wyborczej” „uzasadnił” po chrześcijańsku związki partnerskie.

Jako Kościół nie jesteśmy jednorodni. Możemy w wielu kwestiach być bardziej lub mniej konserwatywni. Ale to co nas łączy to wiara w Jezusa Chrystusa i wierność Kościołowi. Także wierność w sprawach fundamentalnych.

Na koniec pewna anegdotka. Rok temu w wakacje byłem ze znajomymi na łódkach, na Mazurach. Wiało strasznie. Płynęliśmy halsem. Kiedy wypływaliśmy z Bełdan na Jezioro Mikołajskie sternik popełnił błąd i za bardzo zbliżył do brzegu. Wpadliśmy w trzciny, zaraz potem na mieliznę. Długo walczyliśmy, brodząc po pas w wodzie i trzcinach, próbując wypchnąć jacht z zarośli. Wyciągnęli nas po kilku godzinach rybacy na kutrze motorowym. Kiedy płynie się pod wiatr trzeba halsować, ale wtedy czujność żeglarzy musi być jeszcze większa. Jeśli choć na chwilę sobie odpuszczą, katastrofa murowana.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera