Nowy numer 13/2024 Archiwum

Trzeba było iść

Dziś o 17 w Warszawie zawyją syreny. Jak 68 lat temu w godzinie ”W”. W jedynym mieście, gdzie na tętniących życiem ulicach zapala się znicze i kładzie wieńce.

Nadal tkwi nam w oczach „szkło bolesne” tamtych dni, „które kości białe toczą/przez płonące łąki krwi”, jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński, poeta, który zginął w Powstaniu Warszawskim. Wtedy polegli ludzie, runęło miasto,  a wyniszczona przez największy wojenny zryw Polska, przeszła pod protektorat rosyjski.

Nie ma co się zastanawiać czy było warto. Powstanie się zdarzyło i zginęły w nim tysiące Polaków. Kiedy dwa lata temu chodziłam po Mokotowie z rodziną Grocholskich, których było dziesięcioro rodzeństwa, a wszyscy, włącznie z tymi, którzy już mogli biegać i przenosić meldunki  - poszli do Powstania, usłyszałam od nich, że nie widzieli innej możliwości. To była konieczność, imperatyw kategoryczny, czynność podstawowa jak oddychanie. Ci, którzy tak jak oni, byli wychowani w rodzinie patriotycznej, nie wahali się ani chwili. Trzeba było walczyć, żeby nie zaprzeć się siebie. Ponoszenie kosztów, włącznie z oddaniem własnego życia – było wpisane w miłość do Ojczyzny. - Najpierw sprawy Ojczyzny, a potem rodziny – mawiał Remigiusz Grocholski – ojciec Barbary Grocholskiej - Zanussi. - Pamiętam mieszkanie przy Ikara na Mokotowie, braci wracających nie wiadomo skąd, bo działali w podziemiu – wspomina pani Barbara, najmłodsza z rodzeństwa. Nie wiedziała wtedy, że "pan doktor", który ich odwiedza pod pretekstem wizyty lekarskiej, to jej rodzony ojciec. Ukrywał się. Był twórcą tajnej organizacji "Wachlarz", dowódcą na Górnym Mokotowie. O tym, że to jej ojciec, dowiedziała się dopiero po wojnie.

Cudownie jej wszyscy bliscy przeżyli. Choć ojciec był poważnie ranny w brzuch, brata Mikołaja kilka razy drasnęła kula, a matka cudem uniknęła śmierci. Siostry sakramentki na Nowym Mieście nie przyjęły jej na nocleg, a tej samej nocy o 4 rano kościół i zabudowania zostały doszczętnie zbombardowane przez hitlerowców.

Wśród nas do dziś żyją świadkowie tamtych dni. Bliscy poległych, którzy w swoje rodzinne historie mają wpisaną ich przelaną krew. Do dziś żyje nasza stolica – Warszawa. Chodząc jej ulicami i czytając tablice na murach i w kościołach, upamiętniające męczeństwo jej mieszkańców można nauczyć się historii Polski.

Lubię przyjeżdżać do Warszawy 1 sierpnia. Kiedy miasto tonie w narodowych flagach, a na ulicach pojawiają się powstańcy z biało-czerwonymi opaskami, ich rodziny, harcerze. Nawet na stolikach kawiarń i restauracji kelnerki układają bukieciki z biało czerwonych goździków. Uczestniczę w spektaklach na Placu Krasińskich, zaglądam do kościołów pod rozpłomienione ogniami, pamiątkowe tablice i modlę się za poległych. W ten dzień odmienia się „czas kaleki” , o którym pisał Baczyński. Ofiara, tamtych - poległych, jednoczy nas żyjących w bólu i pamięci. 

W tym roku po raz 68 idziemy na ich wielki pogrzeb. Jeszcze raz, tamtych niespokojnych – zamordowanych w kanałach, piwnicach, pod ścianami swoich domów, odprowadzimy na wieczny odpoczynek.  Jeszcze raz schylimy głowy przed męczeństwem, trwogą, bezradnością, tych, którym przyszło żyć w czasach, gdzie do Powstania trzeba było iść.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Barbara Gruszka-Zych

od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”, „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem.

Kontakt:
barbara.gruszka@gosc.pl
Więcej artykułów Barbary Gruszki-Zych