Rodzice z siódemką dzieci, nienarodzony dzidziuś w brzuchu mamy i ok. 350 innych osób – oto tegoroczni pątnicy.
Mikołaj i Baltazar jechali w dziecięcych wózkach. Ten drugi ma dopiero 2,5 roku. Obok nich maszerowało piechotą ich rodzeństwo: Majka, Zuzia, Wiktoria, Balbinka i Nikodem. – Mamy 8 dzieci, ale jedno, nasza 20-letnia Julia, musiało zostać, bo pracuje. Więc idziemy z siódemką – tłumaczyli Ania i Wojtek Gargulowie z Paprocan, uczestnicy 30. Pielgrzymki Tyskiej. Ania pracuje w domu, Wojtek jest elektronikiem i prowadzi własną firmę.
– Idziemy prosić Matkę Bożą, żeby się opiekowała całą naszą rodziną – wyjaśniała Ania. „Do Jej stóp, do Jej stóp pochyl się! I pozostaw swoje troski Jej! Ona sercem swym matczynym nieustannie czeka...” – niosło się nad Tychami, gdy pielgrzymi wychodzili z miasta. Pielgrzymka Tyska jest niewielka, ale za to zgrana. Ludzie na trasie często pozdrawiają jej uczestników i są gotowi im jakoś pomóc. Choć zdarzają się też sytuacje odwrotne. – Kiedyś na tyskiej pielgrzymce wyciągnęliśmy z rowu czyjś samochód osobowy. Wzięliśmy go w kilkunastu i po prostu go stamtąd wynieśliśmy – śmieje się Ryszard Palka, emeryt górniczy. Maszerował na Jasną Górę już po raz 28. – Ale dla sportu bym nie szedł. Od poprawiania kondycji mam rower. Ja idę ze względu na ducha. Po tej pielgrzymce i tak się okazuje, że fizycznie też jestem wypoczęty, słowo daję – mówił. 67. Pielgrzymka Rybnicka miała ruszyć po zamknięciu tego numeru GN. Relacja z niej już dziś na stronie: katowice.gosc.pl oraz w następnym numerze.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się