Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Non possumus

O sporze Kościoła katolickiego z rządem i nadchodzących wyborach z George’em Weigelem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Ks. Tomasz Jaklewicz: Końcówka pierwszej kadencji prezydentury Baracka Obamy jest naznaczona jego konfliktem z Kościołem katolickim. Takiego sporu Kościoła z rządem amerykańskim chyba jeszcze nie było?

George Weigel: – Spór wywołany przez ustawę nakazującą finansowanie antykoncepcji z ubezpieczeń zdrowotnych trzeba widzieć w szerszym kontekście. Obecna administracja kieruje się zawężonym pojęciem wolności religijnej, rozumianej jako prawo do wyboru kultu lub stylu życia, ale bez konsekwencji w życiu publicznym. To bardzo fałszywe przekonanie. I nie jest to tylko katolicka opinia. Religia ze swej natury formuje społeczności. Te społeczności mają swoje przekonania i zobowiązania, np. działalność charytatywna, prowadzenie szkół itd. Rząd powiada: Kościół może to robić, ale w zakres obowiązkowych ubezpieczeń zdrowotnych opłacanych przez kościelnego pracodawcę musi wchodzić tzw. zdrowie reprodukcyjne, czyli finansowanie antykoncepcji, sterylizacji i leków poronnych. Kościół musiał powiedzieć „non possumus”, tak jak biskupi w Polsce w 1953 r. Dokładnie tak powiedział kard. Timothy Dolan (przewodniczący Konferencji Episkopatu USA) prezydentowi: „Nie możemy tego robić”. I dodał: „A jeśli pan będzie nas zmuszał, będziemy walczyć i zwyciężymy”.

Ale w Polsce rządził wtedy reżim komunistyczny, a w USA rządzi demokratycznie wybrany prezydent.
– To, z czym mamy teraz do czynienia w USA, to jest zjawisko nazwane przez Benedykta XVI „dyktaturą relatywizmu”. Mamy rząd, który siłą próbuje narzucić Kościołowi swoje moralne standardy. To jest forma miękkiego, ale jednak autorytarnego podejścia. Dostęp do antykoncepcji w USA jest łatwiejszy niż do piwa albo papierosów. Dlatego jeśli amerykański rząd sugeruje, że jedyną drogą do zapewnienia dostępności antykoncepcji jest włączenie w to Kościoła, to głosi bzdury. Oni próbują nam wcisnąć ten kit i uważają, że w końcu Kościół ustąpi. Ale się mylą.

Chyba nigdy w historii władze Kościoła nie zaoponowały tak zdecydowanie przeciwko prezydentowi.
– Tak, ale nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej sytuacji. Owszem, w Stanach było sporo antykatolickich wystąpień czy uprzedzeń, ale żaden rząd nie wymagał od katolików robienia czegoś, co my – o czym rząd dobrze wie – uważamy za zło.

Jak ta sprawa jest postrzegana przez zwykłych katolików?
– Biskupi prezentują swoje zdanie w sposób wyważony i przemyślany, ale zdecydowany. Kościół ma wielu sojuszników wśród innych religijnych grup. Z punktu widzenia czystej politycznej kalkulacji to, co robi administracja Obamy, jest głupie. Nawet katolicy nieorientujący się dobrze w nauce Kościoła nie lubią, gdy Kościół jest naciskany przez władze. Pytają, dlaczego nas traktują w ten sposób. Pojawia się jakiś rodzaj solidarności w ucisku. Zostały cztery miesiące do wyborów. W tych stanach, w których żyje sporo katolików, może to wpłynąć na ich wynik.

To właśnie może prowokować zarzut, że Kościół, użyję tradycyjnej lewicowej formuły, „miesza się do polityki”.
– Ten zarzut powtarzają hipokryci, którzy mówili wcześniej, że katolik ma moralne zobowiązanie głosować na reformę ubezpieczeniową Obamy. Poza tym biskupi nie mówią wcale: „głosujcie na Mitta Romneya”. Podkreślają, że chodzi o pierwszą poprawkę do konstytucji (dotyczy m.in. wolności religii). Jesteśmy gotowi prosić sąd o zbadanie tej sprawy. Jeśli rząd nie ustąpi, to jest to jego wybór. Kard. Dolan podkreślał wielokrotnie: „to nie my weszliśmy na tę drogę, ale nie zamierzamy z niej rezygnować”.

Sąd Najwyższy USA uznał ostatnio zgodność reform Obamy z konstytucją.
– To nie ma nic wspólnego z tym, o czym rozmawiamy. Rozstrzygnięcie sądu dotyczyło tylko jednego istotnego elementu reformy, a mianowicie, czy rząd federalny może nałożyć na obywateli obowiązek wykupienia ubezpieczeń zdrowotnych. Oczywiście, gdyby Sąd Najwyższy powiedział „nie”, cała reforma rozsypałaby się i zniknąłby też nasz problem.

Jakie będą kolejne kroki Kościoła w tej sprawie?
– W sądach złożone są 43 skargi. Prawdopodobnie zakończy się to w Sądzie Najwyższym. Skarga będzie opierać się na ostatnich decyzjach sądu, w analogicznych sprawach, który stawał niedawno w obronie praw instytucji religijnych obywateli. Nie znam konstytucjonalisty, który wątpiłby, że wygramy tę sprawę, jeśli chodzi o katolickie instytucje, np. parafie, szkoły czy szpitale. Nieco inna jest jednak sytuacja katolików mających jakiś biznes, np. sklep. Taki sklep nie jest katolicką instytucją, ale jest prowadzony przez katolików, którzy mają swoje religijne przekonania. Pytanie, czy rząd ma prawo obciążać takich ludzi ubezpieczeniem, które obejmuje finansowanie antykoncepcji, sterylizacji i środków poronnych. Co do rozstrzygnięcia w tym drugim przypadku nie ma już takiej pewności. Ale biskupi mówią bardzo wyraźnie: „Chcemy chronić nie tylko nasze instytucje, ale i naszych ludzi”.

Czy ten spór i zakończone 4 lipca dwa tygodnie modlitw w intencji wolności wpływają jakoś na Kościół, na wierzących?
– Przede wszystkim nastąpiło przesunięcie środka ciężkości w Konferencji Episkopatu. Większość biskupów za model posługi uznaje Jana Pawła II i wprost powołuje się na polskie doświadczenia w stawianiu oporu komunizmowi. Proszę mi wierzyć, jestem sam od 6 miesięcy blisko tych spraw. Polski papież, jego zdolność do odwracania sytuacji w dramatycznych momentach, ma ogromny wpływ na wiele z nich. Po drugie, katolicka tożsamość katolickich instytucji stała się głównym przedmiotem troski biskupów. Oni wiedzą, że zarządzają tą marką i odpowiadają za jej jakość. Trzecia rzecz to zmiana, która nastąpiła u praktykujących katolików niezainteresowanych dotąd polityką. Ich przeczucie, że w polityce Obamy jest coś nie tak, zostało teraz skrystalizowane. Agresywna polityka wobec Kościoła była promowana przez katolickich polityków, np. wiceprezydenta. Wielu katolików stwierdziło: „Tego już za wiele, mamy dość nielojalności tych ludzi”. Należę od 28 lat do tej samej parafii i nigdy nie słyszałem oklasków po kazaniu. W lutym tego roku stały diakon wygłosił kazanie, poruszając te kwestie w spokojny sposób, bez żadnej histerii. Ludzie odpowiedzieli brawami.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy