Nowy numer 18/2024 Archiwum

„Ogień” bez legendarnej otoczki

Józef Kuraś - antykomunistyczny bohater czy watażka?

Nie wiem, czy jest w najnowszej historii Polski inna taka osoba, na temat której powstały dwie całkiem odmienne legendy (odwołujące się do tych samych faktów, zupełnie inaczej jednak interpretowanych), jak major Józef Kuraś-„Ogień”.

Dla jednych jest on niekłamanym królem powojennego Podhala bezkompromisowo i skutecznie zwalczającym na czele swojego oddziału instalującą się na południu Polski sowiecką władzę. Drugim jego nazwisko i pseudonim kojarzą się z bandyckimi wyczynami, zwłaszcza o antysemickim i antysłowackim charakterze. Pierwsi stawiają go w jednym szeregu z największymi bohaterami antykomunistycznej partyzantki: Zygmuntem Szendzielorzem-„Łupaszką” i Hieronimem Dekutowskim-„Zaporą”. Drudzy widzą w nim watażkę, który działał na własną rękę i nie chciał odpowiadać przed nikim za swoje czyny.

- Obie te legendy są nieprawdziwe. Moim zadaniem było weryfikować je. Mjr Józef Kuraś nie był ani rycerzem bez skazy, ani diabłem wcielonym, jak chcą niektórzy. Był człowiekiem walczącym o wolną Polskę, popełniał też na tej drodze błędy. I płacił za nie wysokie rachunki. Nie był bez wad, ale - co dla mnie najważniejsze - jego intencje były szlachetne. Czasem mylił się, choć tamtych decyzji nie wolno oceniać przez pryzmat naszej epoki, przez pryzmat naszej dzisiejszej wiedzy o historii  - powiedział podczas spotkania w krakowskim Muzeum Armii Krajowej doktor Maciej Korkuć, autor książki pt. „Ogień. Podhalańska wojna 1939-1945”, który ogromną część swej dotychczasowej kariery naukowej poświęcił właśnie naukowym, a więc pozbawionym emocji, opartym wyłącznie na materiałach źródłowych badaniom biografii mjr. Kurasia.

Tuż przed tym spotkaniem w niektórych krajowych mediach ukazały się artykuły lansujące czarną legendę „Ognia”. W lewicowym „Przeglądzie” zacytowano bardzo niepochlebny dla podhalańskiego partyzanta dokument, jaki sporządziło kilkunastu byłych żołnierzy AK, zaprzysięgając go przed księdzem. Jest w nim mowa o rozbojach, gwałtach i morderstwach, jakie mieli rzekomo popełnić mjr Kuraś i jego podkomendni. Nie próżnuje również sekretarz generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce Ludomir Molitoris, od lat oskarżający „Ognia” o bandyckie zachowania wobec naszych południowych sąsiadów.

Dr Korkuć skupił się wyłącznie na naukowym opisie przedwojennych i wojennych losów „Ognia”, przedstawiając m.in. wiele nieznanych dotychczas faktów z jego życiorysu, a także konfrontując rozpowszechniane zwłaszcza przez wrogów mjr. Kurasia plotki  z nigdy wcześniej nie publikowanymi materiałami archiwalnymi oraz relacjami świadków wydarzeń. Starając się abstrahować tak od białej jak i od czarnej legendy szczególną uwagę zwrócił na polityczne i militarne realia, w których funkcjonowała niepodległościowa konspiracja na Podhalu w okresie II wojny światowej oraz po niej. Udało mu się dokonać weryfikacji niektórych mitów, także powstałych jeszcze za życia Kurasia, a nie mających oparcia w faktach.

Zdaniem dr. Korkucia, które w pełni podzielam, największą tragedią Żołnierzy Wyklętych i powodem ostrych sporów, jakie narosły wśród kombatantów jest to, że nie zaznali oni zwycięstwa, które miało być - wedle przysięgi składanej przez wstępujących w szeregi AK - jedyną nagrodą za nieustępliwą walkę z oboma okupantami.

Rozgoryczenie po klęsce zaowocowało licznymi kontrowersjami, tak jak efektem zwycięstwa był po 1918 roku syndrom „czwartej brygady”. Kiedy w 1989 roku nadeszła kulawa niepodległość, spora część rodaków nadal widziała Żołnierzy Wyklętych oczami komunistycznej propagandy, a stalinowscy kaci i ich polityczni mocodawcy znakomicie wykorzystali taktykę „grubej kreski”, urządzając się w III Rzeczypospolitej znacznie lepiej od swych dawnych ofiar.

Upływ czasu utrudnił też wyjaśnienie narosłych w czasach walki sporów, zwłaszcza personalnych, przepadło wiele dokumentów, zginęli lub umarli świadkowie. A z samych archiwów Urzędu Bezpieczeństwa nie da się odtworzyć prawdy, co negatywnie odbija się nie tylko na publikacjach ludzi nie umiejących ich właściwie odczytać, ale także na niektórych wyrokach sądowych w sprawach kombatantów.

- O kształcie i treści ubeckich papierów, np. protokołów śledczych, decydowali wyłącznie funkcjonariusze UB. Przesłuchiwany czasem mówił jedno, a ubowiec zapisywał co innego. Nie wolno bezkrytycznie traktować ubeckich zapisów jako prawdy. To duże wyzwanie dla historyka – powiedział dr Maciej Korkuć, który jeszcze w tym roku zakończy drugi tom historii „Ognia”, obejmujący okres od końca wojny do jego śmierci w 1947 roku.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy