Jedzenie i picie na pikniku charytatywnym prócz walorów smakowych ma także dodatkową wartość.
To ciekawe zjawisko. Zaczęło się od pikników charytatywnych i festynów parafialnych. Można było zjeść swojskie ciastko i wypić kawę, a dwa czy pięć złotych z naszego portfela lądowało na koncie instytucji pomocowej. Dzięki tym pieniądzom z „małego co nieco” udało się stworzyć i utrzymać niejedno dzieło: świetlice socjoterapeutyczne, ośrodki dla osób niepełnosprawnych czy kuchnie dla ubogich. Jak Polska długa i szeroka polubiła festyny ze swojskim jadłem. To jadło tworzyło ważne społecznie miejsca, ale i społeczeństwo obywatelskie. Bo żeby kupić i zjeść, trzeba najpierw przygotować, upiec, zorganizować i sprzedać.
Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.
Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej