Nowy numer 17/2024 Archiwum

Co nas nie zabije

Afera, która miała zatopić Platformę, może okazać się… pomocą w wygranej kolejnych wyborów.

Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Tak można by w skrócie opisać to, co – wiele na to wskazuje – może wyniknąć z afery podsłuchowej dla PO. Ujawnione rozmowy nie tylko nie doprowadzą do upadku rządu Donalda Tuska, ale mogą, paradoksalnie, przyczynić się do wzmocnienia jego pozycji w zbliżających się wyborach samorządowych i później parlamentarnych.

Po pierwsze, narzucona przez PO interpretacja afery, w której to rząd jest poszkodowany przez zorganizowaną przestępczość, znajduje już zrozumienie w sporej części społeczeństwa, a także części mediów.

Po drugie, Tusk ograł przeciwników w Sejmie, zgłaszając wniosek o wotum zaufania do rządu – do tego wystarczy zwykła większość głosów, a wydźwięk propagandowy pozytywnego wyniku głosowania będzie nieoceniony dla medialnego spacyfikowania nastrojów.

Po trzecie, co wiąże się z pierwszym, po zdobyciu wotum zaufania jeszcze intensywniej będzie prowadzone śledztwo ws. podsłuchów, będą kolejne zatrzymania i będzie budowane wrażenie, że rząd zapobiegł większej katastrofie, jaką byłby wyciek kolejnych nagrań. Do tego wszystkiego przyczynią się chwilowo obrażone (ale już chyba się przeprosiły) na premiera usłużne media, które po akcji ABW w redakcji „Wprost” pozwoliły sobie na chwile „słabości” i ośmieliły się zamanifestować swoje rozczarowanie rządem.

Cały ten proces tylko potwierdzi fenomen niezatapialności tej ekipy. Niezależnie od okoliczności. Wydawało się, że tym razem to już koniec, a tymczasem – efekt może być odwrotny od zamierzonego przez reżyserów afery podsłuchowej.

Żeby było jasne: uważam, że ten rząd powinien upaść już dawno z powodu wielu innych afer, ale akurat niekoniecznie tej ostatniej. W normalnym państwie nie przetrwałby rząd, który pozwolił sobie na układanie się z wrogim nam mocarstwem przy organizacji wizyty w Katyniu (pozwolenie, by Rosjanie rozegrali nas, doprowadzając do rozdzielenia wizyt prezydenta i premiera dyskwalifikuje tę dyplomację i urzędników). W normalnym państwie nie przetrwałby rząd po tak gigantycznej katastrofie, jak w Smoleńsku, po wyjawieniu tak wielu zaniedbań w ochronie, organizacji i innych smrodków powstałych wokół tego wydarzenia. Nie miał prawa funkcjonować dalej rząd, na który padł cień afery hazardowej. Wreszcie nie wiadomo, jakim cudem przeżył gabinet, kiedy tysiące ludzi straciło swoje oszczędności po gigantycznej – choć sprawnie z czasem wyciszonej – aferze związanej z piramidą finansową Amber Gold.

Ujawnione niedawno rozmowy polityków nie są – obiektywnie rzecz biorąc – najbardziej pogrążające tę ekipę – choć niektóre treści (i nie chodzi bynajmniej o wulgaryzmy) jednoznacznie dyskwalifikują ich bohaterów. Powinny być jednak przysłowiowym gwoździem do trumny dla tego rządu. Przez moment wydawało się, że nawet jeśli nie same nagrania, to nieudaczna akcja ABW i prokuratury w redakcji „Wprost” pogrąży PO. Na marginesie dodajmy, że reakcja wielu mediów akurat na to wydarzenie świadczyła o… infantylizacji środowiska dziennikarskiego. Dopiero bowiem taka akcja, w której „poszkodowany” okazał się jeden z dziennikarzy, skłoniła nawet wiernych wyznawców Tuska do „obywatelskiego nieposłuszeństwa” (sic!). To infantylne, bo to wspomniane wyżej afery powinny były wywołać wcześniej taką reakcję wszystkich mediów, a nie dopiero akcja z odbieraniem laptopa Latkowskiemu.

I tu dochodzimy do najtrudniejszego momentu: z jednej strony mamy interes publiczny, jakim jest ujawnienie nadużyć władzy (a część nagrań spełnia tę rolę), z drugiej zaś – ewidentne szkodzenie wizerunkowi Polski tymi nagraniami, które powinny pozostać co najwyżej do wiadomości tych, którzy te nagrania już posiedli. To żadne dziennikarstwo śledcze ujawniać wszystko jak leci, bez wzięcia pod uwagę wszystkich konsekwencji. Nie mówiąc już o całej zorganizowanej – wszystko na to wskazuje – akcji podsłuchowej, która ma znamiona przestępstwa.

Sytuacja jest zatem wybitnie paranoiczna: jest tysiąc powodów, dla których ten rząd powinien ustąpić. Jednym z nich, choć obiektywnie nie najważniejszym, jest m.in. rozmowa ministra Sienkiewicza z prezesem Belką. Jednocześnie – wszystko psuje cały kontekst nielegalnych nagrań oraz ujawnienie również tych rozmów, których treściami premier może de facto bronić się przed przeciwnikami.

Niestety, kolejna szansa na odejście tej ekipy została zaprzepaszczona. Kolejny raz premier Tusk może wygrać za pomocą oręża, które było wymierzone przeciwko niemu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny