Nowy numer 17/2024 Archiwum

Źle się bawisz, Izraelu

Usprawiedliwianie zbrodni wojennych Państwa Izrael biblijnie uzasadnioną miłością do narodu wybranego to obraza boska, a nie filosemityzm. Piszę to jako osoba, która za filosemitę (nadal) się uznaje.

Na łamach „Gościa Niedzielnego” o Żydach, Izraelu – zarówno w kontekście biblijnym, duchowym, jak i politycznym, militarnym – wielokrotnie i na różne sposoby pisaliśmy. Zdecydowana większość naszych tekstów – wywiadów, reportaży, analiz, komentarzy – nie budzi wątpliwości, że najczęściej stoimy po stronie Izraela i Żydów (czyt. m.in. Sprawa rodzinna, Stolica Boga). A w przypadku trudnych czy napiętych relacji z Polską, Polakami – nie mamy problemu, by stawiać stronie żydowskiej, izraelskiej trudne pytania, z próbą zrozumienia jej racji. Dotyczy to zarówno osób prywatnych (czyt. Potrzebujemy terapii, Trudna miłość), jak i dyplomatów, w tym ambasadorów – byłego (czyt. Możemy razem wyjść na bois ) i obecnego (czyt. Przyjaciołom pomożemy), który teraz oskarża o antysemityzm wszystkich, którzy mają co najmniej wątpliwości do metod stosowanych przez Izrael w wojnie. Tak, wojnie obronnej w punkcie wyjścia (i tego prawa Izraela wielokrotnie na naszych łamach broniliśmy: m.in. w tekstach: Izrael musi być Spartą, O co chodzi w tej wojnie? Izraelski pisarz o 6 powodach, dla których Żydzi muszą wygrać z Hamasem), ale z użyciem środków nieproporcjonalnych do zagrożenia (chyba że atak na konwoje humanitarne, którego skutkiem jest śmierć wolontariuszy, w tym Polaka, i skazywanie ludzi na śmierć głodową da się jakimś cudem wybronić – ambasador Izraela robi, co może, by tego dokonać).

Źle się bawisz, Izraelu   Samochód, którym jechali wolontariusze - ofiary ataku izraelskiego drona. PAP/EPA/MOHAMMED SABER

W wymiarze duchowym filosemityzm jest dla nas czymś zupełnie naturalnym: bo „kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm” (to Jan Paweł II, święty Kościoła). Wierzymy – a z biegiem lat ta wiara wydaje się być coraz mocniejsza – że nie tylko poznanie i docenienie żydowskich korzeni chrześcijaństwa, ale również dobre rozeznanie trwającej nadal roli narodu wybranego („Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne”, Rz 11, 29) jest kluczowe dla tożsamości Kościoła i rozeznawania znaków czasu (czyt. Ból podzielonego rodzeństwa).

Ale to wszystko nie oznacza, że można bez żadnej refleksji i krytycznego spojrzenia wspierać Państwo Izrael we wszelkich jego działaniach politycznych i militarnych, podpierając to zawsze biblijnie uzasadnioną miłością do Żydów. Niestety, to bezkrytyczne patrzenie jest obecne w wielu środowiskach od lat zaangażowanych (i słusznie, i chwała im za to) nie tylko w promocję politycznej perspektywy izraelskiej, ale – co ważniejsze – w pomoc w lepszym rozumieniu duchowego znaczenia Izraela dla chrześcijan. To nie tylko środowiska w USA – choć są najbardziej aktywne i opiniotwórcze – ale również w innych krajach, w tym w Polsce. Słusznie oburzają się na brak zdecydowanej reakcji zachodniej opinii publicznej na zbrodnie dokonywane przez Hamas na Żydach, słusznie wskazują na to, że w przypadku samoobrony Izraela ulice Londynu, Berlina czy Paryża wypełniają się propalestyńskimi transparentami i antysemickimi hasłami. Ale to nie może prowadzić do drugiej skrajności, czyli proizraelskiego fanatyzmu, w którym nie ma cienia refleksji nad tym, czy słuszna odpowiedź Izraela na atak na pewno dokonywana jest metodami proporcjonalnymi i adekwatnymi do zagrożenia. A przede wszystkim – brakuje cienia wrażliwości na realne cierpienie Palestyńczyków, wśród których są również chrześcijanie.

A gdyby nawet byli wśród nich sami muzułmanie, a wśród muzułmanów sami aktywni wrogowie Izraela – czy to powód do odprawiania w mediach społecznościowych triumfalistycznych tańców z izraelską flagą w jednej i Biblią w drugiej ręce? Nie mam przekonania, że prawdziwie biblijny filosemityzm tego wymaga. Przeciwnie. Kard. Grzegorz Ryś podczas homilii w Wigilię Paschalną, komentując opis ucieczki Izraelitów przez Morze Czerwone, którego wody następnie zatopiły wojska faraona, przywołał znany żydowski midrasz. Jego autor, opisując radość Izraelitów, którzy przeszli przez morze suchą nogą (o czym mówi sama Księga Wyjścia), zaczęli tańczyć tak radośnie i przekonująco, że nawet aniołowie w niebie dołączyli do tej radości i tańców. A wtedy – podaje midrasz – Bóg miał powiedzieć do aniołów: wy się cieszycie, a moje dzieci giną. Jego dzieci, Egipcjanie. Jego dzieci, wrogowie Jego ludu wybranego. I już komentarz kard. Rysia: „Bo Bóg wybiera, ale nie odrzuca. Wybiera jeden naród, ale nikogo nie odrzuca”. To jest właściwa perspektywa dla zdrowego filosemityzmu: Żydzi są narodem wybranym, ale to nie oznacza, że Bóg nie troszczy się o tych, których Izrael – nawet w obronie własnej – chce zniszczyć.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny