Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Szkodnictwo katolickie

Krzyż nigdy nie narusza dóbr osobistych, lecz zawsze osobiste zła.

Jakiś pan ze Świnoujścia skierował skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, bo go bolą krzyże. Na razie nie wszystkie, lecz te, które wiszą w świnoujskim Magistracie. On przez nie „cierpi”. Obecność krzyży narusza jego dobra osobiste: „godność oraz wolność sumienia i religii”. Polskie sądy powiększyły cierpienie tego pana, ponieważ odrzuciły jego powództwo. Żąda więc teraz – oprócz, oczywiście, usunięcia krzyży – również 10 tys. euro zadośćuczynienia za naruszenie rzeczonych dóbr osobistych.
Wiele wyjaśnia fakt, że człowiek ten jest szefem świnoujskich struktur Ruchu Palikota. Ale nie tylko wyjaśnia, lecz i w jakimś stopniu tłumaczy. Bo skoro się ten pan opalikocił, to się też jednak jakoś określił. Stanął po stronie wrogów cywilizacji chrześcijańskiej i to jest jasne. Wiadomo, że chce świata, w którym wszystko stanie na głowie. Wiadomo, co myśli, czego się po nim spodziewać i gdzie się go nie spodziewać – na przykład w kościele.
Tacy nie są najgorsi. Podobnie jak Nergale i jemu podobni nieszczęśnicy. Oni grają w otwarte karty i nikogo nie zaskoczy, gdy się okaże, że to karty tarota.
Najgorsi dla chrześcijaństwa są katolicy, którzy takich ludzi utwierdzają w poczuciu słuszności i umożliwiają im realizację ich obłędnych pomysłów. Przecież taki Nergal nie wtargnął do telewizji bez przepustki i nie sterroryzował obsługi groźbą: „Dawać mi antenę, bo zacznę śpiewać”. To byłoby przynajmniej jakieś wytłumaczenie. Ale tak nie było. Ktoś mu udział w programie zaproponował, ktoś przygotował, ktoś zrealizował. I z pewnością w większości byli to ludzie uznający się za katolików. To są prawdziwi wrogowie Kościoła. To przez ich „postawę dialogu”, wykluczającą jakąkolwiek stanowczość w obronie podstawowych zasad, chrześcijaństwo staje się wydmuszką. To przez nich powstaje wrażenie, że nie warto iść za Ewangelią, skoro ma takich „obrońców”. Przecież to katolicy, a nie kto inny, powtarzają androny w rodzaju: „ważne, żeby krzyż był w sercu, a nie na ścianie”. Czym jest takie gadanie, jeśli nie oświadczeniem, że krzyż jest nieważny? Czym to jest, jeśli nie deklaracją, że – według jej autorów – chrześcijaństwo wtedy jest dobre, gdy niewidoczne?
Jeśli katolik jest gotów bez oporów zdjąć krzyż, to znaczy, że nie ma oporów przed szkodzeniem bliźnim. Bo przecież my wiemy, że krzyż jest czymś więcej niż symbolem, prawda? My wiemy, że nie tylko krzyż na ścianie, ale nawet znak krzyża nakreślony ręką jest błogosławieństwem, prawda? A błogosławieństwo to zawsze dobro i pożytek dla każdego człowieka, który znajdzie się w jego zasięgu. Nawet gdyby człowiek o tym nie wiedział i nawet gdyby w to nie wierzył, krzyż zawsze jest dla człowieka dobrem. Również dla Palikota, dla Nergala, dla tego delikwenta ze Świnoujścia – krzyż jest dobrem. Bo dobrem jest ochrona ludzi przed wpływem zła, a złem usuwanie tej ochrony. I to dobrze, że ktoś na widok krzyża „cierpi”. Bo to nie on cierpi, lecz zło, które się w nim rozsiadło. No to jak: chcemy przynieść ulgę człowiekowi czy złu?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy