Spacer po dowolnym parku w pogodny weekend wystarczy, by zobaczyć, jak bardzo zmienił się nasz świat. Pary na kocach, znajomi z kawą w kubkach termicznych, dziecięcy śmiech… właściwie nieobecny. Za to psów – bez liku. Labradory, buldogi, kundelki, czasem miniaturowe husky w sweterkach. Wszystkie na eleganckiej smyczy. To nie moda, to symbol nowej epoki, w której potrzeba troski przeniosła się z kołyski do legowiska.
03.11.2025 08:45 GOSC.PL
Jak informuje „Rzeczpospolita”, w polskich domach mieszka już ponad 8,4 mln psów i 7,5 mln kotów – więcej niż dzieci. W 2024 roku urodziło się u nas zaledwie 252 tysiące maluchów, najmniej od ponad dwóch stuleci. A rynek produktów dla zwierząt ma się świetnie: jego wartość sięga już 9,6 miliarda złotych i wciąż rośnie o około 14 procent rocznie. Karma, smycze, behawioryści, hotele z monitoringiem – to branża odporna na kryzysy. Zwierzęta są odporne na dekoniunkturę. Dzieci – już niekoniecznie.
Ekonomia emocji
Coraz częściej mówi się, że wychowanie dziecka stało się luksusem. W rozmowach słychać to samo: „nie stać nas na dziecko”, „najpierw musimy mieć mieszkanie”, „zobaczymy po ślubie”. Pokolenie trzydziestolatków przelicza życie na raty i paragony. Nic dziwnego – inflacja, drożyzna, kredyty na dziesięciolecia. Dla wielu z nich pies czy kot staje się więc wyborem rozsądku: tańszym, prostszym, bardziej przewidywalnym.
czytaj także:
Pupil nie potrzebuje miejsca w przedszkolu, dodatkowych zajęć z angielskiego ani nowych butów co kwartał. Nie zapyta, dlaczego rodzic nie ma czasu ani pieniędzy. Za to zawsze przytuli i nigdy nie osądzi. To rodzaj emocjonalnej rekompensaty – bliskości, która nie wymaga odwagi ani długofalowych decyzji.
Z danych „Rzeczpospolitej” wynika, że Polacy wydają więcej na zwierzęta niż na produkty dla dzieci – średnio 57 euro rocznie na pupila. Aż 39 procent ankietowanych planuje jeszcze zwiększyć te wydatki. W tym samym czasie liczba urodzeń spada. Paradoks czasów: nie stać nas na dziecko, ale stać nas na karmę premium i psiego fizjoterapeutę.
Jednocześnie mit o „koszmarnych kosztach wychowania dziecka” nie zawsze ma pokrycie w rzeczywistości. W epoce zero waste nie wszystko musi być nowe. Ubranka z drugiej ręki, odziedziczone wózki czy łóżeczka przestały być powodem do wstydu – przeciwnie, są symbolem rozsądku i ekologicznej świadomości. Starsze pokolenia wiedziały to intuicyjnie: ciuszki „po kuzynach” nikogo nie dziwiły, a szczęście nie zależało od metki.
A może to lęk?
Nie można też powiedzieć, że rodzice są dziś pozostawieni zupełnie sami sobie. Istnieją programy socjalne – 800+, rodzinny kapitał opiekuńczy, dopłaty do zajęć dodatkowych – które realnie pomagają w codziennych wydatkach. Ale żadne państwo nie jest w stanie „kupić” decyzji o rodzicielstwie. Bo decyzja o dziecku to nie tabelka w Excelu, tylko emocja, wiara w przyszłość i gotowość na chaos, którego nie da się zaplanować.
czytaj także:
Problem polega na tym, że coraz częściej wymagamy od życia gwarancji. Chcemy mieć pewność, że „będzie nas stać”, że „będzie stabilnie”. Tyle że pewność jutra nie istnieje. Starsze pokolenia po prostu zaczynały – i jakoś zawsze się udawało.
Zamiana smyczy na wózek to dziś gest odwagi. Ale też inwestycja – nie finansowa, tylko społeczna. Bo dziecko, choć drogie w utrzymaniu, to ktoś, kto w przyszłości będzie pracować na nasze emerytury, budować kraj i, być może, poda nam szklankę wody.
Nie chodzi o to, by przeciwstawiać dzieci zwierzętom – miłość do pupila też jest piękna i wartościowa. Problem pojawia się wtedy, gdy zastępuje ona relacje międzyludzkie i pokoleniowe. Pies nie zapyta o sens życia, nie odkryje nowej planety, nie napisze książki. Nie wniesie w świat nic ponad to, co już znamy.
Na końcu wszystko sprowadza się do prostego pytania: czy naprawdę nas nie stać, czy po prostu się boimy? Dziecko to koszt, owszem, ale też nadzieja i ciągłość. Nie ma takiego programu socjalnego, który zastąpi tę wartość. Bo żadna inflacja nie przewyższy wartości życia, które przynosi nadzieję. Smycz można odwiesić na haczyk, wózek – pchnąć w przyszłość.

Karol Białkowski
Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia teolog o specjalności Katolicka Nauka Społeczna, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Wieloletni prezenter i redaktor wrocławskiego Katolickiego Radia Rodzina, korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej, a od 2011 roku dziennikarz „Gościa”. Przez prawie 10 lat kierował wrocławską redakcją GN.