We Wrocławiu właśnie wygasły neony: „alkohol 24h”. Od 9 października w całym mieście obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych między 22.00 a 6.00. Czy miasto stanie się dzięki temu bezpieczniejsze? Czy to krok ku większej odpowiedzialności społecznej, czy raczej objaw bezradności wobec problemu nadużywania alkoholu?
10.10.2025 09:49 GOSC.PL
Trudno oprzeć się wrażeniu, że scenariusz ten staje się modny w polskich miastach. Warszawa właśnie z zapałem debatuje, czy i jak ograniczyć nocne „procenty”. Warto się zastanowić: co rzeczywiście dają te regulacje i czego nie są w stanie osiągnąć, choćby przy najlepszych intencjach.
Wrocław: eksperyment miejskiej trzeźwości
Do niedawna nocna prohibicja obowiązywała jedynie w kilku częściach Wrocławia – na Starym Mieście i przyległych osiedlach. Po kilku latach prób władze uznały, że warto rozszerzyć ograniczenie na całe miasto. Statystyki zdają się to potwierdzać: tam, gdzie zakaz już funkcjonował, liczba interwencji Straży Miejskiej spadła o ponad 15 procent, a policyjnych o około 7 procent. Największe efekty widać tam, gdzie wcześniej problem był największy – w centrum i na Przedmieściu Świdnickim, gdzie rocznie odnotowywano niemal dwa tysiące interwencji.
Mieszkańcy na pewno odczuwają różnicę. Miasto, jak mówią niektórzy, odzyskuje rytm dnia i nocy – naturalny, a nie sterowany przez otwarte całą dobę sklepy monopolowe.
Warszawa waha się między kompromisem a odwagą
W stolicy temat wzbudza emocje nie mniejsze niż spór o budżet. Radni rozważali dwa projekty – jedni proponowali zakaz od 22.00, drudzy od 23.00. Ostatecznie przyjęto wariant pilotażowy: zakaz obejmie jedynie dwie dzielnice – Śródmieście i Pragę-Północ. Zwolennicy rozwiązania twierdzą, że to krok w dobrym kierunku, przeciwnicy – że gest pozorny. Zdaje się jednak, że w tym przypadku decyzje podejmowane są w kluczu politycznym niż społecznym.
czytaj dalej poniżej:
Z badań opinii wynika, że większość warszawiaków popiera nocną prohibicję, a ogólnopolskie sondaże pokazują podobny trend. Społeczeństwo wydaje się gotowe na ograniczenia – politycy wciąż szukają kompromisu między troską o spokój mieszkańców a obawą przed oskarżeniem o „zamach na wolność”.
Moda na zakaz?
Wrocław i Warszawa nie są wyjątkami. Ograniczenia sprzedaży alkoholu nocą obowiązują już w ponad stu osiemdziesięciu gminach – od dużych miast po małe miejscowości – wszędzie tam wprowadzono podobne rozwiązania. W niektórych miejscach spadek liczby interwencji policyjnych sięga nawet 40–50 procent.
Zwolennicy wskazują na poprawę bezpieczeństwa, spadek liczby awantur i zakłóceń porządku. Przeciwnicy pytają, czy zakaz nie wypycha problemu poza granice miasta – do miejsc, których nikt nie kontroluje. Bo choć zakaz może ograniczyć sprzedaż, nie wyleczy przyczyn: uzależnień, samotności, frustracji i braku nadziei.
Wielu uważa również, że takie przepisy ograniczają wolność. Ale czy naprawdę wolność kończy się tam, gdzie ktoś nie może kupić piwa po 22.00? A może zaczyna się właśnie tam, gdzie człowiek potrafi zrezygnować z czegoś dla dobra innych?
I tu warto odnieść się do nauczania Kościoła, który przypomina, że wolność nie jest dowolnością, ale zdolnością do wyboru dobra. Dobro wspólne, o które tu chodzi, obejmuje prawo do ciszy, bezpieczeństwa i odpoczynku. Trzeźwość w chrześcijańskim sensie to nie tylko abstynencja, ale cnota umiarkowania – zdolność do panowania nad sobą i rozumnego korzystania z dóbr. Alkohol sam w sobie nie jest zły. Złem staje się wtedy, gdy odbiera wolność – gdy zamiast służyć radości, prowadzi do krzywdy.
Nie zakaz, lecz znak
Ograniczenie sprzedaży alkoholu po 22.00 nie rozwiąże problemu nadużyć. Polska od lat należy do krajów o najwyższym spożyciu alkoholu w Europie, a co czwarta rodzina doświadcza skutków uzależnienia. Uchwała rady miasta nie uleczy tych ran.
Ruchy trzeźwościowe, duszpasterstwa, parafialne grupy wsparcia uczą, że trzeźwość to nie smutek, lecz radość z wolności. To zdolność do świętowania i kochania – bez przymusu, bez alkoholu, z pełnią świadomości i wdzięczności za życie.
Można się spierać, czy nocna prohibicja to skuteczne narzędzie. Ale warto zobaczyć w niej coś więcej niż tylko restrykcję. To znak, że wspólnota lokalna potrafi wspólnie postawić granicę temu, co niszczy. To wyraz troski o wspólne dobro – o zwykły ludzki spokój, o porządek, o kulturę życia razem.
Zakaz na pewno nie naprawi świata. Ale jeśli sprawi, że jedna awantura mniej przerwie komuś sen, jedno dziecko nie zobaczy pijanego rodzica, a jedno małżeństwo zamiast do butelki wróci do rozmowy – to może warto. Prawdziwa wolność nie potrzebuje procentów. Potrafi odpoczywać, cieszyć się i kochać – na trzeźwo.
Karol Białkowski
Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia teolog o specjalności Katolicka Nauka Społeczna, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Wieloletni prezenter i redaktor wrocławskiego Katolickiego Radia Rodzina, korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej, a od 2011 roku dziennikarz „Gościa”. Przez prawie 10 lat kierował wrocławską redakcją GN.