We Wrocławiu właśnie wygasły neony: „alkohol 24h”. Od 9 października w całym mieście obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych między 22.00 a 6.00. Czy miasto stanie się dzięki temu bezpieczniejsze? Czy to krok ku większej odpowiedzialności społecznej, czy raczej objaw bezradności wobec problemu nadużywania alkoholu?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że scenariusz ten staje się modny w polskich miastach. Warszawa właśnie z zapałem debatuje, czy i jak ograniczyć nocne „procenty”. Warto się zastanowić: co rzeczywiście dają te regulacje i czego nie są w stanie osiągnąć, choćby przy najlepszych intencjach.
Wrocław: eksperyment miejskiej trzeźwości
Do niedawna nocna prohibicja obowiązywała jedynie w kilku częściach Wrocławia – na Starym Mieście i przyległych osiedlach. Po kilku latach prób władze uznały, że warto rozszerzyć ograniczenie na całe miasto. Statystyki zdają się to potwierdzać: tam, gdzie zakaz już funkcjonował, liczba interwencji Straży Miejskiej spadła o ponad 15 procent, a policyjnych o około 7 procent. Największe efekty widać tam, gdzie wcześniej problem był największy – w centrum i na Przedmieściu Świdnickim, gdzie rocznie odnotowywano niemal dwa tysiące interwencji.
Mieszkańcy na pewno odczuwają różnicę. Miasto, jak mówią niektórzy, odzyskuje rytm dnia i nocy – naturalny, a nie sterowany przez otwarte całą dobę sklepy monopolowe.
Warszawa waha się między kompromisem a odwagą
W stolicy temat wzbudza emocje nie mniejsze niż spór o budżet. Radni rozważali dwa projekty – jedni proponowali zakaz od 22.00, drudzy od 23.00. Ostatecznie przyjęto wariant pilotażowy: zakaz obejmie jedynie dwie dzielnice – Śródmieście i Pragę-Północ. Zwolennicy rozwiązania twierdzą, że to krok w dobrym kierunku, przeciwnicy – że gest pozorny. Zdaje się jednak, że w tym przypadku decyzje podejmowane są w kluczu politycznym niż społecznym.
czytaj dalej poniżej:
Z badań opinii wynika, że większość warszawiaków popiera nocną prohibicję, a ogólnopolskie sondaże pokazują podobny trend. Społeczeństwo wydaje się gotowe na ograniczenia – politycy wciąż szukają kompromisu między troską o spokój mieszkańców a obawą przed oskarżeniem o „zamach na wolność”.
Moda na zakaz?
Wrocław i Warszawa nie są wyjątkami. Ograniczenia sprzedaży alkoholu nocą obowiązują już w ponad stu osiemdziesięciu gminach – od dużych miast po małe miejscowości – wszędzie tam wprowadzono podobne rozwiązania. W niektórych miejscach spadek liczby interwencji policyjnych sięga nawet 40–50 procent.
Zwolennicy wskazują na poprawę bezpieczeństwa, spadek liczby awantur i zakłóceń porządku. Przeciwnicy pytają, czy zakaz nie wypycha problemu poza granice miasta – do miejsc, których nikt nie kontroluje. Bo choć zakaz może ograniczyć sprzedaż, nie wyleczy przyczyn: uzależnień, samotności, frustracji i braku nadziei.
Wielu uważa również, że takie przepisy ograniczają wolność. Ale czy naprawdę wolność kończy się tam, gdzie ktoś nie może kupić piwa po 22.00? A może zaczyna się właśnie tam, gdzie człowiek potrafi zrezygnować z czegoś dla dobra innych?
I tu warto odnieść się do nauczania Kościoła, który przypomina, że wolność nie jest dowolnością, ale zdolnością do wyboru dobra. Dobro wspólne, o które tu chodzi, obejmuje prawo do ciszy, bezpieczeństwa i odpoczynku. Trzeźwość w chrześcijańskim sensie to nie tylko abstynencja, ale cnota umiarkowania – zdolność do panowania nad sobą i rozumnego korzystania z dóbr. Alkohol sam w sobie nie jest zły. Złem staje się wtedy, gdy odbiera wolność – gdy zamiast służyć radości, prowadzi do krzywdy.
Nie zakaz, lecz znak
Ograniczenie sprzedaży alkoholu po 22.00 nie rozwiąże problemu nadużyć. Polska od lat należy do krajów o najwyższym spożyciu alkoholu w Europie, a co czwarta rodzina doświadcza skutków uzależnienia. Uchwała rady miasta nie uleczy tych ran.
Ruchy trzeźwościowe, duszpasterstwa, parafialne grupy wsparcia uczą, że trzeźwość to nie smutek, lecz radość z wolności. To zdolność do świętowania i kochania – bez przymusu, bez alkoholu, z pełnią świadomości i wdzięczności za życie.
Można się spierać, czy nocna prohibicja to skuteczne narzędzie. Ale warto zobaczyć w niej coś więcej niż tylko restrykcję. To znak, że wspólnota lokalna potrafi wspólnie postawić granicę temu, co niszczy. To wyraz troski o wspólne dobro – o zwykły ludzki spokój, o porządek, o kulturę życia razem.
Zakaz na pewno nie naprawi świata. Ale jeśli sprawi, że jedna awantura mniej przerwie komuś sen, jedno dziecko nie zobaczy pijanego rodzica, a jedno małżeństwo zamiast do butelki wróci do rozmowy – to może warto. Prawdziwa wolność nie potrzebuje procentów. Potrafi odpoczywać, cieszyć się i kochać – na trzeźwo.
Karol Białkowski
Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia teolog o specjalności Katolicka Nauka Społeczna, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Wieloletni prezenter i redaktor wrocławskiego Katolickiego Radia Rodzina, korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej, a od 2011 roku dziennikarz „Gościa”. Przez prawie 10 lat kierował wrocławską redakcją GN.