Olimpijskie złoto Kamila Stocha to nie tylko wielka radość, ale też lekcja jak budować sukces w sporcie. Nie byłoby złota Stocha, gdyby nie sukcesy Małysza.
10.02.2014 08:34 GOSC.PL
Niesamowicie cieszy mnie niedzielne zwycięstwo Kamila Stocha w olimpijskim konkursie skoków na normalnej skoczni. Cieszy zresztą nie tylko złoty medal, ale także styl w jakim został zdobyty i wyniki pozostałych polskich skoczków. Bardzo dobrze spisali się przecież także Maciej Kot i Jan Ziobro, a Dawidowi Kubackiemu zabrakło tylko jednego miejsca, by zakwalifikować się do drugiej serii.
Pamiętam, że gdy jako dziecko oglądałem konkursy skoków marzyłem o tym, żebyśmy mieli zwycięzców na miarę Jane Ahonena, Primoza Peterki czy Andreasa Goldbergera. I wtedy pojawił się Adam Małysz, który skakał jeszcze lepiej i jeszcze dalej, stając się jednym z najbardziej utytułowanych skoczków w historii. Cała Polska szalała na jego punkcie, zrodziła się małyszomania, ale Orzeł z Wisły był wyjątkiem w polskich skokach. Cieszyłem się jego zwycięstwami, ale miałem świadomość, że narciarska kariera kiedyś się skończy. Ze sportową zazdrością spoglądałem na takie mocne reprezentacje jak Norwegia, Austria, Niemcy czy Finlandia.
Dziś ciesząc się złotem Kamila Stocha nie muszę się obawiać o przyszłość polskich skoków, bo skoczek z Zębu nie jest odosobnionym przypadkiem. Mamy jedną z najsilniejszych drużyn świata, ekipa Łukasza Kruczka jest poważnym kandydatem do medalu i występy Polaków w indywidualnym konkursie potwierdzają ten status. Niczego w skokach zazdrościć nie musimy, raczej Niemcy i Finowie mogą dziś marzyć o takiej reprezentacji jak zespół biało-czerwonych. Rośnie nam kolejne pokolenie młodych, ambitnych i świetnie przygotowanych skoczków z mistrzem świata juniorów Jakubem Wolnym na czele. Zresztą kilka tygodni temu nasi juniorzy zdobyli także drużynowo złoty medal mistrzostw globu.
Powodów do radości jest wiele, warto jednak również wyciągać wnioski. Na naszych oczach rodzi się polska potęga w skokach narciarskich. Ale ta potęga nie bierze się z powietrza. To wynik wieloletniej pracy i inwestycji w młodych sportowców. Wszystko zaczęło się od sukcesów Adama Małysza. Wtedy wielu młodych chłopców zapragnęło - jak mają to w zwyczaju chłopcy - być jak mistrz z Wisły. I wtedy też uśmiechnęło się do nich szczęście, bo pojawili się sponsorzy, a wśród nich Lotos, organizator cyklu zawodów dla najmłodszych Lotos Cup. Wprowadzono Program Rozwoju Skoków Narciarskich Polskiego Związku Narciarskiego, dzięki któremu nie wyrzuca się gigantycznych pieniędzy na jednostkowe, medialne wydarzenia, ale szkoli od najmłodszych lat nowych adeptów skoków. I ten system działa. Nie byłoby dziś złota Kamila Stocha, gdyby nie wcześniejsze sukcesy Małysza, których efektem było zainteresowanie skokami i dobra wola sponsorów i działaczy, którzy stworzyli dobrze zorganizowany system szkolenia.
I jeśli po kolejnych porażkach biało-czerwonych w piłce nożnej zadajemy sobie pytanie o przyszłość tej dyscypliny w naszym kraju, to może warto spojrzeć na skoki? Mamy wyjątkową okazję, by coś ruszyło w tym temacie, bo jest kilku polskich piłkarzy, którzy robią karierę w naprawdę poważnych klubach. Dzieciaki patrzą na Lewandowskiego i chcą grać tak jak on. Tylko działacze i politycy nie potrafią stworzyć takiego systemu, który sprawi, że kraj nad Wisła będzie kuźnią przyszłych gwiazd sportu. W skokach się udało. Dlaczego w piłce miałoby być inaczej?
A Kamilowi Stochowi gratulujemy i życzymy równie pomyślnych pozostałych konkursów. I dziękujemy za to, że znów możemy być dumni z polskich skoków.
Wojciech Teister