Synu, jeśli (...) ku mądrości nachylisz swe ucho, ku roztropności swe serce; jeśli wezwiesz rozsądek, przywołasz donośnie rozwagę (...) osiągniesz znajomość Boga. (Prz 2,1-5)
Między rozumem i sercem ponoć istnieją odległości kosmiczne. Pewien ewangelizator pytał kiedyś tłum zebrany w ogromnej sali na wspólnej modlitwie: jaka jest największa odległość na tym świecie? Od Ziemi do Słońca? A może z jednego krańca wszechświata do drugiego? Nie – największa odległość na tej ziemi, największy dystans to ten pomiędzy sercem i rozumem człowieka.
Można w ten sposób interpretować rzeczywistość, świat i siebie. Ale nie to jest największym dylematem. Raczej to, na ile serce i rozum potrafimy ze sobą synchronizować. Na ile jedno, we właściwym momencie, potrafi ustąpić drugiemu. A może raczej nawet na ile razem potrafią czynić nasze życie szczęśliwszym. W święto świętego Benedykta czytamy w pierwszym czytaniu – „Synu... jeśli ku mądrości nachylisz swe ucho, ku roztropności swe serce; jeśli wezwiesz rozsądek, przywołasz donośnie rozwagę (...) osiągniesz znajomość Boga”. Któż nie chciałby poznać Boga? Od tysięcy lat łamiemy sobie nad tym głowę. No właśnie... a może trzeba raczej „łamać” całego siebie, ze wszystkimi swoimi darami, historią życia, wzlotami i upadkami? „Łamać”, czyli tak umiejętnie przechodzić nad ograniczeniami, żeby jak najmniej przeszkadzało nam w zjednoczeniu z Nim? Nie ma się co załamywać nad swoją- ludzką – kondycją. Raczej podziękować za nią Bogu. Bo i ona jest, a może przede wszystkim ona jest drogą ku Niemu!