Nowy numer 17/2024 Archiwum

Ewangelia z komentarzem na każdy dzień

« » Kwiecień 2019
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Niedziela 14 kwietnia 2019

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 15/2019

Miłość niekochana

Cukrem można uratować kogoś, kto doznał hipoglikemii i zasłabł podczas niedzielnej Mszy, albo wyczerpanego wędrowca, któremu nagle zwiotczeją nogi. Pokrzepienie pokarmem zgłodniałego jest aktem miłosierdzia. Temu służą datki na misje, jadłodajnie dla ubogich oraz polska gościnność. Nie wyczerpuje to jednak listy ludzkich potrzeb. Człowiek jest głodny sensu, potrzebuje witaminy M, stąd też złakniony jest krzepiącego słowa. Korporacyjny wędrowiec strudzony życiem, autostradowy nomada wychudzony tandetną reklamą i beztreściową propagandą – oni nasłuchują z tęsknotą słowa życia. Szukają rekolekcji, wypatrują mityngów, oddają się churchingowi i priestingowi, by dostarczyć ulgi znużonej duszy. Pokrzepić ją Bożym słowem. Kto słuchał Jezusa, czuł moc samego Boga. U Jego stóp zastygły w skupieniu Maria i Marta. Jego obecność rozpoznawali w długich mowach Piotra mieszkańcy Jerozolimy, młodzi chrześcijanie z Efezu nie chcieli wypuścić przemawiającego do nich Pawła. Z podobnym szacunkiem i tęsknotą witano przez wieki tragarzy drogocennego Słowa: kaznodziejów, misjonarzy, rekolekcjonistów i kierowników duchowych. „Abba, daj mi słowo” – prosili świętych pustelników pielgrzymi.

Aż pewnego razu ktoś podał do wiadomości, że cukier już nie krzepi, lecz szkodzi. Analogicznie – słowo Boga stało się zbyteczne, a jego heroldów uznano za intruzów. Zaczęto im ograniczać czas przepowiadania, reglamentować dostęp do słuchaczy. Homilia? Siedem minut wystarczy. Katecheza? Brak miejsca w siatce godzin. Świadectwo? Zbyt osobiste i krępujące. Reglamentacja przeszła w zakaz. Ucho ludzkie – dotąd każdego poranka budzone głosem Boga – wypełniło się hałaśliwą muzyką oraz debatą o ekologii i ekonomii. Pacierz o świcie zastąpił jogging, shopping, sprint i parking. Dawniej dzień zaczynany od uwielbienia Boga uwrażliwiał ludzkie zmysły na odbieranie przez resztę czasu sygnałów naprowadzających z nieba. Dziś, po wysłuchaniu porannych notowań na giełdzie, prognozy pogody i skrótu wiadomości, ponowoczesny konsument syntetyku sam przejmuje stery swego losu.

A Jezus, odwieczne Słowo Boga, które stworzyło ten świat i wciąż go podtrzymuje w istnieniu, „nie zasłania swej twarzy przed zniewagami i opluciem”. Dzieciom, które zachorowały na chrystofobię, nabrały alergii na Kościół i sakramenty, wciąż „podaje grzbiet do bicia i policzki do rwania Mu brody”. Nie przestaje ich kochać miłością odrzucaną i lekceważoną, oczekując, że kiedyś zgłodnieją i zawołają: „Panie, gdzie się przed nami ukryłeś?”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

GN 15/2019

Kenoza Syna Bożego

Tą czynnością jest kenoza, czyli pozbawienie, zniweczenie i unieważnienie. Tłumacz Biblii Tysiąclecia wybrał znaczenie: „ogołocenie”, czyli pozbawienie szaty, splendoru czy znaczenia. To tłumaczenie jest chyba najlepsze. Bo ogołocony Chrystus przed tym stanem „istniał w postaci Bożej”. W tym momencie znów trzeba zajrzeć do greckiego biblijnego oryginału. Owa „postać”, po grecku morfe, znaczy przede wszystkim „zewnętrzny wygląd”, „coś, co widzimy najpierw”. Ale ma także dalszy, głębszy sens. Ów zewnętrzny wygląd jest obrazem, który pokazuje istotę jakiegoś bytu i mówi o jego sposobie istnienia, mówi, kim on jest. „Postać Boża” to nic innego jak synonim Bożej natury. Syn Boży istnieje więc jako ktoś równy samemu Bogu. I oto On pozbawia się tej zewnętrznej „postaci”, stając się sługą, często niewolnikiem, a więc kimś, kto stał na najniższym szczeblu drabiny społecznej.

Czy to znaczy, że wcielony Syn Boży pozbawił się godności „postaci Bożej”? Wielu mówi: tak. Ale to błędna interpretacja. Chrystus Jezus, jako wcielony Bóg-człowiek, nie pozbył się tej godności. Dał się tylko ogołocić z blasku Bożej światłości, dającego się łatwiej dostrzec i uznać. Jako cierpiący Sługa Jahwe ukrył swój majestat, przysługujący samemu Bogu, i stał się sługą cierpiącym i poniżonym. Zadanie dla uczniów i słuchaczy Ewangelii jest sporo trudniejsze – trzeba przedrzeć się przez warstwę cierpiącego Chrystusa Pana, by dostrzec w Nim, ogołoconym, Syna Bożego.

Hymn o uniżonym Chrystusie, Synu Bożym, z Listu do Filipian jest jednym z najpiękniejszych i treściowo najbardziej pojemnych zapisanych na kartach Nowego Testamentu. Bibliści spierają się o to, czy jego autorem jest św. Paweł. Są tacy, którzy uważają, że powstał gdzieś w kręgu wspólnot założonych przez Apostoła Narodów, a on jedynie go zacytował. Jeśli tak było, jest to dowód, że chrześcijanie pierwszego i drugiego pokolenia Kościoła kontemplowali swego Pana z taką głębią, którą my, po dwudziestu wiekach, możemy jedynie podziwiać i przyjąć.

A jeśli hymn ułożył św. Paweł, to jego adresaci musieli go po prostu śpiewać podczas modlitewnych spotkań – bo to hymn, i kontemplować prawdę o tym, że Syn Boży zakrył swą godność, stał się sługą, ale na krzyżu nie przestał być Bogiem Zbawcą. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 15/2019

Czy kamienie wołać będą?

Łk 19, 28-40

Jezus szedł naprzód, zdążając do Jerozolimy.

Gdy przybliżył się do Betfage i Betanii, ku górze zwanej Oliwną, wysłał dwóch spośród uczniów, mówiąc: «Idźcie do wsi, która jest naprzeciwko, a wchodząc do niej, znajdziecie uwiązane oślę, którego nie dosiadał żaden człowiek. Odwiążcie je i przyprowadźcie. A gdyby was kto pytał: „Dlaczego odwiązujecie?”, tak powiecie: „Pan go potrzebuje”».

Wysłani poszli i znaleźli wszystko tak, jak im powiedział.

A gdy odwiązywali oślę, zapytali ich jego właściciele: «Czemu odwiązujecie oślę?»
Odpowiedzieli: «Pan go potrzebuje».

I przyprowadzili je do Jezusa, a zarzuciwszy na nie swe płaszcze, wsadzili na nie Jezusa. Gdy jechał, słali swe płaszcze na drodze. Zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów zaczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I mówili głosem donośnym:

«Błogosławiony Król,
który przychodzi w imię Pańskie.
Pokój w niebie
i chwała na wysokościach».

Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: «Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!»
Odrzekł: «Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą».

«Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą».

Dziś w kościołach czytamy opis Męki Pańskiej. Jednak podczas uroczystego poświęcenia palm liturgia przewiduje odczytanie Ewangelii o wjeździe Jezusa do Jerozolimy. Jaki jest sens tego wydarzenia? Dlaczego Pan chciał w tak spektakularny sposób wkroczyć do miasta, w którym wkrótce zostanie osądzony, umęczony i zabity? Wjazd do Jerozolimy przypomina intronizację króla. Jezus wjeżdża do miasta nie na koniu, który kojarzył się z wojną, z dumą, potęgą, ale na osiołku. Osioł był zwierzęciem używanym do prac na roli, do przenoszenia ciężarów, także jako wierzchowiec. Jezus chce w ten sposób podkreślić, że przybywa jako pokorny sługa, jako król pokoju, król ubogich. Nie chce być władcą politycznym, ale chce władać sercami przez miłość.

Ciekawe jest to, że to sam Jezus inspiruje tak huczny wjazd do Jerozolimy. Wielokrotnie wcześniej po swoich spektakularnych cudach zabraniał uzdrowionym opowiadania o tym. Ewidentnie unikał poklasku tłumów, stronił od powierzchownej popularności. Tym razem godzi się na to, aby głośno, publicznie manifestowano Jego mesjańską godność. Być może dlatego, że wie, iż Jego tronem okaże się krzyż, koroną ciernie, a berłem trzcina. Jest królem-sługą, który umywa nogi i oddaje życie za swoich poddanych. Ale prawdą jest też to, że jest odwiecznym Panem świata, któremu każde stworzenie winno oddawać chwałę.

Prorocki gest Jezusa spotyka się z dwiema reakcjami. Pierwszą jest entuzjazm uczniów, którzy wielbią Boga i wyznają w Jezusie oczekiwanego Mesjasza. „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie” – wołają. To echo wielu prorockich zapowiedzi Starego Testamentu, które wypełniają się w Jezusie. Jest też twarda reakcja faryzeuszy, którzy naciskają na Jezusa, aby uciszył wiwaty tłumu. Pokorny król wjeżdżający na osiołku do Jerozolimy odpowiada: „Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”. Są chwile, kiedy trzeba głośno, odważnie, publicznie oddawać Bogu cześć. W imię wiary.

Kościół widział we wjeździe Jezusa do Jeruzalem zapowiedź tego, co się dzieje w liturgii. Chrystus przychodzi wciąż na nowo, pokornie, pod postacią chleba i wina. Chrześcijanie muszą mieć odwagę oddawać mu hołd. Czasem w izdebce, a czasem w wielkiej bazylice. W wielu katolickich państwach zniesiono procesję Bożego Ciała i unika się wszelkich form publicznego przyznawania się do Chrystusa. Nawet bicie w dzwony wydaje się niektórym zbyt ostentacyjne. Często to wycofanie wierzących z głośnego wołania „hosanna” na cześć Jezusa tłumaczy się pokorą, naśladowaniem cichego Jezusa lub powtarzaniem, że wiara jest sferę prywatną. A jednak „jeśli umilkniemy, kamienie wołać będą”. Bywa tak, że to swój lęk, zwątpienie lub uleganie presji politycznej poprawności, ubieramy w szaty pokory. Są chwile, kiedy nie wolno milczeć. Kiedy w imię prawdy trzeba z całą pokorą i z całą siłą oddawać Bogu chwałę. Przed nami Wielki Tydzień, Triduum Paschalne. To czas oddawania chwały Panu, który przychodzi by nas zbawić. Miejmy odwagę przyznawać się do Niego. I w zaciszu swego serca i głośno wobec świata.

Ewangelię z komentarzem znajdziesz również na naszym kanale SPOTIFY. Obserwuj, by niczego nie przegapić.

Znajdziesz nas także w Podcastach Google

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

Katarzyna Słowik

|

GN 15/2019

Świeckim okiem

Ostatnia niedziela Wielkiego Postu rozpoczyna najważniejszy tydzień: czas zadumy, refleksji i wyciszenia. Choć często jesteśmy w tych dniach skupieni na domowych obowiązkach i przygotowaniach do Niedzieli Zmartwychwstania, nie zapominajmy, że nadchodzące dni mają przypominać nam o pełnej miłości ofierze Jezusa na krzyżu. Jezus, który nie był zbrodniarzem, a jednak umarł jak inni złoczyńcy, by odkupić nasze grzechy, ofiarował za nas swoje życie. W dzisiejszych czasach trudno nam poświęcić się dla drugiej osoby, ofiarować jałmużnę czy też pomóc innym w potrzebie. Zbyt często pochopnie oceniamy drugiego człowieka i zastanawiamy się, czy wyciągnąć do niego rękę. Jezus nie oceniał. Poświęcił się dla nas – dla mnie, dla ciebie, dla twoich bliskich. Czytając słowa dzisiejszej Ewangelii, zadajmy sobie pytanie: czy byłbym gotów oddać życie za swoich braci i nieprzyjaciół? Czy mam w sobie tyle miłości? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

  • Gabriela
    14.04.2019 07:41
    Uroczystym wjazdem do Jerozolimy Jezus oficjalnie objawił swą mesjańska godność. Ów wjazd to jednak nie „intronizacja króla”, podobnie jak najbardziej sugestywne inscenizacje Męki Pańskiej nie są w stanie „uobecnic” jej samej i pozostają teatralnym spektaklem. Bywa, ze trzeba „podnieść swój głos” nie tylko wobec świata, ale i własnej wspólnoty wierzących. Bo czasem musza wołać kamienie. Również te odrzucane.
    doceń 0
Dyskusja zakończona.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.

Zapisane na później

Pobieranie listy