„Gdzie ksiądz siedział? We Wronkach? To najstraszniejsze więzienie”. Nieznana historia „żołnierza Kościoła katolickiego”

„Dwadzieścia dni bez siennika na betonie. Na noc pozwolono mi zostawić w celi metalową miskę. Ona służy mi za poduszkę. Ponieważ na betonie jest bardzo zimno, sypiam skurczony na stoliku mającym 70 cm długości” – zanotował w pamiętniku ks. Józef Zator-Przytocki, w czasie II wojny dziekan Okręgu Krakowskiego Armii Krajowej, po 1945 r. ofiara komunistycznego reżimu.

Wdrugiej połowie lat 70. największa świątynia w diecezji gdańskiej – bazylika Mariacka – stała się bezpieczną przystanią dla tworzącej się w Gdańsku opozycji. Jej proboszczem od 20 lat był ks. Józef Zator-Przytocki. Młodzi działacze skupieni wokół studenckiego pisma „Bratniak”, przyszli twórcy Ruchu Młodej Polski, doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia – księdzem archidiecezji lwowskiej, byłym akowcem, który trafił na Wybrzeże, ukrywając się przed komunistycznymi służbami. Dostrzegali, że choć kapłan ma dopiero 66 lat, cierpi fizycznie – traci wzrok, stale odnawiają mu się niezabliźnione rany – wynik stalinowskich przesłuchań. To wszystko budziło szacunek, bo chociaż ks. Józef na własnej skórze doświadczył komunistycznych represji w najgorszym wydaniu, nie bał się, że niezależnie myśląca młodzież gromadzi się wokół niego. Nie zrezygnował też z patriotycznych kazań. Po jednym z nich, wygłoszonym w 60. rocznicę odzyskania niepodległości, z kościoła Mariackiego wyruszyła pierwsza niezależna manifestacja pod lwowski pomnik Jana III Sobieskiego. Kilkaset osób nielegalnie zaintonowało hymn narodowy oraz „Rotę”. Opozycjoniści mieli okazję się policzyć. Za kilka miesięcy zamierzali zorganizować kolejną demonstrację – tym razem z okazji 3 maja. Ksiądz Józef nie miał nic przeciwko – Mszę św. za ojczyznę zawsze chętnie odprawi. Nie było mu to jednak dane – dwa tygodnie później 66-letni kapłan zmarł nieoczekiwanie podczas celebrowania Eucharystii. Ale zaplanowana manifestacja się odbyła. A potem kolejna. I jeszcze jedna. Pod pomnikiem króla Jana nie było już garstki osób. Przychodziły tysiące. Zbliżał się Sierpień '80…

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jan Hlebowicz Jan Hlebowicz