Wiara jest skarbem duszy, należy zatem zazdrośnie jej strzec we własnym sercu i w sercach bliźnich.
Apostołowie prosili Jezusa: „Przymnóż nam wiary” w kontekście rozmowy o zgorszeniach. On przestrzegał ich przed przyszłymi skandalami, które wstrząsną ich wiarą oraz wiarą tych maluczkich, którzy wcześniej im zaufali. Mówił nie tylko o zgorszeniach, które w wielu miejscach w przyszłości pogrzebią wiarygodność i autorytet Kościoła, ale też o potędze szyderstw i drwin, z jakimi odniosą się do nich stojący z boku faryzeusze. Najstraszniejszy jest ten skandal, który ogołaca duszę z wiary. Jest to prawdziwy zabójca wewnętrzny, gdyż dusza bez wiary jest zaciemniona, zmieszana, zrozpaczona i martwa. Czasami jeden mroczny epizod czy komentarz może wywołać zwątpienie, a dopuszczone do świadomości zwątpienie w prawdy wieczne może doprowadzić do zgonu wiary. Także szyderczy śmiech wrogów Kościoła nad grzechami niektórych jego synów lub córek, bolesna złośliwość i pogarda mogą zdezorientować duszę w kwestii pewności obranej w życiu drogi i doprowadzić ją do ruiny.
Wiara jest skarbem duszy, należy zatem zazdrośnie jej strzec we własnym sercu i w sercach bliźnich. Apostołowie, prosząc o wzrost wiary, pragnęli ujrzeć cudowne dzieła, które wprawiłyby w zakłopotanie bezlitosnych krytyków i zamknęły usta tępych faryzeuszów. Gdyby Pan zechciał wyposażyć ich w jakieś efekty specjalne, które odwróciłyby niekorzystny trend dla wiary w zobojętniałym społeczeństwie i powyciągały mocno w górę cherlawe statystyki. Gdyby jakimś niezwykłym zrządzeniem okoliczności dało się przywrócić powszechne zainteresowanie Dekalogiem i Ewangelią w mediach, polityce, na kampusach uniwersyteckich i w kulturze… Gdyby nagle Trump nawrócił się i zapisał do Odnowy w Duchu Świętym, zaś Bill Gates postanowił przeznaczyć cały swój majątek na budowę na całym świecie centrów duchowości benedyktyńskiej, powodując masowy napływ nowych powołań wśród młodych ludzi ogarniętych euforią ponownego zainteresowania postacią Chrystusa… Tymczasem Jezus odpowiedział im, iż gdyby mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, czyli maleńką, za to żywą i zdolną do wzrostu, potrafiliby za pomocą porywu ducha zasadzić drzewo morwy w morzu, czyli wprawić w ruch coś teoretycznie niemożliwego. Pan w swym miłosierdziu dokonuje rzeczy wielkich, używając najskromniejszych środków lub przez nieudolnych ludzi. Każdy misyjny czy duszpasterski sukces z pewnością wywołałby w niejednej duszy zarozumiałą satysfakcję i dumę z powodu wykonanej pracy. Mógłby też kusić apostoła do wysuwania roszczeń wobec Boga i wypinania piersi na medale od ludzi. Jezus natychmiast przywołuje nas do rzeczywistości, uznając, że wypełniliśmy jedynie nasz obowiązek i że jesteśmy sługami bezużytecznymi, bowiem autorem przemiany w głębi ludzkiej duszy i w świecie jest jedynie Bóg. On się tylko posługuje naszymi brudnymi ciałami i ciasnym umysłem, by tworzyć dzieła sztuki pośród słabości. Ten, kto ma choćby niewielkie doświadczenie prawdziwego apostolatu, wie, jak zabójcze jest dla niego zarozumiałe samozadowolenie, które wyraźnie zapowiada, że nie wyda on prawdziwych owoców życia wiecznego.
Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem