To oczywiste, że Jezus nie zachęca do nienawidzenia naszych krewnych, lecz do tego, aby stanowczo im się sprzeciwiać, gdy stawiają przeszkody na drodze do nieba.
To oczywiste, że Jezus nie zachęca do nienawidzenia naszych krewnych, lecz do tego, aby stanowczo im się sprzeciwiać, gdy stawiają przeszkody na drodze do nieba. Albo gdy egoistyczny i chory rodzaj relacji, jaki nas z nimi wiąże, stoi na przeszkodzie naszego podążania za prawdziwą Miłością. Wtedy należy uciec się do nienawiści – mówi nasz Pan. Jak to lepiej zrozumieć?
Paradoksalnie najbardziej podatne na zranienia są te więzi, na których nam najbardziej zależy. I nieraz najtrudniejszą do zniesienia staje się sfera miłości. A uciec nie ma gdzie, bo ucieklibyśmy od największej powinności życia. Dlatego potrzebujemy tutaj, może jak nigdzie indziej, pójść śladami Chrystusa, który sam od środka poznał ludzką rodzinę i nie stronił od więzi uczuciowych z innymi osobami. Jednakże uniknął w nich goryczy grzechu i teraz On, Zmartwychwstały, jest gotów przenikać je mocą uzdrawiania.
Kłopot polega na tym, że odcięci od życiodajnej gleby, jaką jest Bóg, szukamy siebie samych w naszych związkach z innymi osobami. Mój mąż ma mnie kochać tak, jak ja chcę. Moja żona ma mnie rozumieć i spełniać natychmiast wszystkie moje potrzeby. Moje dzieci mają realizować wszystkie moje marzenia, by zaspokoić w ten sposób moją, często niezrealizowaną, ambicję i potrzebę wdzięczności. I dlatego jeden szuka drugiego jak plastra miodu, aby wyssać z niego, co się da. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że ten drugi ma dokładnie tę samą potrzebę. I frustracja gotowa. Jan Paweł II mówił do małżonków: „Uważajcie, bo nawet w najbardziej udanych związkach przyjdzie czas na rozczarowania”. Bo człowiek nie zdoła sobą usatysfakcjonować w pełni drugiego. Nie potrafi go zbawić. Dwoje egoistów, mimo najlepszych intencji, nie zapewni sobie raju. Dlatego potrzeba Chrystusa z Jego mocą zwycięstwa nad grzechem. Zwyciężony grzech to uleczona krwawiąca w nas rana, odbudowana życiodajna więź z Bogiem, który na powrót nas kocha, daje swego Ducha i sprawia, że mamy punkt oparcia, by naprawdę zacząć drugiego kochać, dać się mu, stracić dlań życie. Bo tylko kochany może kochać. Drugiemu da oparcie ten tylko, kto sam je wcześniej odnajdzie dla siebie. Potrzeba, aby Chrystus wszedł na nowo w nasze relacje małżeńskie, rodzicielskie, synowskie, zięciowsko-teściowe i wszelkie inne, uzdrawiając je i opierając na mocnej, gruntownej, osobistej relacji z Sobą. A to zakłada uprzednie odniesienie się z nienawiścią do tego, co zepsute i skarłowaciałe, czego w żaden sposób nie należy dalej podtrzymywać.
Nienawiść prowadząca do rozłamu między dwiema osobami i czyniąca je nieprzejednanymi jest najbardziej sugestywnym obrazem naszego oddzielenia od grzechu, egoizmu, zachłanności na cudzy afekt i od tego wszystkiego, co nas pociąga ku ludzkiej nędzy, a nie ku miłości Jezusa. Konieczne jest wyrzeczenie się samego siebie i przekonanie, że nie da się przyjąć sposobu życia Odkupiciela bez przyjęcia własnego krzyża i pójścia za Nim drogą ofiary i kalwarii. Jest to niezastąpiony fundament dla tego, kto naprawdę chce być doskonały i osiągnąć raj.
Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem