Idą barbarzyńcy

Nie wystarczy być mistrzem ogłady, żeby uniknąć zagłady.

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

04.09.2025 00:00 Historia Kościoła (11) 05/2025

dodane 04.09.2025 00:00

Mówią, że historia lubi się powtarzać. Nie wiem, czy lubi, ale czasem rzeczywiście jakby się powtarza. Tym razem, mam wrażenie, przerabiamy upadek Cesarstwa Rzymskiego. W roli Rzymu występuje cywilizacja Zachodu ze szczególnym uwzględnieniem Europy. Wtedy, umownie w 476 roku, wspaniałe niegdyś państwo zapadło się pod własnym ciężarem z powodu kryzysu społecznego i moralnego, najazdów barbarzyńców i niezdolności zapewnienia należytej ochrony granicom. Nie były w stanie tego zrobić legiony rzymskie. „Żelazna pięść Imperium” w końcowej fazie Cesarstwa Zachodniego była już mocno zardzewiała. Liczba legionów zmalała, ich stan osobowy się zmniejszył, a sami żołnierze coraz częściej byli rekrutowani spośród barbarzyńców.

A o co chodziło barbarzyńcom, którzy najeżdżali Rzym? Oczywiście o „socjal”. Bogactwa i wygody, w jakie opływają coraz starsze, otyłe i zdemoralizowane społeczeństwa, zawsze nęcą tych, którzy ich nie mają. To wygląda trochę tak jak sytuacja zdychającego słonia czy innego nosorożca, wokół którego gromadzą się wygłodniałe drapieżniki. Dopóki zwierz był zdrowy i silny, budził respekt i podziw, on rządził i ustanawiał zasady. A teraz? Może i wygląda okazale, ale widać, że jest słaby. Jeśli czymś imponuje, to już tylko swoimi zasobami, by tak rzec, kulinarnymi. Takiego się zjada póki ciepły.

W tym wszystkim barbarzyńcy – cokolwiek by powiedzieć o ich bandyckich manierach – byli młodymi wilkami, gotowymi walczyć i zdobywać. To były ludy z potencjałem, silne, dzietne i wojownicze. Jedynym ratunkiem dla Rzymian byłoby ogarnięcie się w porę, ale to już nie było w porę.

U progu średniowiecza ekspansja barbarzyńców miała charakter głównie militarny. Najeźdźcy wlali się do Imperium, pokonując obrońców na polach bitew, zdobywając fortece, mordując, porywając i podporządkowując sobie ludność.

Dziś znowu mamy wędrówkę ludów, ale tym razem, choć zjawisko to ma charakter mniej inwazyjny, zasada jest podobna. Po słabnącej i wymierającej populacji imperium powstaje pustka, a ponieważ natura nie znosi próżni, musi w to miejsce wejść populacja inna. Barbarzyńcy miewają okropne obyczaje, bywają brutalni i bezwzględni. Nie wyglądają na wdzięcznych za to, że ich wpuszczono i dano utrzymanie, ale i tak do nich należy przyszłość. Z prostej przyczyny: oni po prostu mają dzieci. Dużo dzieci. Gdy społeczeństwo potrzebuje więcej trumien niż becików, musi ustąpić populacji wewnętrznie zdrowej, która myśli o przeżyciu, a nie o wyżyciu.

Ekspansji demograficznej nie sprosta żadna cywilizacja, która przegrywa na tym polu. Szczególnie taka, która własne potomstwo traktuje jak intruzów i je likwiduje, a przyjmuje dzieci tylko wtedy, gdy nie przeszkadzają w osiągnięciu życiowych celów.

Można oczywiście celebrować swoją wyższość cywilizacyjną, ale to kompletnie jałowe. Z pewnością rodowici Rzymianie wyglądali na lepszych od barbarzyńców, ale ta lepszość nie pomogła im przetrwać. Pozostały po nich ruiny pałaców, teatrów, akweduktów, które imponują, ale zarazem przypominają o nietrwałości największych nawet dzieł ludzkiego geniuszu.

Żal tej kultury, którą tak brutalnie zdeptali dzicy przybysze, żal tych ludzi tak wyedukowanych, miłośników sztuki, koneserów, których krew wsiąkła w gruz potrzaskanych rezydencji i zbryzgała zwoje papirusów zapisanych mądrością wieków. Ale czy mogło być inaczej, gdy Rzymianie stali się leniwymi kotami, niezdolnymi do poświęceń i skoncentrowanymi na utrzymaniu stanu posiadania?

A potem, cóż – musiało minąć wiele czasu, zanim barbarzyńcy osiągnęli cywilizacyjny poziom tych, których ziemie zajęli. I teraz my, potomkowie tamtych barbarzyńców – a w każdym razie ich kolegów – widzimy, jak cywilizację Zachodu, w której uczestniczymy, toczą procesy podobne do tych, które zakończyły dzieje Imperium.

Jest w tym jakaś dziejowa prawidłowość, ale jest też coś ponad tym: chrześcijaństwo. Ewangelia okazała się silniejsza od Imperium i jego upadek jej nie powstrzymał. Teraz też tak będzie.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.

Zapisane na później

Pobieranie listy