„Hitler jest naszym bogiem! Podpisuj albo giń!”. Zbrodnia pomorska 1939 dotknęła głównie duchownych

Jeden został uderzony pałką tak mocno, że wypłynęło mu oko. Innemu wycięto na czole swastykę. W pierwszych miesiącach II wojny światowej na Pomorzu Gdańskim Niemcy w brutalny sposób zamordowali kilkanaście tysięcy osób. Szczególną kategorią ofiar byli katoliccy duchowni.

Już na początku września 1939 r. na Pomorzu zaczęły powstawać lokalne oddziały niemieckiej straży obywatelskiej złożone z miejscowych Niemców działających pod nadzorem SS. Selbstschutz Westpreussen – paramilitarna organizacja, do której z czasem wstąpiło ponad 38 tys. osób, w teorii miała chronić miejscowe niemieckie rodziny przed aktami agresji i przemocy ze strony Polaków. W odezwie adresowanej do pomorskich volksdeutschów opublikowanej 15 września 1939 r. w „Deutsche Rundschau” pisano: „W trakcie ucieczki przed marszem niemieckiej armii, którego nie można było powstrzymać, podjudzeni i rozwścieczeni Polacy dopuszczali się w stosunku do volksdeutschów zwierzęcych aktów przemocy. Ofiary polskiego terroru są niezliczone. Ciągle jeszcze dochodzi do wybuchów fanatycznej nienawiści. W dalszym ciągu możemy napotkać zdziczałe i wściekłe kreatury, które popełnienie mordów uczyniły swoim rzemiosłem. Aby temu przeciwdziałać, utworzono Selbstschutz”.

Jednak zarówno nazwa organizacji, jak i jej oficjalne cele niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. Organizacja służyła przede wszystkim do załatwiania osobistych porachunków z polskimi sąsiadami. „Akty sąsiedzkiej zemsty i konflikty lokalne wykorzystano jako element szerokiego, wcześnie zaplanowanego programu eksterminacyjnego” – wskazuje dr hab. Tomasz Ceran, autor wydanej przez IPN w 2024 r. książki „Zbrodnia pomorska 1939”. Nieprzypadkowo szefem Selbstschutzu został były adiutant Heinricha Himmlera – Ludolf von Alvensleben, dla którego zabijanie Polaków stanowiło istotny element wojny rasowej. Prominentny nazista, uznający się za „człowieka germańsko-nordyckiego” stojącego nad „słowiańskim podczłowiekiem”, przekonywał podwładnych, że „honorem będzie dla każdego Polaka, by jego ścierwem nawieźć niemiecką ziemię”. Wymagał skuteczności i bezwzględności. „Musicie (…) skończyć ze wszystkim, co nieniemieckie i może przeszkadzać w procesie odbudowy” – przemawiał 15 października 1939 r. do zebranych na uroczystym apelu członków Selbstschutzu w Toruniu. Jego słowa padły nad podatny grunt – do organizacji wstępowali nawet 15-letni chłopcy, którzy strzelanie do polskich sąsiadów traktowali z jednej strony jako podstawowy obowiązek obywatela „nowych Wielkich Niemiec”, a z drugiej jako okazję do „dobrej przygody”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jan Hlebowicz Jan Hlebowicz