„Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje”.
1. „Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje”. Autor Listu do Hebrajczyków cytuje te zdania z Księgi Przysłów (3,11-12). „Karcenie” ma głębszy sens, niż się z pozoru wydaje. W oryginale jest tutaj słowo paidea. W kulturze starożytnej Grecji paidea to cały proces wychowania zgodnie z etycznym ideałem człowieka mądrego i pięknego. Kiedy więc czytamy o paidei Pana, powinniśmy mieć przed oczyma obraz Boga, który wychowuje swoje dzieci przez wcielone Słowo. Jezus jest prawdziwym pedagogiem, wychowawcą, nauczycielem. Starożytni pisarze kościelni, którzy doskonale znali kulturę grecką, wielokrotnie odwoływali się do klasycznego pojęcia paidei, dokonując jego „ochrzczenia”, czyli przetworzenia przez wiarę chrześcijańską. Grecy chcieli kształtować ludzi moralnych dzięki filozofii i literaturze. Chrześcijanie kształtują człowieka na wzór Chrystusa, dzięki Biblii, Kościołowi i działaniu Ducha Świętego.
2. Oczywiście paidea, czyli każde wychowanie, także w wierze, nie obędzie się bez wymagań, dyscypliny, potu, łez i krwi. Żyjemy w czasach rozpasanej wolności, co nie sprzyja wychowaniu. Każdy wysiłek, który musi podjąć wychowanek, bywa odczytywany jako zamach na jego wolność. Okazuje się, że nawet zwykłe prace domowe są już czymś, czego nie wolno wymagać od ucznia. Założenie, że w szkole ma być zawsze łatwo, lekko i przyjemnie, musi prowadzić do katastrofy. Nie ma wychowania bez kary i nagrody, bez zasady tubki: „jak się nie naciśnie, to się nie wyciśnie”. „Wszelkie karcenie (paidea) na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości”. W pominiętym przez czytanie wierszu autor zauważa dosadnie, że bez karcenia nie stajemy się synami, ale bękartami. Bóg traktuje nas jak swoje dzieci, które kocha – i dlatego wymaga. Przy czym w tle, jako pewien model paidei, pozostaje relacja Ojciec–Syn, dokładniej Bóg Ojciec–wcielony Syn Boży. Jezus jako człowiek był poddany w posłuszeństwie Ojcu, przyjął krzyż. A wszystko to dokonało się z miłości, w miłości i dla miłości.
3. Cały ten wywód o wychowaniu nas przez Boga kończy się wezwaniem: „Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana!”. To brzmi jak zachęta do wytrwałego treningu, do poddania się Bożemu prowadzeniu, do podjęcia trudu walki o piękne i mądre życie. Takiego życia chce dla nas Pan. Ale nikt nie będzie żył za drugiego. Nawet Bóg nie może tego uczynić. To prawda, że bywamy zniechęceni, że dopada nas zmęczenie lub zwątpienie w sens podejmowanego trudu. Nasze smartfony wciąż podrzucają propozycje diet czy treningów celem poprawienia sylwetki czy zrzucenia wagi. Ćwicz przez miesiąc, a będzie efekt. W sferze duchowej działa to podobnie, tyle że trening mięśni jest łatwiejszy niż kształtowanie duszy. Zasada jest ta sama. Tylko to, co trudne, rozwija. Nie ma zmartwychwstania bez krzyża.
Ks. Tomasz Jaklewicz W II czytaniu