Kto gardzi normalnymi ludźmi, sam lokuje się wśród nienormalnych.
Bogusław Chrabota, były naczelny „Rzeczpospolitej”, a teraz przewodniczący rady programowej PAP, sformułował w TVP Info (w likwidacji) taki oto zarzut wobec ustępującego prezydenta: „Andrzej Duda jest populistą. On nigdy nie stał po stronie elit. On elit w ogóle nie brał pod uwagę”. I dalej: „Andrzej Duda był prezydentem jarmarków, kółek różańcowych, klubów gospodyń wiejskich”.
No i proszę, jak wychodzi „kompleks wyższości” przedstawiciela jaśnie oświeconych. Tyle było gadania, że głowa państwa ma być prezydentem wszystkich Polaków, a tu się okazuje, że prezydent miał stać „po stronie elit”. Czyli jednak nie po prostu po stronie społeczeństwa? Bo elity – jakkolwiek je definiować – stanowią w społeczeństwie zawsze zdecydowaną mniejszość. I chwała Panu, bo jakby większość tak zadzierała nosa, kreując się na współczesną szlachtę, toby się w Polsce już w ogóle żyć nie dało.
Gdybyż ta „szlachta” chociaż uczestniczyła w życiu „ludu”, ale nie – ci ludzie coraz głośniej manifestują swoją pogardę dla tego, czym i jak żyją zwykli ludzie. Co znaczy to sformułowanie o „jarmarkach, kółkach różańcowych i klubach gospodyń wiejskich”? Tylko to, że ci, którzy go używają – bo robi to nie tylko Chrabota – uważają większość Polaków za gorszych od siebie. Bo gdy lud chodzi po „jarmarkach”, elita odwiedza salony Prady czy innego Armaniego. Gdy zwykli ludzie uparcie trwają przy wartościach chrześcijańskich, magnateria preferuje „wartości europejskie”. Gdy spotykają się „gospodynie wiejskie”, szlachta wybiera parady równości. Okej – ale co w tym lepszego?
Oczywiście „elity” wprost nie powiedzą, że są lepsze, ale to wyziera z ich wielkopańskich słów, spojrzeń i gestów. A potem oburzenie, że naród kolejny raz wybiera nie tych, których oni przecież tak wyraźnie wskazali.
Zwykły człowiek przyznałby, że to po jego stronie tkwi błąd, spokorniałby i uszanował wolę większości. Ale oni nie – i jeszcze bardziej obrażają większość społeczeństwa. Ale co się dziwić – to nie są zwykli ludzie. To elita.
KRÓTKO:
Walcząca z szuriami
Barbara Nowacka żaliła się w TVN24, że przedmiot edukacja zdrowotna spotkał się z wielkimi sprzeciwami. „Jestem przekonana, że gdyby nie olbrzymie napięcie, jakie generuje prawa strona wokół edukacji, potrzebny dla dzieci i młodzieży przedmiot miałby szanse być obowiązkowy” – stwierdziła szefowa MEN. Jakoś nie zauważyła, że napięcie generuje właśnie ona, ani tego, że właśnie o to chodziło, żeby ten przedmiot nie był obowiązkowy – a najlepiej, żeby go w ogóle nie było.
Nawiązała też do szczepień przeciwko HPV, które teraz będą możliwe w szkołach. Żaliła się, że „była gigantyczna kampania również przeciwko temu”, że zastraszano nauczycieli i dyrektorów. Na koniec „ministra” oświadczyła: „Ja muszę chronić szkołę, muszę chronić nauczycieli przed szurią”.
No nie, pani minister – nie musi pani. Są lepsi. A konkretnie… wszyscy są lepsi.
Franciszek Kucharczak
Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.