Dziś granica między tym, co na ekranie wyreżyserowane, a tym, co interaktywne, coraz mocniej się zaciera.
Zabić, jak to łatwo powiedzieć.. I pokazywać na setki sposobów. W filmach akcji a'la „John Wick” trudno zliczyć ofiary zabijane w najbardziej wyszukany sposób. Więcej trupów można znaleźć oczywiście w grach kiedyś zwanych komputerowymi – dziś granica między tym, co na ekranie wyreżyserowane, a tym, co interaktywne, coraz mocniej się zaciera. Tym bardziej godne uwagi są nieśmiałe nawet próby pokazania, że nie każdy może być mordercą, że gra i życie to dwie odmienne rzeczywistości. Co nie znaczy, że zabijanie stało się dziś trudniejsze niż kiedyś.
Taką próbą, wartą docenienia, jest szpiegowski thriller „Amator”, oparty na powieści Roberta Littella, już raz zresztą sfilmowanej w 1981 roku. Pomysł na intrygę polega na tym, że agentem z wyboru zostaje kryptograf CIA, który nie umie posługiwać się bronią (w tej roli Rami Malek). Mimo to chce dokonać zemsty na terrorystach, którzy zabili jego żonę. Jak nietrudno się domyślić, będzie miał ku temu liczne okazje, a oryginalność scenariusza polega na tym, że skorzysta z nich mimo fizycznej słabości oraz ścigających go zawodowych morderców. Czy można być zatem Jamesem Bondem, nie tylko nie umiejąc strzelać, ale nawet nie mając odwagi nacisnąć spustu, gdy terrorysta jest na wyciągnięcie ręki, twarzą w twarz? Oczywiście – tak, bo dziś zabija się na odległość, korzystając z nowoczesnych technologii. Tak postępują terroryści, agenci CIA i FSB, taka powoli staje się nawet wojna na Ukrainie, w pierwszych miesiącach przypominająca zmagania sprzed stu lat.
Nie jest to bynajmniej obserwacja budząca nadzieję. Najsprawniejsze posługiwanie się joystickiem czy wyniki na strzelnicy z nikogo nie czynią jeszcze zabójcy. To jest decyzja podejmowana w głowie i obciążająca sumienie, nie każdy jest zdolny, by zrobić to własnoręcznie. Ale ta bariera w XXI wieku znika. Zabijanie polega dziś na naciskaniu guzików lub używaniu aplikacji, w kolejnych wojnach hybrydowych zapewne będzie się korzystać z równie niewinnych narzędzi. I to jest bardziej przerażające niż krwawe łaźnie Johna Wicka.
Piotr Legutko
dziennikarz, publicysta, wykładowca, absolwent filologii polskiej UJ. Kierował redakcjami „Czasu Krakowskiego”, „Dziennika Polskiego”, „Nowego Państwa” i „Rzeczy Wspólnych”, a także krakowskim oddziałem TVP i kanałem TVP Historia. Z „Gościem Niedzielnym” związany od początku XXI wieku. Opublikował m.in. „O dorastaniu czyli kod buntu”, „Jad medialny”, „Sztuka debaty”, „Jedyne takie muzeum”, książkowe wywiady z Janem Polkowskim i prof. Andrzejem Nowakiem oraz „Mity IV władzy” i „Gra w media” (wspólnie z Dobrosławem Rodziewiczem). Wykładowca UP JP II oraz Akademii Ignatianum.